Trzecia - Magda Stachula.pdf

(1432 KB) Pobierz
Mamie
z wyrazami
miłości
Wtedy
Najgorzej, gdy przychodzi do mnie w snach. Zawsze ma tę samą twarz: mały
nos i wydatne wargi. Za każdym razem jest taka sama. Dla niej czas
zatrzymał się w ten upalny dzień lipca, o zmierzchu, gdy niebo nad nami
przybrało dziewczęcą różową barwę. Jak wyglądałaby teraz? Atrakcyjna
i uśmiechnięta, z przystojnym mężem u boku i gromadką uroczych dzieci?
Być może.
Nie potrafię zapomnieć jej oczu. Wielkich i przerażonych. Doskonale
rozumie, że jej życie zależy ode mnie. Ale w mojej głowie jest tylko jedna
myśl, silna i despotyczna. Świdrująca każdą powłokę mózgu, pulsująca
w sercu, hamująca oddech. Nie chcę jej blisko siebie, moje życie bez niej
będzie prostsze. Nawet przez chwilę nie analizuję tego, co zamierzam jej
zrobić i jaką zapłacę za to później cenę.
Wyciąga ku mnie dłonie i otwiera usta, jakby usiłowała coś powiedzieć.
Robię kilka kroków do tyłu, patrzę, co się dalej stanie. Bezładnie wymachuje
rękami, nie chce pozwolić mi odejść, ale nic nie może cofnąć mojej decyzji.
Przez cienką skórę na jej skroniach widać wzburzoną w żyłach krew, boi się,
zaczyna krzyczeć. Jej rozpacz rozdziera ciszę nocy. Siadam na łóżku, czuję
pot na plecach. I tak od wielu lat, nie każdej nocy, ale gdy kładę się
wieczorem, nigdy nie wiem, czy tym razem znów mnie nie odwiedzi. A gdy
koszmar się już zaczyna, zdaje się ciągnąć w nieskończoność.
8 kwietnia 2016, Kraków
ELIZA
– Na dzisiaj to już wszystko, bardzo państwu dziękuję.
Uśmiecham się do wpatrzonych we mnie twarzy, zamykam notatnik
i wstaję. Inni powoli też ruszają się ze swoich miejsc, szurają krzesłami,
żegnają się i wychodzą.
Kolejna sesja grupowa za mną. Mam nadzieję, że sporo zyskali na
dzisiejszym spotkaniu, bo dałam z siebie wszystko. To znak, że wracam do
normy. Pozbierałam się, wychodzę na prostą, pogodziłam się z porażką.
Znów potrafię się skupić na problemach innych, słuchać, analizować,
zadawać celne pytania. Kosztowało mnie to sporo wysiłku, ale dałam radę,
nie zawiodłam.
Na rozłożystym drzewie widać tu i ówdzie pierwsze nieśmiałe zalążki
liści, powietrze pachnie wiosną. Zatrzaskuję okno, zarzucam torebkę na
ramię i zamykam salę. Kładę klucze na kontuarze recepcji, żegnam się
z nowo przyjętą sekretarką i wychodzę na zewnątrz. Słońce wstydliwie
wygląda zza chmur, posyłając w moją stronę kilka wesołych promyków.
Mrużę oczy. Nagle dopada mnie intensywne uczucie
déjà vu,
które wyciska
mi łzy spod powiek. Mijający mnie ludzie mogą pomyśleć, że to skutek
patrzenia na słońce, ale prawda jest zupełnie inna. W taki dzień jak ten,
mający wiele do zaoferowania, zbyt obiecujący, by zostać w domu, najwięcej
myślę o tym, co straciłam. Kilka miesięcy temu z uśmiechem na ustach
Zgłoś jeśli naruszono regulamin