Zona gubernatora - Mark Gimenez.pdf

(2443 KB) Pobierz
Gdybym posiadł Teksas i piekło, Teksas oddałbym w dzierżawę, a w
piekle bym zamieszkał.
GENERAŁ
P
HILIPS
S
HERIDAN
Teksas to stan umysłu. Teksas to opętanie. A przede wszystkim
Teksas to państwo w całym tego słowa znaczeniu.
J
OHN
S
TEINBECK
Tak naprawdę zrabowaliśmy Teksas, czyż nie? Chodzi o to, że
zrabowaliśmy go Meksykowi.
L
ESLIE
L
YNNTON,
B
OHATERKA
O
LBRZYMA
E
DNY
F
ERBER
Nieszczęsny Meksyk, tak daleko od Boga i tak blisko Stanów
Zjednoczonych.
P
ORFIRIO
M
IAZ, PREZYDENT
M
EKSYKU
W LATACH
1877–1880
I
1884–1914
Umieranie to na granicy sposób na życie.
Gdyby jej prawdziwa tożsamość kiedykolwiek wyszła na jaw, byłaby
martwa, zanim słońce znów zdążyłoby wzejść nad Rio Grande. Ale
tutaj, w slumsach na przedmieściach Laredo, była tylko białą
pielęgniarką, która chodziła na wizyty domowe. Choć trudno takie
rudery nazwać domami. Były to budy sklecone z odpadków –
kawałków dykty, płatów blachy, kartonu, a nawet starych bram
garażowych – i choć nie były w stanie powstrzymać gorących
podmuchów znad pustyni Chihuahuan, zapewniały przynajmniej
schronienie przed upalnym słońcem. Był początek września, ale na
granicy nadal trwało lato. Tam zawsze było lato.
Kobieta schyliła głowę, chroniąc twarz przed wiatrem, który bez
przerwy gnał tumany kurzu, i pomaszerowała na kolejną wizytę.
Bose dzieci bawiły się w szarym pyle pokrywającym drogę albo
w mętnej wodzie rzeki. Brzuchate świnie wylegiwały się w nielicznych
zacienionych miejscach, jakie udało im się znaleźć, kury dziobały
jałową ziemię, a kozy błąkały się bez celu. Nad nimi krążyły sępniki
niezmiennie wyczekujące śmierci. Młode kobiety o starym wyglądzie
podgrzewały na wolnym ogniu tortille z fasolą i wymachiwały
słomianymi miotłami, tocząc z góry przegraną bitwę z kurzem.
Uśmiechały się i machały do urodziwej pielęgniarki, która pod białym
fartuchem nosiła żółtą sukienkę, na nogach miała różowe klapki, a z
szyi zwisał jej stetoskop. Osławione rude włosy ukrywała pod chustą,
a kapelusz z szerokim rondem chronił jej delikatną cerę przed ostrymi
promieniami słońca, które spiekły tę ziemię na brąz. W całym Teksasie
uchodziła za wytworną czterdziestoczteroletnią damę. W całym
Teksasie z wyjątkiem slumsów.
W przewieszonym przez ramię czarnym chlebaku niosła
medykamenty, prowiant i słodycze. Małe dzieci, które podbiegły
i otoczyły ją ze wszystkich stron, wyciągały błagalnie ręce, a dziesiątki
cienkich głosików przekrzykiwały się nawzajem po hiszpańsku.
Kobieta sięgnęła do torby i wyłowiła z niej garść cukierków. Uśmiech
opromienił smagłe twarzyczki, jak gdyby rozdawała im diamenty.
Zwykle widok białego w slumsach sprawiał, że dzieci wraz z matkami
Prolog
Zgłoś jeśli naruszono regulamin