Jeż Agnieszka - Dom pod trzema lipami 01 - Serce z szuflady.pdf

(1290 KB) Pobierz
Prolog
Widok
z okna był piękny: trzy lipy osypane liśćmi w kolorze
soczystej zieleni, ozłoconymi przedpołudniowym słońcem. Samo
okno też urokliwe –
przedwojenne, wysokie, z podwójnymi szybami
i ozdobnie giętymi uchwytami. Z drewnianych ram gdzieniegdzie
łuszczyła się biała farba, co wyglądało jak umyślny zabieg w celu
nadania sielskiego, rustykalnego wyglądu. Wykończone drobnymi
frędzlami kołkowe firanki przypięto do mosiężnych
haczyków
wstążkami z jasnego aksamitu.
Obrazek
był niezwykle nastrojowy, nostalgiczny, jak z okładki
cudownego romansu: historii o spełnionej miłości, gdzie ona
znajduje jego, a potem żyją długo i szczęśliwie.BCholera jasna! –
zaklęłam i głośno się rozszlochałam.
***
TYDZIEŃ WCZEŚNIEJ
Przepraszam, czy
mógłbyś powtórzyć? – Patrzyłam na Pawła
z niedowierzaniem. Słyszałam, jak wypowiadam tę prośbę, dziwiąc
się jednocześnie, że udało
mi
się wydobyć głos
ze
ściśniętego gardła.
Nie powinnam móc
się
wcale
odezwać. Właściwie
to nie
rozumiałam, jakim cudem jeszcze stoję, zamiast zemdleć.
– Klara… – Paweł zrobił
krok
do przodu, jakby chciał mnie objąć
ramieniem.
Odsunęłam się, unosząc ręce w obronnym geście.
Na
myśl o tym,
że mógłby
mnie
dotknąć, zrobiło
mi
się słabo,
a
przecież
to
wciąż był
ten sam Paweł: kochany, opiekuńczy, zabawny, mój. Nie –
stop! Nic
z tego, zwłaszcza to ostatnie, nie było już prawdą i strasznie bolało.
Wszystko, w co do tej pory wierzyłam, właśnie runęło jak domek
z kart zniszczony jednym mocnym podmuchem porywistego wiatru.
Nie: Klara, tylko:
powtórz. Proszę. – To „proszę” dodałam
z obowiązku i dobrego wychowania. Ale przede
wszystkim po to, by
się nie rozsypać i nie rozryczeć. Postanowiłam nie dać po sobie
poznać, jak bardzo się w środku trzęsę i że jedynym, o czym teraz
marzę, jest to, by cała ta sytuacja okazała się pomyłką. Głupim
żartem. Niedobrym snem. Wszystkim –
tylko nie
prawdą.
– Przecież
lepiej
późno niż za późno. Najważniejsze to żyć
uczciwie, w prawdzie, kto jak kto, ale ty to powinnaś zrozumieć. –
Spojrzał na mnie jak na głupiutkie
dziecko.
Ten jego wzrok
protekcjonalny, pozbawiony empatii
– wydobył
mnie z dna czarnej
rozpaczy i przywrócił mi zdolność myślenia.
Urażona duma i zdeptana godność wzięły na chwilę górę nad
potłuczoną duszą.
Ja to
zawsze wiedziałam, ale dla ciebie to chyba nowość! –
Nie
wytrzymałam napięcia, choć tak bardzo się starałam nie
wybuchnąć.
Ironia jest niepotrzebna.
– Paweł zrobił urażoną minę.
Złość przerwała tamę, zalewając
moje zranione serce. Niech go
szlag! Cholerny manipulant! Dupek skończony! Przychodzi
i oznajmia mi takie rzeczy, a potem udaje zbolałego i delikatnego!
Szczyt
bezczelności, na jaki może się wspiąć tylko pewny siebie,
dobrze ustawiony w
życiu,
przystojny
trzydziestopięcioletni
facet.
No dobrze, to
ja podsumuję, żeby mieć jasny obraz sytuacji. –
Wsunęłam dłonie do kieszeni dżinsów, żeby nie zauważył, jak mi
się trzęsą. – Zjawiasz się w ten piękny majowy dzień, trzy miesiące
przed terminem naszego
ślubu, żeby
mi
powiedzieć, że „zwracasz
mi wolność”. – To ostatnie jednak wysyczałam przez zęby, ale nie
miałam do siebie pretensji, ponieważ zwrot, jakiego użył,
doprowadziłby do furii nawet świętą – tak był pokrętny, podły
i odwracający kota ogonem. – Tak, „zwracasz mi wolność” –
powtórzyłam już spokojniej, dobitnie artykułując każdą głoskę. –
Nie przypominam sobie, żebym ci ją kiedykolwiek podarowała.
Zawsze wydawało mi się, że dorośli ludzie są ze sobą, bo oboje tego
pragną, a nie dlatego, że łączą ich kajdany. Że są jednością
i zarazem są wolni. A tu, proszę, takie zdziwienie. Człowiek się
jednak całe życie uczy… I co jeszcze? – Głos miałam spokojny, choć
w środku aż się gotowałam. – A, wspominałeś, że jesteś uczciwy
i też cenisz prawdę, dlatego informujesz mnie, że wakat po mnie
jest już obsadzony. – Oczywiście nie użył słowa „wakat”, ale nie
potrafiłam się powstrzymać przed
wbiciem mu szpili
przynajmniej w ten sposób chciałam go ukarać za to, co mi zrobił. –
Mówisz mi o tym po starej znajomości, bo lepiej, żebym się
dowiedziała
od ciebie
niż
od
kogoś
innego.
Coś pominęłam
czy to
już
wszystko?
Nie
potrafiłam ze wzroku Pawła wyczytać, o czym myśli. Za tak
dobrze znanym mi błękitem kryło się coś nieprzeniknionego, nagle
obcego. Rany, tyle lat spędzić z człowiekiem i tak bardzo go nie
znać, tak mocno się w stosunku do niego pomylić!
Po
chwili odezwał się łagodnym tonem:
Dobrze, wiem. Masz
rację, Klara. Rozumiem, że to trudna
sytuacja. Pewnie ciężko ci w to teraz uwierzyć, ale kiedyś będziesz
zadowolona z tego, co się właśnie stało. Nie byliśmy sobie
przeznaczeni.
„Nie byliśmy
sobie
przeznaczeni” –
gdzie on to wyczytał?
W dziewiętnastowiecznym romansie chyba!, pomyślałam. Jak
można skomentować coś tak
papierowego?
Paweł patrzył
na
mnie jeszcze przez chwilę, a potem się odwrócił
w stronę drzwi.
– Pójdę już.
Po
tym tajfunie emocji, jakie przeżyłam
w krótkim czasie, nagle
poczułam się bardzo słaba, bezsilna. Stałam jak wmurowana, nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin