ROMA J. FISZER Kilka godzin do szczęścia TAJEMNICA SPRZED LAT, KTĂ“RA ODMIENI Ĺ»YCIE TRZECH KOBIET Copyright for the Polish Edition © 2016 Edipresse Polska SA Copyright for text © 2016 Jacek Wojtkowiak Edipresse Polska SA ul. Wiejska 19 00-480 Warszawa Dyrektor ds. ksiÄ…ĹĽek: Iga Rembiszewska Redaktor inicjujÄ…cy: Natalia Gowin Produkcja: Klaudia Lis Marketing i promocja: Renata Bogiel-MikoĹ‚ajczyk Digital i projekty specjalne: Katarzyna DomaĹ„ska Redakcja: Ita Turowicz Korekta: Jaga MiĹ‚kowska, ElĹĽbieta Stoch Projekt okĹ‚adki i stron tytuĹ‚owych: Wojciech Stukonis ZdjÄ™cie na okĹ‚adce: Roman Samborskyi/Shutterstock.com Projekt graficzny, skĹ‚ad i Ĺ‚amanie: Perpetuum Redaktor prowadzÄ…cy: Jaga MiĹ‚kowska Biuro ObsĹ‚ugi Klienta www.hitsalonik.pl e-mail: bok@edipresse.pl tel.: 22 584 22 22 (pon.-pt. w godz. 8:00-17:00) www.facebook.com/edipresseksiazki Druk i oprawa: LEGA, Opole ISBN: 978-83-7945-249-1 Wszelkie prawa zastrzeĹĽone. Reprodukowanie, kodowanie w urzÄ…dzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystÄ…pieniach publicznych w caĹ‚oĹ›ci lub w części tylko za wyĹ‚Ä…cznym zezwoleniem wĹ‚aĹ›ciciela praw autorskich. Patronat: polki.pl „Dawno, dawno temu…” Parchowskie gniazda (1937 rok) W pierwszÄ… niedzielÄ™ kwietnia dwa bociany krÄ…ĹĽyĹ‚y wysoko nad Parchowem, jakby nie mogĹ‚y siÄ™ zdecydować, czy wylÄ…dować, czy polecieć dalej. SpoglÄ…daĹ‚y w dół na lĹ›niÄ…ce tafle jezior i oczek wodnych, na wijÄ…ce siÄ™ wĹ›rĂłd lasĂłw, pĂłl i Ĺ‚Ä…k rzeczki i strumienie oraz na zabudowania wsi i krzÄ…tajÄ…cych siÄ™ poĹ›rĂłd nich ludzi. Wreszcie po kilku zatoczonych krÄ™gach jeden z bocianĂłw zaczÄ…Ĺ‚ siÄ™ powoli zniĹĽać do dachĂłw parchowskich obejść. PrzelatywaĹ‚ wolno nad kolejnymi zagrodami, jakby szukaĹ‚ znajomego miejsca. PrzeciÄ…Ĺ‚ drogÄ™ biegnÄ…cÄ… wĹ›rĂłd zabudowaĹ„ wioski, kieÂrujÄ…c siÄ™ w stronÄ™ maĹ‚ego ceglanego koĹ›ciółka i przycupniÄ™tego przy nim cmentarza. ZatoczyĹ‚ wreszcie krÄ…g nad gospodarstwem poĹ‚oĹĽonym na północnym obrzeĹĽu wsi i wylÄ…dowaĹ‚ na resztkach gniazda na dachu wysokiej stodoĹ‚y. RozprostowaĹ‚ szeroko skrzydĹ‚a, pomachaĹ‚ nimi i gĹ‚oĹ›no zaklekotaĹ‚. Po chwili powtĂłrzyĹ‚ to jeszcze raz, czym zwrĂłciĹ‚ na siebie uwagÄ™ mężczyzny krzÄ…tajÄ…cego siÄ™ po obejĹ›ciu. Ten przerwaĹ‚ robotÄ™ i zaczÄ…Ĺ‚ przyglÄ…dać siÄ™ bocianowi, przysĹ‚aniajÄ…c dĹ‚oniÄ… oczy od sĹ‚oĹ„ca. PoprawiĹ‚ czapkÄ™, obejrzaĹ‚ siÄ™ na ganek domu i powoli ruszyĹ‚ w kierunku stodoĹ‚y. – Krysiu, bocian przyleciaĹ‚! O, i drugi leci! – krzyknÄ…Ĺ‚ za siebie. Na ganek wybiegĹ‚a mĹ‚oda kobieta, pospiesznie zawiÄ…zujÄ…c chustkÄ™. – BronuĹ›, czy to nasi? – zawoĹ‚aĹ‚a, spoglÄ…dajÄ…c w stronÄ™ stodoĹ‚y, na ktĂłrej wĹ‚aĹ›nie siadaĹ‚ drugi bocian. – Zaraz sprawdzÄ™ – odparĹ‚ mężczyzna. ZwinÄ…Ĺ‚ dĹ‚onie w trÄ…bkÄ™, przytknÄ…Ĺ‚ je do ust i krzyknÄ…Ĺ‚ w kierunku gniazda z bocianami: – Lolek! Lolek! – po czym kilkakrotnie klasnÄ…Ĺ‚ w dĹ‚onie. Jeden z ptakĂłw podskoczyĹ‚ na gnieĹşdzie i zaklekotaĹ‚, machajÄ…c skrzydĹ‚ami. – Lolek! Lolek! – mężczyzna powtĂłrzyĹ‚ okrzyk i znowu klasnÄ…Ĺ‚ w dĹ‚onie. Bocian patrzyĹ‚ w dół, przekrzywiajÄ…c gĹ‚owÄ™ na boki, jakby rozpoznawaĹ‚ mężczyznÄ™ i zbliĹĽajÄ…cÄ… siÄ™ do niego kobietÄ™. Po chwili rozpostarĹ‚ skrzydĹ‚a, odbiĹ‚ siÄ™ w gĂłrÄ™ i opadĹ‚ na gniazdo, jeszcze raz odbiĹ‚ siÄ™ w gĂłrÄ™ i zaczÄ…Ĺ‚ powoli spĹ‚ywać w dół, lÄ…dujÄ…c niedaleko nich. RuszyĹ‚ powoli w ich kierunku, machajÄ…c dziobem w gĂłrÄ™ i w dół, cicho klekoczÄ…c. Mężczyzna wyciÄ…gnÄ…Ĺ‚ rÄ™kÄ™ przed siebie i czekaĹ‚. Bocian bez strachu podszedĹ‚ do niego i zaczÄ…Ĺ‚ go skubać po dĹ‚oniach i rÄ™kawach kurtki. Mężczyzna delikatnie pogĹ‚askaĹ‚ bociana po gĹ‚owie i dĹ‚ugim dziobie. – Lolek, wrĂłciĹ‚eĹ› do nas – powiedziaĹ‚ cicho. Ptak przekrzywiajÄ…c gĹ‚owÄ™ raz w lewo, raz w prawo, przyglÄ…daĹ‚ mu siÄ™ jakby z uĹ›miechem. – BronuĹ›, to naprawdÄ™ nasi… – wyszeptaĹ‚a stojÄ…ca obok kobieta. Bocian i jÄ… zaczÄ…Ĺ‚ poszczypywać po dĹ‚oni i rÄ™kawach… Tak samo robiĹ‚ zeszĹ‚ego lata bociek, ktĂłrego Bronek znalazĹ‚ pewnego ranka leĹĽÄ…cego z uszkodzonym skrzydĹ‚em przy Ĺ›cianie stodoĹ‚y. DĹ‚ugo go leczyĹ‚, nawet kilka razy wnosiĹ‚ do gniazda na gĂłrÄ™, ĹĽeby go mĹ‚ode nie zapomniaĹ‚y. Bocian tak siÄ™ przyzwyczaiĹ‚ wĂłwczas do gospodarzy, ĹĽe reagowaĹ‚ na imiÄ™ Lolek. KtĂłregoĹ› dnia wreszcie odwaĹĽyĹ‚ siÄ™ pofrunąć. Jeszcze trochÄ™ niezdarnie wziÄ…Ĺ‚ rozbieg, zaĹ‚opotaĹ‚ skrzydĹ‚ami i… wrĂłciĹ‚ na staĹ‚e do gniazda. Potem czÄ™sto przylatywaĹ‚ do Bronka na pola czy Ĺ‚Ä…ki i chodziĹ‚ za nim krok w krok. Bocianica zostaĹ‚a nazwana ZuzÄ…, ale nie byĹ‚a tak ufna jak jej partner. Krysia i Bronek spoglÄ…dali na przemian to na bociana, to na siebie. UĹ›miechali siÄ™. – Tak, to Lolek, a tam u gĂłry Zuza. JesteĹ›my znowu wszyscy razem – powiedziaĹ‚ Bronek cicho. – CiÄ…gle tu jeszcze kogoĹ› brakuje – szepnęła ledwie dosĹ‚yszalnie Krysia i nagle pojawiĹ‚y siÄ™ w jej oczach Ĺ‚zy. – BronuĹ›, proszÄ™, pojedĹşmy jeszcze do innych specjalistĂłw. SĹ‚yszaĹ‚am od ludzi w Kartuzach, ĹĽe w Gdyni sÄ… bardzo dobrzy lekarze. To daleko, ale… Bronek przytuliĹ‚ ĹĽonÄ™ i pocaĹ‚owaĹ‚ w czoĹ‚o. – Dobrze, Krysiu. – Wielkimi palcami delikatnie ocieraĹ‚ Ĺ‚zy z jej policzkĂłw. – Nie pĹ‚acz juĹĽ. Zrobimy tak jak mĂłwisz. Pojedziemy do Gdyni w przyszĹ‚ym tygodniu. * ObejĹ›cie BronisĹ‚awa i Krystyny Zalewskich aĹĽ lĹ›niĹ‚o czystoĹ›ciÄ…. PrzejÄ™li to gospodarstwo po zmarĹ‚ym bezpotomnie dalekim krewnym. Przyjechali tu spod Kielc na przedwioĹ›niu dwa lata temu i traktowali to dzieÂdzictwo jak prawdziwe zrzÄ…dzenie losu. WczeĹ›niej mieszÂkali z rodzicami Bronka, ale bez perspektyw na przejÄ™cie ojcowizny. Przed nimi w kolejce czekaĹ‚o jeszcze dwĂłch starszych braci. Krysia nie miaĹ‚a zupeĹ‚nie nic – byĹ‚a sierotÄ… z ochronki prowadzonej przez zakonnice. Tam wĹ‚aĹ›nie poznaĹ‚ jÄ… Bronek jako kilkunastoletniÄ… panienkÄ™. Krysia pracowaĹ‚a w pralni i ogrodzie, a Bronek w stajniach i na polach. MĹ‚odzi spotykali siÄ™ czÄ™sto na terenie ochronki i chociaĹĽ na pierwszy rzut oka niezbyt pasowali do siebie, lubili ze sobÄ… przebywać. Ona byĹ‚a Ĺ‚adnÄ… niewysokÄ… szatynkÄ… o orzechowych oczach, z lekko zadartym noskiem, on zaĹ› – wysokim, ĹĽylastym, trochÄ™ niezgrabnym mĹ‚odzieĹ„cem o jasnych oczach i czarnej czuprynie. Od pierwszego spotkania poĹ‚Ä…czyĹ‚a ich jednak jakaĹ› niewidzialna nić sympatii. PrzeĹ‚oĹĽona ochronki lubiĹ‚a Bronka i obserwowaĹ‚a z uwagÄ… przyjaźń mĹ‚odych, ktĂłra – jak zauwaĹĽyĹ‚a – z biegiem czasu przerodziĹ‚a siÄ™ w gĹ‚Ä™bokie uczucie. ByĹ‚a pewna, ĹĽe mĹ‚odzi sÄ… sobie przeznaczeni. Gdy Krysia skoĹ„czyĹ‚a dwadzieĹ›cia lat i Bronek poprosiĹ‚ przeĹ‚oĹĽonÄ… o jej rÄ™kÄ™, ta bez wahania zgodziĹ‚a siÄ™ na ich Ĺ›lub. Rodzina Bronka byĹ‚a jednak mocno przeciwna. – Ty nie masz gospodarstwa, a ona nie ma ĹĽadnego posagu. No i do tego jest z ochronki – ciÄ…gle sĹ‚yszaĹ‚ tylko takie uwagi. On jednak uparĹ‚ siÄ™ i tak zostali maĹ‚ĹĽeĹ„stwem. Mieli wiÄ™c tylko siebie i swojÄ… miĹ‚ość, takÄ…, jakÄ… kiedyĹ› zobaczyli na filmie, w objazdowym kinie, ktĂłre odwiedziĹ‚o ich wieĹ›. Cieszyli siÄ™ kaĹĽdym dniem spÄ™dzonym ze sobÄ…. PrzeszkadzaĹ‚y im tylko ciÄ…gĹ‚e uwagi rodziny i sÄ…siadĂłw, ĹĽe nie majÄ… dziecka. Kiedy opuszczali podkieleckÄ… wieĹ›, a byli juĹĽ wtedy osiem lat po Ĺ›lubie, mocno trapiĹ‚o ich to, ĹĽe nie doczekali siÄ™ jeszcze potomka. Po przeprowadzce do Parchowa w krĂłtkim czasie postawili na nogi zapuszczone gospodarstwo. SÄ…siedzi szybko ich polubili za pracowitość, chęć pomocy innym i zawsze pogodne twarze. Ale oni byli tacy tylko za dnia – przy ludziach. Gdy wieczorami zostawali sami, opadaĹ‚y ich ponure myĹ›li i dĹ‚ugo rozmawiali o wymarzonym dziecku, ktĂłre jakoĹ› nie chciaĹ‚o siÄ™ pojawić na Ĺ›wiecie. Kiedy wiosnÄ… nastÄ™pnego roku po przyjeĹşdzie na ich stodole pierwszy raz zaĹ‚oĹĽyĹ‚a sobie gniazdo para bocianĂłw, potraktowali to jako dobry omen. Nie czujÄ…c juĹĽ presji rodziny, zaczÄ™li szukać pomocy u lekarzy w najbliĹĽszym szpitalu, w Kartuzach. Tamtejsi medycy robili różne badania, ale ciÄ…gle zwlekali z postawieniem diagnozy… Zalewscy nie chcieli znowu doĹ›wiadczać, tak jak kiedyĹ›, szeptĂłw i spojrzeĹ„ sÄ…siadĂłw; czekali z nadziejÄ… na wizytÄ™ w gdyĹ„skim szpitalu. Basia, cĂłrka Zalewskich W ciepĹ‚e kwietniowe przedpoĹ‚udnie, podchodzÄ…c do szpitala przy Placu Kaszubskim w Gdyni, Krystyna poczuĹ‚a nagle cudowny różany zapach. Tak samo pachniaĹ‚o kiedyĹ› w jej domu, gdy mama byĹ‚a jeszcze zdrowa i smaĹĽyĹ‚a pÄ…czki. To byĹ‚a ta jedna z niewielu rzeczy, jakie zapamiÄ™taĹ‚a z rodzinnego domu. WĹ‚aĹ›nie minÄ™li maĹ‚y uliczny straganik, przy ktĂłrym schludnie ubrana kobieta sprzedawaĹ‚a pÄ…czki. – BronuĹ›, moĹĽe zjemy po pÄ…czku? – spytaĹ‚a cicho Krysia i pociÄ…gnęła go za rÄ™kaw. Bronek wiedziaĹ‚, jak bardzo jest przejÄ™ta wizytÄ… u lekarza, wiÄ™c szybko i chÄ™tnie siÄ™ zgodziĹ‚. – Po jednym pÄ…czku dla ĹĽony i dla mnie proszÄ™. – A jedzcie z apetytem. PÄ…czki z różą zawsze poprawiajÄ… nastrĂłj – odpowiedziaĹ‚a kobieta, podajÄ…c im pÄ…czki w bibuĹ‚kach. Krysia jakby tylko czekaĹ‚a na takie sĹ‚owa. – Bo wie pani, one mi tak Ĺ›licznie zapachniaĹ‚y… tak jak kiedyĹ› u mamy, ale juĹĽ dawno jestem sierotą… PrzyjechaliĹ›my z Parchowa, bo tam gospodarzymy, i idziemy do lekarzy do szpitala, bo ja chcÄ™ mieć dziecko, a coĹ› nie idzie… Ale smacz...
zielony10121