Piesn_konca_swiata_s_00d5.pdf
(
35 KB
)
Pobierz
WYSTĘPY
Udaję się w symboliczną podróż do obcego, zamkniętego i przekształconego świata.
Wyrosłem z drzewa opatrzności i transfuzji krwi, wytyczanych siecią prowadzących poprzez
główne aorty kanałów mojego ciała. Zapobiegam zdemaskowaniu mnie przez zmierzch, jakoby
jestem obecny w chwili, gdy dzień umiera pozostawiając mnie tym, który jako jedyny myśli o
świcie, którego jeszcze nikt nie wymyślił.
Jestem, jakby w skarbcu, ukryty pomiędzy drzewami, jak rozszczepiony wojownik światła.
Poszukuję miejsc oderwanych, po których pustkowiach tłumaczyć będę przestrzeń na nowy język.
W pustej wyrwie nicości adekwatnie przekładać będę miejsca, wplecione w czyny zawiniętych
wyrazów, zamykających światy na nieoznakowanej powierzchni. Będę przestrzegał absolutu ciszy
do momentu, gdy pojawią się najeźdźcy i zatrzasną za mną skórzane pasy krępujące larwy marzeń
wyciekające z wyrwy mojej porozdzieranej twarzy. Nie krępują one mnie, lecz tylko moje cienie,
które pozostawiłem stojące na straży przed wyrwą. Prowadzą one do ucieleśnionych koszmarów, u
bramy jawy. Pożywiają się utożsamionym synonimem całkowitej ekspresji introwertycznej
dewiacji.
Znalazłem się w miejscu poza klatką, która oplata cały świat, poza stanem miejsca
skupionego na mnie. Przeszłość i przyszłość stają się teraźniejszością płynącą wspak. Jestem
oderwany od sensu i zawieszony na obrazie dźwięku. Czekam na kres tego, co ma mi do
zaoferowania. Najznakomitsze kęsy, którymi częstują mnie najeźdźcy, pozwalają mi zakosztować
samego siebie. Tworzą pomost utkany z płynów mózgowych na przełęczy topograficznych linii
telefonicznych. Odnajduję drobiazgi, pojedyncze ziarenka materialnych wspomnień zakodowanych
w sercu wyższej analogii.
Na karku czuję chłód zsyntetyzowanego oczekiwania. Jestem kamieniem, którego
obserwuje płynący w powietrzu mężczyzna. Prosi mnie o przechowanie jego listów. Mówi, że z
nich buduję barkę, nie zatapialną przez ocean słońc. Symbolizm cyfr ostrzega mnie przed
załamaniem ćwierćwiecza. Aplikuje skażone podziemia zwolnione i cofnięte w relatywne
pragnienia przekształconych perwersji, bez żadnej analizy. Zaschnięty plener odczytuję węchem.
Ukrywam pejzaż przed kluczami jakie niosą, chcąc się dobrać do zamku ulepionego z puchu. Nie
ma innej drogi.
Zmysły odsłonięte, odcinam za pomocą bicza słów, obrazów i archaizmów nie potrafiąc
upersonifikować ich w poszczególnych miejscach. Widzę oczy, które są jak implozja gwiazdy w
przestrzeni kosmicznej, rozchodzącej się płynnymi falami ognia zalewającymi ludzkie pojęcie.
Ukarałem samego siebie. Anioły powstały. Muzyka upadła.
Nadciągają znad horyzontu jeźdźcy ciemności. Swym woalem zakrywają jedność dnia
wytapiając rozkosze amoralnych opcji w kryształowy grunt. Wyrzuty sumienia pojawiają się nagle.
Kraty w oknach oddzielają nie mieszkanie od świata na zewnątrz, lecz jego wewnątrz zamknięte
serce wspak na przekór marzeń, magii i niespodzianek. Wszystko wydaje się lekkie, nikłe i
pozbawione pojęć. Ściany zamykają wspomnienia między swymi nieznajomymi snami. Może tylko
ślepcy widzą czas na przekór wspak. Zwierając przeznaczenia w garści, szukając drogowskazów
donikąd, skąd nie wynikają żadne określone znaczenia.
Mimo, iż świat taki zgaszony, okna nie dają blasku mroku. One otwierają się na oścież i
milkną z hukiem rozwrzeszczanych małpich syren. Niebo nieskazitelne, czyste a jednak pełne
notorycznych wyrw zębicznych. Pochłaniały członka ostatniej nadziei, tego którego zwą legionem
najeźdźców, bo pomimo, iż ich było wielu, członka miał jednego. Panowanie królów trwało w
państwie nadal, jednak był to król zwany prezydentem w ochronie nie ludzików w garniturach, lecz
rycerzy na sfałszowanych koniach. Król był zły i okrutny, co rodziło się z samotności, która
kaleczyła go od zewnątrz. Pędzlem rozżużlona tajemnica. Chwała niewiastom i koczkodanom. Na
parkingu same wielkie czarne bmw. Parking jest nieoświetlony. Wokół niego beton. A one w
ciemności, połyskują i warczą jak psy do nieba.
W tym momencie doznałem iluminacji. Jestem nihilistą nie mówiącym nic nowego. To są
najmądrzejsze słowa jakie kiedykolwiek napisałem. Teraz wracam do świata, który dobrze znam, by
przekształcić i zatrzymać go w symbolach.
Kup książkę
Plik z chomika:
P.Kuba-47
Inne pliki z tego folderu:
Baczynski_1989_e_16x9.pdf
(428 KB)
Patrol_Patryka_s_00gl.pdf
(200 KB)
Wiersze_ktore_10_lat_jak_wino_w_beczce_dojrzewaly_s_5a00.pdf
(728 KB)
Bilet_do_piekla_s_00d7.pdf
(35 KB)
Piesn_konca_swiata_s_00d5.pdf
(35 KB)
Inne foldery tego chomika:
Administracja
Afryka
After Effects
Agile - Programowanie
AJAX
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin