Penny Jordan Dobrana para ROZDZIAŁ PIERWSZY – Hej, spo´jrz tam! Jego Ksia˛z˙e˛ca Wysokosćí ten przemysłowiec. Mo´wia˛, z˙e nie zalez˙y mu na tytule szlacheckim. Dobrze prezentuja˛ sie˛ razem, nie? A podobno sa˛ s´miertelnymi wrogami. Woko´ł panował spory gwar i Suzy musiała wyte˛- z˙acśłuch, z˙eby usłyszec´, co mo´wi do niej Jeff Walker, fotograf z pisma, w ktoŕym pracowała. – Musze˛ miec´ takie zdje˛cie! Chodz´! – Podeks- cytowany, pocia˛gna˛ł ja˛ za łokiec´. To był jej pierwszy miesia˛c w redakcji i czuła sie˛ jeszcze niepewnie. Posłusznie ruszyła za Jef- fem. Zda˛z˙yli ujsćźaledwie kilka kroko´w, gdy sćisna˛ł ja˛ znacza˛co za łokiecí powiedział sce- nicznym szeptem: – A niech to! Jest przy nim pułkownik Lucas James Soames, ekskomandos z jednostki specjal- nej, prawdziwy bohater – dodał wyjasńiaja˛cym tonem, widza˛c, z˙e Suzy nie bardzo wie, o kim mowa. – Facet nienawidzi dziennikarzy. W czasie jego ostatniej misji brytyjska reporterka omal nie oszalała z radosći, gdy udzielił jej wywiadu. Suzy pro´bowała nada˛z˙ycźa potokiem sło´w Jeffa. Było jej głupio, z˙e nie miała poje˛cia o ist-nieniu pułkownika Soamesa. Dyskretnie rozejrzała sie˛, szukaja˛c kogos´ w mundurze. Daremnie. Prace˛ w modnym ,,Z ˙yciu od Kulis’’ dostała dzie˛ki rekomendacjom swojego promotora z uni- wersytetu. Z takim entuzjazmem tłumaczył, jak wielka˛ szansa˛ dla niej jest ta posada, az˙ miała wraz˙enie, z˙e zawiodłaby go, odmawiaja˛c. Na ra- zie znajdowała sie˛ w okresie pro´bnym. Ale juz˙ teraz, po niecałym miesia˛cu zajmowania sie˛ ku- lisami roź˙nych afer, zacze˛ła obawiacśie˛, z˙e po- pełniła bła˛d. W tej redakcji zupełnie nie prze- jmowano sie˛ czyms´ takim, jak etyka dziennikar- ska. Aby zdobyc´ materiał, ludzie gotowi byli na wszystko. Tego Suzy nie potrafiła zaakcep- towac´. Byc´ moz˙e dlatego, z˙e przez dwa lata pozostawa- ła niemalz˙e w izolacji od s´wiata, piele˛gnuja˛c cie˛z˙- ko chora˛matke˛, ktoŕa w konću zmarła. Gdy wroćiła na uczelnie˛, aby dokonćzycśtudia, czuła sie˛ o wiele starsza i dojrzalsza od swoich ro´wiesńiko´w. – Wybacz... – odezwała sie˛ niepewnym tonem – ...ale nie widze˛ tu nikogo w mundurze. Jedyna˛ osoba˛, ktoŕa˛ w tym momencie widziała, był me˛z˙czyzna znajduja˛cy sie˛ kilka metro´w przed nia˛. Stał sam, nieco na uboczu, a jego imponuja˛ca postac´ przycia˛gała wzrok, goŕuja˛c nad innymi. Suzy poczuła, jak jej ciało rozpala ciekawosć´, a serce zaczyna bicńiespokojnie. Nie była w stanie drgna˛cáni nawet odwroćicóczu. Gdy obroćił głowe˛ w jej strone˛, serce rozpocze˛ło szalony galop. Była dziwnie oszołomiona, a jedno- czesńie czuła narastaja˛ce podniecenie. Poz˙a˛da me˛z˙- czyzny, ktoŕego dopiero co zobaczyła! Chryste, co sie˛ z nia˛ dzieje? Nie mogła oderwacód niego wzroku i chciwie chłone˛ła kaz˙dy szczego´ł. On zas´, chocśpogla˛dał ku niej, zdawał sie˛ jej nie dostrzegac´. Dzie˛ki temu mogła mu sie˛ swobodnie przygla˛dac´. Był wysoki, o sńiadej karnacji i włosach tak ciemnych, z˙e wydawały sie˛ niemal czarne. Ale miał tez˙ w sobie cos´ wie˛cej – cos´, czego nie potrafiłaby oddacśłowami, a na co bezbłe˛dnie reagowało jej ciało. Był z pewnosćia˛ najatrakcyjniejszym me˛z˙czyzna˛, jakiego widziała w z˙yciu! Zno´w obroćił głowe˛, jakby wyczuł, z˙e ktos´ mu sie˛ przygla˛da. Patrzył teraz wprost na nia˛ i miała wraz˙enie, jakby przes´wietlał ja˛ spojrzeniem. Jakby nie było juz˙ niczego, czego by o niej nie wiedział. Przypominał jej greckiego boga – pote˛z˙nego, muskularnego, z ciemnymi, wija˛cymi sie˛ włosami i klasycznymi rysami. Tylko oczy były intensywnie niebieskie. Musiała przyznac´, z˙e miał w sobie to cos´, co czyni me˛z˙czyzneątrakcyjnym dla płci pie˛knej. Opanowała sie˛ w sama˛ pore˛, by usłyszec´ Jeffa. – Zajmij czyms´ pułkownika, z˙ebym mo´gł zrobicźdje˛cia – sykna˛ł. – Co? – Przestraszona rozejrzała sie˛ woko´ł. – Ale... ale gdzie on jest? – No tam, gapo! Stoi troche˛ z boku, w pobliz˙u ksie˛cia i sekretarza stanu – powiedział, dyskretnie wskazuja˛c kierunek broda˛. Z niepokojem spojrzała w tamta˛ strone˛. Boz˙e, to był on! Jej me˛z˙czyzna... to znaczy, ten me˛z˙czyzna! – Ale... – zaja˛kne˛ła sie˛ – mo´wiłes´, z˙e jest puł- kownikiem. A przeciez˙... nie nosi munduru – duka- ła jak idiotka. Zdawało sie˛ jej, z˙e traci zmysły, jakby w jednym momencie zakochała sie˛ ciele˛co, na zabo´j. – Jasne, z˙e nie nosi! Przeciez˙ nie jest juz˙ w ar- mii! Dziewczyno, gdzies´ ty sie˛ uchowała?! – wy- krzykna˛ł Jeff, zniecierpliwiony jej ignorancja˛. – Jest teraz wolnym strzelcem – wyjasńił spokoj- niej. – Przychodza˛ do niego roź˙ne waz˙ne osoby, prosza˛c, aby zapewnił im ochrone˛. Choc´ tak na- prawde˛ nie musiałby pracowac´. Jest bogaty, ma znajomosći, zna układy. Jego ojciec posiada tytuł hrabiowski. Matka pochodzi ze Stano´w. On sam skonćzył Eton. Dos´wiadczenie wojskowe zdoby- wał w Irlandii Po´łnocnej. Tam awansował na majo- ra. Potem trafił do Bosńi i zno´w awansował. Obec- nie nie jest juz˙ w czynnej słuz˙bie. Ale cia˛gle nadstawia głowe˛, zapewniaja˛c ochrone˛ politykom, głowom panśtwa i innym waz˙nym szychom. Jego usługi sa˛ niezwykle cenione w tych kre˛gach. Teraz juz˙ wiesz, na kogo patrzysz? – zakonćzył z us´mie- chem politowania. Nagle drgna˛ł i mocniej sćisna˛ł w garsći aparat. – Patrz! Jesĺi uda mi sie˛ strzelic´ taka˛ fotke˛, nie be˛de˛ musiał wie˛cej pracowac´! Tak, sto´j tak, skarbie – mrukna˛ł pod nosem i zwroćił sie˛ zno´w do Suzy. – Ruszaj! Musisz go czymsźaja˛c´, z˙ebym mo´gł spokojnie pstrykacźdje˛cia. – Co? A jak mam to zrobic´? – zapytała, nie- spokojnie zerkaja˛c w strone˛ pułkownika. Stał teraz przed ksie˛ciem i jego towarzyszem, jakby celowo ich zasłaniał. Jeff spiorunował ja˛ wzrokiem. – Jezu, kto mi tu ciebie podesłał? Nie mogli dac´ kogos´, kto zna sie˛ na robocie? Zdaje sie˛, z˙e Roy zatrudnił cie˛ wyła˛cznie z uprzejmosći. No i moz˙e dlatego, z˙e masz niezłe nogi – dodał fotograf, taksuja˛c postacŚuzy znacza˛cym spojrzeniem. – Pewnie wyobraz˙ał sobie, jak by to było, gdybys´ go nimi oplotła. Stary s´wintuch! Suzy usiłowała nie pokazac´ po sobie, jak bardzo dotykały ja˛tego typu oblesńe uwagi. Własńie cia˛głe komentarze szefa, pełne ostentacyjnie seksualnych podteksto´w, były jedna˛ z przyczyn, dla ktoŕych z coraz wie˛ksza˛ nieche˛cia˛ przychodziła do pracy. – Jestes´ kobieta˛, czyz˙ nie? Wie˛c idz´ tam i za- chowuj sie˛ jak kobieta! – nakazał z irytacja˛ Jeff, ruszaja˛c w tłum. Suzy poda˛z˙yła za nim. Jak kobieta! Hm... w przypadku pułkownika Soamesa kobiecosćúru- chamiała sie˛ niejako automatycznie. Gdy podeszła na tyle blisko, z˙eby spojrzec´ mu w twarz, przeszył ja˛ dreszcz emocji. Ka˛tem oka dostrzegła, z˙e Jeff patrzy na nia˛ spode łba. Zmie- szana Suzy wzie˛ła głe˛boki oddech i posta˛piła jesz- cze krok w przo´d. W jej głowie zarysował sie˛ mglisty plan działania. Rozkoszny us´miech, jak na powitanie dobrego znajomego, a potem kro´tkie przepraszam i wytłumaczenie, z˙e chyba go z kims´ pomyliła. Kilka sekund, ale powinno wystarczycńa zrobienie zdje˛cia. Problem w tym, z˙e podobnie udawane zachowa- nia były zupełnie nie w jej stylu. Zaciskaja˛c ze˛by ze złosći, usiłowała zignorowacśkurcze z˙oła˛dka i me˛z˙- nie posta˛piła jeszcze krok w przo´d. W mgnieniu oka odległosć´, dziela˛ca ja˛ od Soa- mesa, zmalała do kilkunastu centymetro´w. Jakim cudem znalazła sie˛ tuz˙ przy nim, niemal dotykaja˛c nosem nieskazitelnie białej koszuli? Czy to moz˙- liwe, z˙e przesuna˛ł sie˛, a ja tego nie zauwaz˙yłam? – zastanawiała sie˛ gora˛czkowo. W tym samym momencie wycia˛gna˛ł re˛ke˛ i chwy- cił ja˛ za ramie˛. Krew zacze˛ła szybciej kra˛z˙yc´ w z˙y- łach Suzy, a ciało przenikna˛ł dreszcz. Oszołomiona niezwykła˛, dota˛d nie dos´wiadcza-na˛, zmysłowa˛ fascynacja˛, powe˛drowała spojrze- niem do ust me˛z˙czyzny. Pod wpływem jego gora˛- cego spojrzenia czuła, jakby zaraz miała sie˛ roz- płyna˛cńiczym lo´d w słonću. Głosńo wcia˛gne˛ła powietrze i niemal bezwiednie uniosła re˛ke˛, mus- kaja˛c palcami wyraziste wargi. Chciała sprawdzic´, czy ich dotyk jest tak samo podniecaja˛cy. W tym samym momencie zamarła, gdyz˙ rozpalona wyob- razńia podsune˛ła jej kolejny, absolutnie szalony pomysł. Co gorsza, postanowiła od razu wprowa- dzic´ go w czyn. Wspie˛ła sie˛ na palce. Na szcze˛sćie Soames nie zwolnił chwytu, wie˛c nie traca˛c ro´wnowagi, mog- ła dosie˛gna˛c´ jego warg. I oto nagle szum rozmo´w ucichł, a przed nia˛ otworzyły sie˛ drzwi do innego s´wiata. S ĺepa i głucha na wszystko, co działo sie˛ woko´ł, wydała z siebie cichy, gardłowy je˛k rozkoszy. To był on! Jej rycerz ze sno´w, obronća, kocha- nek, o ktoŕym marzyła w chwilach słabosći. Boha- ter, o ktoŕym sńiła przez całe z˙ycie. Jej druga poło´wka, jej bratnia dusza. Chciała powiedziec´ mu, co czuła. Podzielicśie˛ swoja˛ radosćia˛. Podzie˛kowac´, z˙e tu był. Tego sie˛ nie spodziewała! Została nagle ode- pchnie˛ta, tak brutalnie, z˙e przez chwile˛ z wraz˙enia nie mogła złapacóddechu. Zaskoczona i zmieszana, jeszcze szukała w jego wzroku oznak akceptacji. Ale w niebieskich oczach dostrzegła jedynie wsćiek- łosćí pogarde˛. RadosćŚuzy w jednej chwili zmieniła sie˛ w boĺ i rozpacz. Co jej przyszło do głowy? Zrobiła z sie- bie kompletna˛ idiotke˛! Po co uparcie i głupio piele˛gnowała w sobie dziecinne marzenie o brat- niej duszy? Sa˛dziła, iz˙ jest na tyle rozsa˛dna, by wiedziec´, z˙e takie rzeczy nie zdarzaja˛ sie˛ w rzeczywistosći. Chciała tylko pomarzyc´, jak...
zielony10121