Wszystko jest wzgledne - King Stephen.pdf

(2044 KB) Pobierz
Stephen King
Wszystko jest względne
14 mrocznych opowieści
Dla Shane’a Leonarda Wstęp
;
Uprawianie sztuki (niemal) straconej
Niejednokrotnie wspominałem o radości pisania i nie widzę
potrzeby, by dziś odgrzewać ten temat, ale muszę coś wyznać:
niczym amator znajduję ogromną przyjemność w praktycznej stronie
tego, co robię. Zawsze trochę marudzę, krzyżuję ze sobą różne formy
przekazu, eksperymentuję. Próbowałem powieści wizualnych
(“Burza stulecia”, “Rose Red”), powieści w odcinkach (“Zielona
mila”) i powieści w odcinkach publikowanej w Internecie (“The
Plant”). Nie chodziło mi wcale o pieniądze czy o zaistnienie na
nowych rynkach; chodziło o próbę spojrzenia na akt, sztukę i
rzemiosło pisania z różnych stron, aby odświeżyć proces tworzenia i
starać się tworzyć wyroby - czyli opowieści - jak najbłyskotliwsze.
W poprzednim wersie najpierw napisałem “tworzyć [opowieści]
zawsze nowe”, a potem skasowałem całe wyrażenie, mając na względzie
uczciwość. Z kogo mógłbym stroić sobie żarty tego rodzaju, panie i
panowie, jeśli nie z samego siebie?
Pierwsze opowiadanie sprzedałem w wieku dwudziestu jeden lat, gdy
byłem w college’u. Dziś mam pięćdziesiąt cztery lata i mój organiczny
komputer ważący 2,2 funta, na którym noszę czapkę z logo Red Sox,
przetworzył już mnóstwo słów. Pisanie opowiadań to dla mnie nic
nowego, co wcale nie znaczy, że straciło już urok. Jeśli jednak nie znajdę
sposobu, aby wciąż były ciekawe i tchnęły świeżością, szybko zestarzeją
się i zmęczą. Nie chcę tego, bo nie chcę oszukiwać ludzi, którzy czytają
moje rzeczy (chodzi także o ciebie, mój drogi wierny czytelniku), nie
chcę też oszukiwać siebie. Przecież razem w tym uczestniczymy.
Jakbyśmy się umówili na randkę. Powinniśmy się świetnie bawić.
Powinniśmy tańczyć.
Mając to wszystko na uwadze, muszę wspomnieć o czymś jeszcze.
Moja żona i ja jesteśmy właścicielami dwóch stacji radiowych, WZON-
AM zajmującej się sportem i WKIT-FM nadającej klasycznego rocka
(“rocka z Bangor”, jak mówimy). W dzisiejszych czasach radio to
niełatwy interes, zwłaszcza na takim rynku jak Bangor, gdzie jest za dużo
stacji, a za mało słuchaczy. U nas jest współczesne
country, klasyczne country, stare przeboje i klasyczne stare przeboje,
Rush Limbaugh, Paul Harvey i Casey Kasem. Stacje Steve’a i Tabby
Kingów przez wiele lat przynosiły straty - niezbyt dotkliwe, ale na tyle
duże, by mnie rozdrażnić.
Lubię być górą, a mimo że wygrywaliśmy w notowaniach Arbitronu
(które dla radia są tym, czym Nielsen dla telewizji), każdy kolejny rok
kończyliśmy pod kreską. Tłumaczono mi, że w Bangor nie ma
wystarczających przychodów z reklam, że rynkowy tort pokrojono na
zbyt dużo kawałków.
Wpadłem więc na pewien pomysł. Napiszę słuchowisko, myślałem,
podobne do tych, których słuchałem z dziadkiem, gdy dorastałem (a on
się starzał) w Durham w stanie Maine. Prawdziwy spektakl na
Halloween! Oczywiście, znałem sławną - lub niesławną - adaptacj ę
“Wojny światów” Orsona Wellesa z “Mercury Theatre”. Welles
wykoncypował (absolutnie genialnie), żeby klasycznej opowieści H. G.
Wellsa o inwazji Marsjan nadać formę serwisów informacyjnych i relacji
na żywo. Udało się. Udało się tak dobrze, że w całym kraju wybuchła
panika, a Welles (Orson, nie Herbert George) musiał w następnym
wydaniu “Mercury Theatre” publicznie wygłosić przeprosiny. (Założę
się, że zrobił to z uśmiechem - wiem, że ja bym się uśmiechał, gdybym
kiedykolwiek wymyślił tak potężne i przekonujące kłamstwo).
Doszedłem do wniosku, że to, co się powiodło Orsonowi Wellesowi,
uda się także mnie. Zamiast zaczynać się od muzyki tanecznej jak
adaptacja Wellesa, moja audycja zacznie się od zawodzenia Teda
Nugenta w “Cat Scratch Fever”. Potem włączy się spiker, jedna z
naszych prawdziwych osobowości radiowych z WKIT (nikt nie nazywa
ich już didżejami). “Tu JJ West, wiadomości WKIT - mówi. - Jestem w
centrum Bangor, gdzie na Pickering Square zgromadziło się jakieś tysiąc
osób, obserwujących, jak na ziemię opuszcza się wielki srebrzysty
dysk… chwileczkę, uniosę mikrofon, może państwo usłyszą”.
W ten prosty sposób wrócilibyśmy do gry. Do uzyskania efektów
dźwiękowych mógłbym wykorzystać własne urządzenia radiowe,
wszystkie role odegraliby aktorzy z miejscowego teatru, a co by było
najlepsze? Najlepsze w całym projekcie? Otóż nagralibyśmy efekt
naszych działań i sprzedali stacjom w całym kraju! Doszedłem do
wniosku, że dochód z tego przedsięwzięcia (a księgowy się ze mną
zgodził) można będzie zakwalifikować jako “dochód stacji radiowej”
zamiast “dochód z tytułu działalności literackiej”. W ten sposób
poradzilibyśmy sobie z niedostatecznym przychodem z reklam i pod
koniec roku stacje radiowe wreszcie odnotowałyby jakiś zysk!
Podekscytował mnie pomysł audycji, a także perspektywa
wspomożenia radia dzięki
swoim umiejętnościom pisarskim. Co się więc stało? Nie dałem rady,
ot co się stało. Próbowałem i próbowałem, ale wciąż wychodziła mi
narracja. Wcale nie brzmiała jak sztuka, która rozwija się w wyobraźni
widza (ci, którzy mają tyle lat, by pamiętać programy radiowe w rodzaju
“Suspense” czy “Gunsmoke”, będą wiedzieli, o czym mówię), a bardziej
przypominała książkę w wersji dźwiękowej. Jestem pewien, że mimo to
moglibyśmy trochę zarobić na sprzedaży tego materiału, jednak
wiedziałem, że sztuka nie odniesie sukcesu. Była nudna. Oszukałbym
słuchacza. Miała feler, a ja nie wiedziałem, jak go usunąć. Odniosłem
wrażenie, że pisanie słuchowisk to zapomniana sztuka. Straciliśmy
zdolność widzenia uszami, choć kiedyś to potrafiliśmy. Pamiętam, gdy
słuchałem, jak jakiś imitator dźwięku stuka kostkami palców w kawałek
wydrążonego drewna… i jak na dłoni widziałem Malta Dillona, który w
zakurzonych butach podchodzi do baru w Saloonie Long Branch. Ale to
przeszłość. Tamte czasy nie wrócą.
Pisanie dramatów w stylu Szekspira - komedii i tragedii, które
uciekają się do białego wiersza - to kolejna stracona sztuka. Ludzie wciąż
chodzą na wystawianego w college’ach “Hamleta” czy “Króla Leara”, ale
bądźmy szczerzy: jak twoim zdaniem, drogi czytelniku, wypadłyby te
dramaty w telewizji, gdyby porównać je z “Weakest Link” albo “Survivor
Five: Stranded on the Moon”, nawet gdyby udało się obsadzić Brada Pitta
w roli Hamleta czy Jacka Nicholsona jako Poloniusza? I mimo że ludzie
wciąż chodzą na elżbietańskie fantazje w rodzaju “Króla Leara” i
“Makbeta”, radość czerpaną z tej formy sztuki dzielą lata świetlne od
radości ze stworzenia nowego, oryginalnego dzieła. Od czasu do czasu
ktoś próbuje wystawiać na Broadwayu albo w mniejszych teatrach
nowojorskich dramaty pisane białym wierszem. Ich klęska jest
nieunikniona.
Poezja nie jest sztuką straconą. Poezja ma się lepiej niż kiedykolwiek.
Oczywiście, jak zwykle znajdzie się gdzieś banda idiotów (jak sami
mówili o sobie autorzy magazynu “Mad”), ludzi, którzy zupełnie
pomieszali pretensjonalność z geniuszem, ale poza nimi jest jeszcze wielu
błyskotliwych praktyków tej sztuki. Jeżeli mi nie wierzycie, zajrzyjcie do
magazynów literackich w swoich księgarniach. Na sześć beznadziejnych
wierszy, jakie tam przeczytacie, znajdziecie jeden czy dwa naprawdę
dobre. Wierzcie mi, taki stosunek chłamu do klejnotów jest do przyj ęcia.
Opowiadanie też nie jest sztuką straconą, ale moim zdaniem znajduje
się o wiele bliżej przepaści niż poezja. Kiedy sprzedałem pierwsze
opowiadanie w cudownie zamierzchłym roku 1968, już wtedy bolałem
nad stale malejącym rynkiem: czytadła już przegrały, zbiory opowiadań
też stały już na straconej pozycji, tygodniki (takie jak “The Saturday
Evening Post”) umierały. W ciągu lat, jakie upłynęły od tamtych czasów,
rynek opowiadań nadal się kurczył. Niech Bóg błogosławi małe
czasopisma, w których młodzi pisarze mogą jeszcze publikować
opowiadania w zamian za egzemplarze autorskie, niech Bóg błogosławi
redaktorów, którzy jeszcze czytają zawartość ich wymiętoszonych
maszynopisów (zwłaszcza w obliczu paniki wywołanej wąglikiem w
2001 roku), i niech Bóg błogosławi wydawców, którzy jeszcze czasem
dają zgodę na publikację antologii oryginalnych opowiadań, ale Bóg nie
będzie musiał poświęcać na błogosławieństwo całego dnia Swego ani
nawet Swej przerwy na kawę. Wystarczy dziesięć minut, góra kwadrans.
Takich ludzi jest bardzo niewielu, a z roku na rok ubywa jednego czy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin