Historyczne Bitwy 103 - Cedynia 972, Paweł Rochala.pdf

(4321 KB) Pobierz
HISTORYCZNE
BITWY
PAWEŁ ROCHALA
CEDYNIA 972
Dom Wydawniczy Bellona
Warszawa 2002
SŁOWIAŃSZCZYZNA ZACHODNIA
I KRAJE GERMAŃSKIE DO X WIEKU
LIMES SAXONIAE. LIMES SORABICUS
PAŃSTWO WIELKOMORAWSKIE
Słowo „limes" w prostym tłumaczeniu oznacza granicę. Gdy
łacina była językiem żywym, słowo to miało znaczenie
zasadnicze. Przywodziło na myśl odległe, niewzruszone granice
między obszarami cywilizowanymi a dziczą, które bogowie,
do spółki z Augustem, wyryli w ziemi wodą lub wytyczyli na
ziemi umocnieniami godnymi cyklopów. Pierwotnie limes
strzegł prowincji galijskich przed plemionami germańskimi,
potem został rozbudowany dalej, przy czym rzeka Dunaj
stanowiła najlepszą zaporę na drodze wszelkich ekspansji.
Przesilenia polityczne i gospodarcze spowodowały z czasem
znaczne osłabienie potęgi Imperium Rzymskiego. Tereny
uprawne wyludniały się na skutek długotrwałych wojen
domowych, epidemii i nad wyraz uciążliwego systemu podat-
kowego. W dodatku ruch plemion koczowniczych w dalekiej
Mongolii rozpoczął nieubłaganą Wędrówkę Ludów. Władcy
imperium nie byli w stanie wystawić i wyszkolić armii
w dawnym, legionowym stylu. Przymuszeni okolicznościami
zaciągali gotowe oddziały zbrojne barbarzyńców, aby strzegli
4
granic przed innymi barbarzyńcami. Ich służbę wynagradzali
ziemią. W ten sposób na tereny Galii, Tracji czy Grecji
przywędrowały całe plemiona germańskie, z własną strukturą
władzy i wojskiem. Nie trzeba było długo czekać na skutki tej
polityki. Armie barbarzyńskie łatwo ulegały buntom, zadając
klęski swym dotychczasowym sprzymierzeńcom.
Cesarze wschodni jakoś pozbierali się z dotkliwych porażek.
Cesarstwo zachodnie, zarządzane przez najemnych dowódców
wojskowych, rozpadło się na kilka królestw, reprezentujących
germańskie narody czasów wielkiej wędrówki.
Jeszcze przed klęską wschodniego cesarza Walensa bar-
barzyńcy osiedlali się setkami tysięcy na Bałkanach. Po tym
zwycięstwie, odniesionym dzięki strzemionom, nikt już Gotów
nie kontrolował, a limes — podobnie jak na zachodzie
— utracił znaczenie. Niedługo, z wielką trudnością od-
budowany, miał je odzyskać. A to dla powstrzymania drapież-
nych i dzikich hord — nie Gotów, nie Hunów, ale Słowian.
Zadanie to wypełniał z trudem, ze względu nie tylko na jakość
systemu umocnień, ale również na wolę i jakość walki
obrońców. Zaczęło się to w połowie VI wieku tak:
„...zebrało się wojsko Sklawinów nie większe jak koło trzech
tysięcy ludzi i przeszedłszy bez przeszkody z czyjejkolwiek
strony rzekę Ister (Dunaj), a później nie mniej łatwo Heuros
(Maryca), podzieliło się na dwie części. Jedna wataha miała
tysiąc ośmiuset ludzi, druga resztę. Komendanci załóg rzymskich
w Ilirii i w Tracji starli się z jedną i drugą, a choć oddaliły się już
od siebie, ponieśli wbrew oczekiwaniu klęskę i część padła na
miejscu, a inni znaleźli ratunek w ucieczce. Skoro więc
wszystkie komendy spotkał taki los z rąk jednego lub drugiego
z barbarzyńskich oddziałów, choć wiele słabszych liczebnie,
jedna z nieprzyjacielskich watah starła się z Asbadosem. Należał
on do gwardii przybocznej cesarza Justyniana (...) i dowodził
licznym i wyborowym garnizonem konnicy, który stał od dawna
w warowni trackiej Tdzurulon. Lecz i ich także Sklawinowie
zmusili do ucieczki i, przeważnie haniebnie pierzchających,
5
wycięli, pochwyciwszy zaś Asbadosa, chwilowo wzięli go
żywcem, ale później spalili go wrzuciwszy do płonącego
ogniska i zdarłszy mu przedtem pasy z pleców. Potem łupili
już tym bardziej bez przeszkód wszystkie okoliczne ziemie
trackie i iliryjskie i zarówno jedni, jak i drudzy oblegali
i zdobyli wiele warowni, choć w ogóle nie uderzali przed-
tem na mury, ani nie ośmielali się zejść na równinę, bo
przecież nie próbowali nigdy wpadać do ziem rzyms-
kich..."
1
.
Jak widać obie strony zaskoczone były nieporadnością
obrońców. Nic dziwnego więc, że owym „Sklawinom" zbrojne
wycieczki zza Dunaju na teren Grecji czy Tracji weszły
w nawyk. Miejscowa ludność, przerażona okrucieństwami
(Słowianie wbijali schwytanych na pale), opuszczała najeż-
dżane ziemie, więc barbarzyńcy zasiedlali urodzajne pustkowia.
Pseudo-Maurycy napisał elementarz dla dowódców wojs-
kowych, zawierający wskazówki w zakresie taktyki walk ze
Słowianami. Rady, jakie tam zawarł, znamionowały jeszcze
możliwości ofensywne Bizancjum przeciwko słowiańskim
siłom, przeważnie pieszym i słabo uzbrojonym (lecz nie jest
wykluczone, że jazda nie była obca Słowianom. Jak pieszo
zdołaliby dogonić i wyciąć pierzchającą konnicę Asbadosa?).
Sytuacja już wkrótce uległa zmianie. W wyniku bizantyjskiej
akcji dyplomatycznej Awarowie koczujący między Morzami
Kaspijskim i Czarnym, zebrawszy ponoć aż 60 000 jazdy
pancernej najechali naddunajskich Słowian. W dalszej części
plany cesarskie zakładały zapewne wzajemne wyniszczenie
adwersarzy, przy cykliczności koczowniczych najazdów. Spra-
wdziło się to tylko częściowo — Awarowie, ciągnąc ze sobą
inne ludy, jednych Słowian podbili, innych przymusili do
sojuszów i — wzorem Hunów — osiedlili się w Panonii,
tworząc własne państwo, tzw. chaganat. Próby skierowania
ich agresji na zachodnie królestwa germańskie powiodły się
P r o k o p i u s z z C e z a r e i ,
Historia wojen,
tłum. M. Plezia, Po-
znań-Kraków
1952, s. 72-73.
1
Zgłoś jeśli naruszono regulamin