5 6 7 i Opowiesc o tancu Czesc 1 Jestem Tancerka.pdf

(110 KB) Pobierz
1. MARTA, MARTUSIA, MARTI
Mam pięć lat. Prawie sześć. Mama mówi,
że
urodziny mam na wiosnę. Ale nie wiem kiedy
dokładnie. Może w marcu? Jestem w szkole
tańca. Mama mówi,
że
chodzę na tańce już
długo, może nawet kilka lat, ale nie pamiętam,
bo byłam mała. Teraz Pani mówi do nas Bejbusie, więc
chyba na takie tańce chodzę.
Jestem tancerką i nią będę. Nawet będę baletnicą.
Ale na razie chodzę do Bejbusiów.
Mam na imię Marta, ale wszyscy mówią do mnie
Martusia. Nawet ten Pan, co zawsze nas wita, jak
przychodzimy do szkoły. Muszę do niego podejść
i przybić mu piątkę, bo czeka z wystawioną ręką. Jest
miły i zawsze się
śmieje.
Ale nie chciałabym mieć z nim
zajęć. Dobrze,
że
jest moja Pani Nela. I czasami
przychodzi do nas Pani Kinga. One też są miłe i czasami
śmieszne.
Pani Nela zawsze woła do mnie Martuś. A Pani
Kinga – Marti. Nie wiem czemu, po prostu tak woła.
A ten Pan od witania, to chyba Artur czy Adam. Nie
pamiętam, ale mamy go lubią, bo z nim
żartują
i rozmawiają.
A na tańce chodzi ze mną moja koleżanka z przedszkola
Hania. Chodzimy razem do jednej grupy i cały dzień ze
sobą się bawimy. Nawet jak tańczymy sobie, to też
razem. Z przedszkola jest jeszcze Pola, ale ona chodzi do
Żabek.
Ja z Hanią – do Mróweczek. Ale czasami
spotykamy się na podwórku i razem się bawimy.
Czasami też tańczymy sobie na trawie. Jak mamy
występy w przedszkolu, to Pani zawsze ustawia nas do
tańca. Razem z Hanią tańczymy do różnych piosenek dla
mamy i babci i pani wiosny. Na takich apelach
występujemy. I kiedyś brałyśmy udział w teatrzyku. Ja
byłam Czerwonym Kapturkiem i jak szłam do babci, to
pani kazała mi zatańczyć. I zatańczyłam. I wszyscy bili
mi brawo i potem mama zaprowadziła mnie na tańce do
szkoły. A Hania była Calineczką. Też miała zatańczyć.
Ćwiczyłyśmy
razem u mnie w domu. I potem obie
dostałyśmy takie wielkie brawa. W ogóle Pani mówi,
że
my w przedszkolu, to nawet na chwilę nie potrafimy
usiąść. Cały czas musimy się ruszać. Wtedy często
Kup książkę
tańczymy i biegamy i skaczemy. A Pani musi za nami
biegać i potem musimy już siedzieć.
Dlatego chodzimy na tańce i jesteśmy Bejbusiami,
żeby
się wytańczyć. Szkoda,
że
tylko w czwartki. Ale Pani
Nela mówi,
że
przyjdzie czas na więcej zajęć, bo już
będę miała sześć lat i wtedy będę mogła. Hania też.
Mama mówi,
że
Pani Nela to taki nasz anioł. Bo
ma anielską cierpliwość i tak naprawdę nazywa się
Aniela, ale wszyscy mówią Nela. Nie wiem co to, ta
anielska cierpliwość, ale jak się nazywa Aniela, to chyba
właśnie o to chodzi. Zresztą ja na tańcach jestem
grzeczna. Dostaję dużo pieczątek. Bo na koniec Pani
Nela albo Kinga dają dzieciom pieczątki. Jak się
ładnie
ćwiczyło
i było grzecznym to ma się dużo pieczątek na
ręku. A jak trochę się nie słuchało, to Pani daje mniej.
A one są w różnych kolorach i mają różne bajkowe
kształty. Ostatnio dostałam AŻ cztery tygryski, takie
z Kubusia Puchatka, bo Pani powiedziała,
że
najładniej
brykałam na zajęciach! Hania dostała trzy takie tygryski,
a ja cztery! Mama zabrała mnie na lody po tańcach
i powiedziała,
że
to w nagrodę. I fajnie, bo były pyszne.
Kup książkę
A na zajęciach musimy robić wiele rzeczy. Najgorzej, jak
nie wolno krzyczeć, bo jak leci muzyka, którą znamy, to
aż się prosi,
żeby
pośpiewać. No czasami Pani Nela
pozwala, ale jak jest za głośno, to nawet muzyki nie
słychać i musimy przestać. Często klaszczemy w ręce
i liczymy do czterech albo ośmiu. Ja już umiem więcej
nawet liczyć, ale tutaj do ośmiu jest najwięcej.
Do czterech to najłatwiej. I klaszczemy na dwa albo trzy
albo cztery albo raz. Lubię to, bo zawsze trafiam
pierwsza, zanim inne dzieci zaklaszczą. Pani Nela wtedy
bardzo się uśmiecha, bierze mnie na kolana i klaszcze
razem ze mną i wtedy już wszyscy klaszczą tak samo.
Nie jestem już pierwsza. Pani Kinga wytłumaczyła mi,
że
wszystkie dzieci mają klaskać tak samo. Na początku nie
wiedziałam,
że
to ma być równo. Ale teraz już jest.
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin