El_Principe_miasto_grzechu_s_0094.pdf

(33 KB) Pobierz
Rozdział 1
— Nareszcie co tak długo?!
— Motor mi trochę nawalił, jak się wzbogacę na tym
świństwie, kupię sobie nową pyrkawę.
— Masz dla mnie kokę?
— Mam, ale na razie nie proś o więcej, gliny węszą
po okolicy, wczoraj zrobili nagonkę... była niezła
jatka. Truposzów było chyba z piętnastu.
— Dobra dawaj towar! Jestem dzisiaj na głodzie —
warknął Eliseu i szybko wydarł małą białą działkę z
czarnych rąk Meci, lokalnego przemytnika.
Ćpun od trzech dni nic nie przyjmował, był jak
bezmięsna postać, którą od czasu do czasu popychał
wiatr. Jego oczy na tle zniszczonej twarzy
wydawały się wyłupiaste a blada, trupia cera nie
przypominała już tej ciemnej skóry mulata sprzed
kilku lat. Tego osiemnastolatka czekała tylko jedna
droga.
Wychudłymi, trzęsącymi się rękoma wysypał proszek
na mały uliczny papier znajdujący się na bruku i
upadając na kolana, pochylił głowę do ziemi, aby
wciągnąć to świństwo do nosa przez cienki wkład od
długopisu.
— Zaraz! A forsa?! — krzyknął Mecia.
— Oddam jutro…
— Chyba się mylisz, jeżeli myślisz, że będę
przemycał dla ciebie towar za darmo!
— Powiedziałem jutro! A teraz spieprzaj stąd, bo
nie będę dwa razy powtarzał! — warknął oburzony
Eliseu, podrywając się z kolan i przyciskając dilera
do muru.
— Dobra, nie denerwuj się tak, lepiej zażyj tę swoją
mąkę, bo sępy już krążą. Jutro jestem po hajs,
inaczej masz w mordę, pamiętaj! — oświadczył
trzynastolatek i swoimi długimi nogami wskoczył na
motor, odpalając go, zapuścił dwa razy ostro gaz i
odjechał, spoglądając po drodze jeszcze na kilku
narkomanów wałęsających się po ulicy niczym
nocne zombie.
***
Rio de Janeiro jest wspaniałym miastem, do którego
chętnie przybywają turyści. Rytmy samby, plaża
Copacabana, kolorowe drinki. Piękno tego miejsca
dla przyjezdnych potrafi być rajem. Brazylijczycy
mówią o nim „Cidade maravilhosa” — wspaniałe
miasto. Życie kręci się tutaj wokół turystyki,
surfowania czy gry w piłkę nożną. Jednak to
wszystko jest tylko na pozór, ten przybytek
kontrastów potrafi być równie piękny co zdradliwy.
Kup książkę
Obok niezliczonych willi i przepychu, żyją tutaj
również ludzie z favel, nędzarze, którzy twierdzą,
że żyją za plecami Chrystusa, dlatego on ich nie
widzi. Przepaść, która dzieli, biednych i bogatych
jest ogromna, dlatego też te dwa światy nie są w
stanie się zauważyć. Jedyne co łączy Favelados i
ludzi dobrze usytuowanych to powietrze, którym
oddychają. W mieście slamsów prowizoryczne domy
wyrastają jak grzyby po deszczu, jeden przy
drugim. Wodę zdobywa się z górskich potoków, a
elektryczność jest podłączana nielegalnie. Nie ma
mowy tutaj o prywatności, skoro w jednym
pomieszczeniu zazwyczaj żyje po kilka osób. Slumsy
to jedna wielka rodzina, której selekcja odbywa się
naturalnie, zwykle poprzez dosięgnięcie kulą w
czasie spaceru po ulicy czy jedzenia obiadu. O
szkołach nie ma mowy, nie nauczy ona Favelados
życia tam, gdzie jest wszechobecna bieda a w
dzielnicach żądzą gangi, które sterują ruchem życia
codziennego. To bossowie narkotykowi żądzą
prawem i organizują leczenie, zabawy, handel, a
nawet rozwiązują spory. Jest tylko jeden warunek,
należy milczeć. Policja tutaj nie ma wstępu. Z
biedy i braku edukacji narkotyki i przemoc są
najpowszechniejsze. Z braku innych możliwości i
chęci choćby minimalnego oderwania się od dna,
Kup książkę
ten prosty zarobek kusi wielu i pociąga na dno.
Rozdział 2
W ciasnocie swojego domu, pośród sterty brudnych
naczyń stała Eunice Silva zanurzająca ręce w zimnej
wodzie i wyglądająca z niepokojącą miną przez
podziurawione od kul okno, ponieważ jej syn znów
gdzieś się włóczył od samego rana, tylko Bóg jeden
wiedział, gdzie się podziewało to chłopaczysko.
Matka musiała mieć do niego wiele cierpliwości.
Eunice była wdową od trzynastu lat, jej mąż zginął
potrącony przez samochód, jak się przypuszcza,
pewnie były to typowe porachunki gangsterskie. Od
tamtej pory musiała sama łożyć na wychowanie
syna sprzedażą ryb na ulicy. Kilka lat po śmierci
męża mimo nędzy, w jakiej żyła, przygarnęła do
siebie jeszcze jednego pięcioletniego chłopca
Cesara, dokładnie w wieku jej dziecka, został on
porzucony na ulicy przez ojca, jego prawdziwa
matka odsiadywała wyrok za narkotyki, więc mały
bez jakiej kolwiek pomocy nie mógłby być zdany na
łaskawy los. Chwilę po tym, jak Eunice skończyła
szorować podłogę w kuchni, niebieskie drzwi
frontowe zaskrzypiały. Do domu wbiegł jak zwykle
Kup książkę
głodny Mecia z rozczochranymi, czarnymi szpilarami
na głowie, wpierw ucałował zapracowaną matkę w
czoło i sięgnął po kawałek chleba leżącego na
małym stole.
— Gdzieś ty się włóczył przez cały dzień… już
zaczynałam się martwić!
— Jak zwykle nie potrzebnie, przecież wiesz, że
twój synek marnotrawny zawsze do ciebie wróci.
— Nie żartuj sobie, gdzie cię znowu wywiało?!
— Kopałem piłkę z kumplami…
— Mecia! Mów prawdę…
— No przecież mówię.
— I niby na grze w piłkę zarabiasz, tak?
— Nie rozumiem?
— Dzisiaj rano pod twoją poduszką znalazłam
pieniądze, skąd je masz, skoro nie pracujesz…
— Pożyczyłem od kumpla.
— Pożyczyłeś? Niby na co… z czego chcesz je
oddać…? Popadłeś w długi?
— Nie, nic się nie martw, wszystko będzie dobrze —
Uspokoił Mecia i sięgnął po wodę do picia która
stała w plastikowej butelce na kuchennej białej,
starej szafce.
— Nie obawiaj się, nie mam żadnych długów i na
razie nie zamierzam w nie popadać.
— Wziąłbyś się wreszcie do porządnej roboty,
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin