Anonimowi_Heretycy_anoher.pdf

(4846 KB) Pobierz
Tytuł oryginału: Heretics Anonymous
Tłumaczenie: Marcin Machnik
ISBN: 978-83-283-6479-0
HERETICS ANONYMOUS © 2018 by Catherine Henry
All rights reserved.
Polish edition copyright © 2020 by Helion SA
All rights reserved.
All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form
or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any
information storage retrieval system, without permission from the Publisher.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź
towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci —
żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc
czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://editio.pl/user/opinie/anoher
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
Helion SA
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail:
editio@editio.pl
WWW:
http://editio.pl
(księgarnia internetowa, katalog książek)
Printed in Poland.
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
1
MATERIAŁ W KRATĘ
ma w sobie coś prawdziwie złowieszczego.
Wygląda jak siatka przeplatających się kolorów, ale
życie
nauczyło mnie,
że
zawsze zwiastuje zgubę, podobnie jak komety
i czarne koty. Amatorski dudziarz, który grał na pogrzebie mojego
dziadka, miał na sobie kratę. Gryzący garnitur, w który wciskano
mnie trzy Gwiazdki z rzędu, także był w kratę. A szef, który awan-
sował mojego ojca, a tym samym spowodował katastrofę w moim
życiu,
niechybnie miał na sobie bokserki w kratę. Ta złowiesz-
czość musiała gdzieś się ukrywać.
Ale wcieleniem wszelkiego zła było monstrum, które widziałem
naprzeciw swojego
łóżka
i w które wpatrywałem się jak w krat-
kowanego grzechotnika.
— To
krawat,
Michael — powiedziała mama, gdy otwarłem
paczkę ze szkolnym uniformem, którą odebraliśmy w zeszłym tygo-
dniu, i zagroziłem,
że
sprawdzę odporność tego poliestrowego mate-
riału na ogień. — Przecież nosiłeś już krawaty.
7
Kup książkę
Poleć książkę
Owszem, na pogrzebach i imprezach z dziadkami w staroświec-
kich i nudnych klubach seniora. Nie w szkole. Chodziłem już do
czterech szkół — dwóch publicznych, jednej prywatnej i jednego
„eksperymentalnego stowarzyszenia edukacyjnego” — ale nigdzie
nie wymagano krawatów.
Mama obiecywała,
że
sporo rzeczy nie będzie
żadnym
pro-
blemem. Na przykład czwarta przeprowadzka w ciągu dziesięciu
lat. Lub zmiana szkoły półtora miesiąca po rozpoczęciu jedenastej
klasy
1
. Lub przejście ze szkoły publicznej, honorującej ferie zimowe,
do szkoły, której motto brzmi
Deus meus et omnia
— Bóg mój
i wszystko. Jak dotąd pomyliła się we wszystkich możliwych przy-
padkach, dlatego nie miałem podstaw, by ufać jej w kwestii krawata.
Za piętnaście minut powinienem wyjść, a to powinien być
zwykły drugi poniedziałek października, lecz w rzeczywistości był
pierwszym dniem w szkole, której nigdy wcześniej nie widziałem.
Kraciasty krawat leżał na pudle z książkami, którego jeszcze nie
rozpakowałem. I prowokował mnie.
Wziąłem go i owinąłem wokół szyi, pod kołnierzykiem Obo-
wiązkowo Wymaganej białej koszuli, na wpół wciśniętej w Obo-
wiązkowo Wymagane sztywne granatowe spodnie. Nie pamięta-
łem,
jak się wiąże krawat.
Próba nr 1: przełożyłem pod zamiast nad i uzyskałem zwój, który
wyglądał jak zwijana urodzinowa trąbka.
Próba nr 2:
źle
wymierzyłem i cienka część wystawała kilka
centymetrów spod grubej części.
1
Odpowiednik trzeciej klasy polskiego liceum
— przyp. tłum.
8
Kup książkę
Poleć książkę
Próba nr 3: wyszło na odwrót. Zrobiłem węzeł na odwrót.
Pewnie tak czuje się skazaniec czekający na powieszenie. Pętla
zdaje mu się słaba i nieszkodliwa, mimo
że
za moment powoli i bole-
śnie
pozbawi go
życia.
Mogłem poprosić tatę o powtórkę kursu Podstawowych Umie-
jętności Mężczyzny, zanim wyszedł wczoraj na nocny lot do Brukseli,
ale w ten sposób zakłóciłbym rekordowe sześć dni nierozmawiania
z nim. Co innego, gdybyśmy przeprowadzali się z konieczności, na
przykład gdyby tato był
żołnierzem,
dyplomatą lub uciekającym ska-
zańcem. Ale praca taty sprowadza się do sprzedaży i importu pla-
stikowych pokrowców na baseny, a my musimy się przeprowadzać
za każdym razem, gdy wespnie się na kolejny szczebel korpora-
cyjnej drabiny.
Porzuciłem próby właściwego zawiązania krawata i sięgnąłem po
ostatni element uniformu, granatowy blezer z naszywką na lewej
piersi z napisem PRYWATNE LICEUM IM.
ŚW.
KLARY. Mogli
nazwać je PIEKŁO, zaoszczędziliby na kosztach haftowania.
Niektórzy ludzie są stworzeni do wiary w jakieś wyższe istoty
w rodzaju Boga lub gospodarzy programu Telezakupy, ale istnieją
też inni, tacy jak ja, którym trudniej spełniać zachcianki rodzi-
ców, nauczycieli lub urodzonych dwa tysiące lat temu nieumarłych
żydowskich
mistyków o
żelaznych
poglądach na rozwody.
To nie tak,
że
straciłem wiarę. Ja jej po prostu nigdy nie miałem.
Nigdy nie wierzyłem w
żadnego
Boga, tak samo, jak nie wierzyłem
w wilkołaki, duchy czy w to,
że
połączenie cukierków Pop Rock
z napojem gazowanym prowadzi do eksplozji
żołądka.
Okej, w to
9
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin