Znaki_zycia_Tom_II_e_0le2.pdf

(189 KB) Pobierz
PSYCHOSKOK
Wioletta Milewska
„Znaki życia. Tom II”
Copyright © by
Wioletta Milewska,
2017
Copyright © by
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.,
2017
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana
i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Redaktor prowadząca:
Wioletta Tomaszewska
Korekta i redakcja:
Bożena i Janusz Sigismundowie
Projekt okładki:
Robert Rumak
Ilustracje na okładce: ©
ngocdai86 – Fotolia.com
Skład:
Jacek Antoniewski
ISBN: 978-83-7900-727-1
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3/325, 62-510 Konin
tel. 63 242 02 02
http://psychoskok.pl
e-mail: wydawnictwo@psychoskok.pl
Kup książkę
I
Mżyło.
Drobne kropelki wody muskały delikatnie szybę, tańczyły na
szkle, potem spływały w dół zygzakowatym torem, pozosta-
wiając za sobą łzawą linię, jakby wiedziały, że muszą wytyczyć
drogę następnym, biorącym udział w tym szaleństwie.
Inne kuleczki siadały płasko na wielkich liściach kasztanow-
ca, a następnie ześlizgiwały się zeń na samą jego krawędź, któ-
rej przytrzymywały się jeszcze przez krótki moment, po czym
całymi koloniami zeskakiwały radośnie na ziemię i wniknąwszy
w suche jeszcze pory żyznej gleby, zaczynały zabawę w chowa-
nego, przenikając do poszczególnych gruzełków glebowych.
Zaśmiewały się cichutko jedna przez drugą jak rozszczebiotane
pensjonarki, tak że w całej okolicy słychać było ich jednostajne,
beztroskie dokazywanie.
Niedzielę już o bladym świcie można by zaliczyć w poczet
dni straconych. Przede wszystkim dlatego, że trzecia z kolei
porcja ibuprofenu nie poprawiła w żaden sposób obrzydliwego
samopoczucia. Owszem, tysiąc dwieście miligramów substancji
czynnej przyjmowanych w regularnych, cogodzinnych dawkach
po czterysta takich jednostek wagowych naraz, bardzo wyraź-
nie dało się odczuć najpierw w opuszkach palców wszystkich
kończyn, a potem w całych dłoniach i stopach.
Nawet ból jakby nieznacznie osłabł.
Nie pozostawało więc nic innego, jak tylko czekać, aż śro-
dek przeciwbólowy w formie czerwonych, owalnych kapsułek,
3
Kup książkę
zgodnie z zapewnieniem producenta, z prędkością błyskawicz-
ną bezbłędnie trafi w źródło bólu.
Od piątej siedem, kiedy Sylwia połknęła pierwszą kapsułkę,
ból nie ustępował, zmuszając ją do systematycznego przyjmo-
wania kolejnych. Jednak nigdy nie odważyła się wziąć więcej
niż trzy, a i to tylko wtedy gdy nie mogła wytrzymać okrutnej
męczarni, jaką zgotował jej po raz kolejny własny organizm.
Nieznośny, kłująco-rozpierajacy ból zdawał się przewiercać
mózg na wskroś i rozsadzać czaszkę, jakby kości były wykonane
z cienkiego papieru, z jakiego zwykle robi się na masową skalę
chińskie lampiony.
Po dwugodzinnym wysiadywaniu w fotelu Sylwia podniosła
się ociężale i z opuszczoną nisko głową podreptała z powrotem
do łóżka. Może uda się jeszcze wyrwać bólowi zagrabioną bez-
prawnie porcję dobrotliwego snu i może za jakąś godzinę uda
się obudzić na nowo, ale już bez tego przygniatającego poczu-
cia bezradności i wszechogarniającej pustki.
Otumaniony środkami przeciwbólowymi umysł zapadł na-
tychmiast w stan niespokojnego półczuwania.
I właśnie z tego dziwnego świata pomiędzy jawą a snem,
w którym odbywała męczącą wędrówkę po błotnistych pagór-
kach przechodzących w bagniste obniżenia, wydobyło ją ryt-
miczne stukanie.
Jeszcze nie do końca świadoma chwyciła plastikowy budzik,
który pełnił cierpliwą wartę na niskiej szafce nocnej, i spojrzała
na cyferblat. Dochodziła jedenasta, a Sylwii zdawało się, że le-
dwo przyłożyła ciężką głowę do poduszki.
Jakieś mroczne uczucie dziwnej dezorientacji wywołane bez
wątpienia środkiem przeciwbólowym nie pozwalało na jasną
i obiektywną ocenę rzeczywistości, o której przypomniała do-
piero wyrywająca się nagle z ciszy ponowna seria stukających
dźwięków.
Ktoś dobijał się do drzwi.
4
Kup książkę
Sylwia dźwignęła powoli nieskore do współpracy ciało i z nie-
małym zdziwieniem połączonym z wdzięcznością uznała, że
sprawca, który wcześniej postanowił rozłupać jej delikatną czasz-
kę od środka, jak rozłupuje się dojrzałe, pachnące orzechy wło-
skie, by zasmakować w ich wartościowym, bo bogatym w liczne
substancje odżywcze, wnętrzu, stracił widać swą diabelską cier-
pliwość i ze swego postanowienia zrezygnował. Paskudny ból
zastępowało teraz tępe, ledwo wyczuwalne tętnienie w skroniach,
promieniujące gdzieś w okolicę szyjno-potyliczną, a następnie
spływające w dół kręgosłupa falami, które powodują dreszcze.
Pozostało też jednostajne, choć znośne wrażenie rytmicz-
nego kłucia gdzieś w obszarze kości ciemieniowej. Porównując
natomiast te symptomy z poprzednimi objawami, każdy medyk
zgodziłby się z diagnozą, że pacjentka z otchłani piekielnej po-
wróciła na padół doczesny.
Malwina, straciwszy już nadzieję, że gospodyni jej otwo-
rzy, zrobiła zwrot na pięcie i zanim zdążyła postawić pierwszy
krok w kierunku schodków, usłyszała dźwięk przekręcanego
w zamku klucza.
Straciwszy na chwilę równowagę, zrobiła kolejny zwrot, jak
żołnierz w czasie musztry i stanęła oko w oko z Sylwią. W dło-
niach trzymała dwie ogromne, piękne papryki: czerwoną i żół-
tą, a na twarzy miała serdeczny uśmiech, który przepadł gdzieś
natychmiast po tym, jak zobaczyła sąsiadkę.
– Boże, Sylwia! Coś nie tak? Dobrze się czujesz? – zapytała
z nieukrywaną troską w głosie, nie dbając o powitanie.
– Już w porządku – Sylwia starała się być przekonująca. –
Zarwałam noc i teraz się trochę położyłam. Już jest lepiej. Wejdź
– zachęciła gestem ręki. – Napijemy się kawy.
– Nie chciałam ci przeszkadzać… Gdybym wiedziała, że
śpisz… Masz tu – ciągnęła Malwina niedokończonymi zdania-
mi, wyciągając przed siebie smakowite owoce – zrobisz sobie
na obiad… albo jak zechcesz.
5
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin