Laurann Dohner - Veslor Mates 5 - Torid Affair ( CAŁOŚĆ ).pdf

(3553 KB) Pobierz
~1~
Laurann Dohner
Veslor Mates 5
The Torid Affair
Gdy na planecie Torid wybuchają zamieszki, załoga
Defcon Red
ma za zadanie stłumić
przemoc i zająć się rannymi. Nawet Jessa Brick, specjalistka ds. badań kosmitów, zostaje
wciągnięta do służby. Czując się bardziej komfortowo w swoim laboratorium, lekarka jest
zszokowana oczywistą nierównością na Torid. Obiecuje pomóc każdemu obywatelowi,
bogatemu lub biednemu, nawet jeśli jest to sprzeczne z życzeniem gubernatora kolonii… i
oznacza ścisłą współpracę z pewnym zrzędliwym kosmitą.
Medyk Veslorów, Maith, jest od dawna zirytowany kłującą doktor Brick i jej
powtarzającymi się próbami zbadania jego rasy jak szczury laboratoryjne. Ale wspólna praca
na Torid pokazuje mu inną stronę Jessy. Im bardziej są blisko, tym bardziej wzrasta jego
podziw i pociąg… zwłaszcza, gdy ma zapewnić bezpieczeństwo Jessie. To oznacza, że
podczas misji muszą spędzić razem każdą minutę. Gdy niebezpieczeństwo się zbliża, nie tylko
obowiązek sprawia, że Maith chroni Jessę. Pierwotnym instynktom Veslora nie można
zaprzeczyć.
~2~
Rozdział 1
- Doktor Brick, rusz tu swój tyłek!
Jessa zagryzła zęby i fantazjowała o uderzeniu Carltona George’a w jego wielką
gębę. Ignorując go, uśmiechnęła się do swojego młodego pacjenta leżącego na noszach,
pomimo swojego gniewu, i skończyła bandażować szwy, które nałożyła na jego
ramieniu.
- Hej! Słyszysz mnie, doktor Brick? Zabieraj tu swój tyłek!
Nadal ignorowała wrzeszczącego gdzieś za nią mężczyznę.
- Utrzymuj go w suchości przez dwa dni. Szwy same się rozpuszczą. Do tego czasu
nie zdejmuj bandaży. Są z floty wojskowej. To znaczy, są pokryte specjalnym żelem,
który powoduje szybkie gojenie. – Mrugnęła do dziesięcioletniego chłopca. – Dla ciebie
to, co najlepsze, dzieciaku.
Sięgnęła do swojego zestawu medycznego i wyjęła dwa czekoladowe batoniki
odżywcze, wsuwając je pod koc okrywający pacjenta. Chciałaby zrobić o wiele więcej.
Nie zabije jej utrata kilku pysznych przekąsek, zwłaszcza gdy chłopak był taki chudy i
wyglądał na wpół zagłodzonego. Jej ukryty zapas został prawie wyczerpany przez
wsuwanie ich potrzebującym pacjentom.
Dziecko złapało je i wepchnęło jedzenie do kieszeni swoich podartych spodni.
- Dziękuję.
- Nie mów strażnikom, że dałam ci coś do jedzenia. Prawdopodobnie ukradną to. –
Rzuciła groźne spojrzenie ubranym na czarno dupkom, którzy obstawiali drzwi
prowadzące z sali balowej rezydencji gubernatora. Została przekształcona w szpital
ratunkowy. Byli tam, by upewnić się, że żaden z pacjentów nie przekradnie się do
reszty masywnego budynku.
- Niech to szlag, doktor Brick. Jesteś głucha?
Zamknęła swoją apteczkę i chwyciła ją, wstała i odwróciła się do Carltona
George’a, który zbliżał się jak burza. Umieściła swoje ciało między nim i chłopcem.
- Nie. Jestem zajęta. Mam tu zadanie do wykonania. A ty nie?
Spojrzał na nią gniewnie, jego twarz zrobiła się czerwona. Mentalnie aktywowała
~3~
swoje sztuczne oko, by go przeskanować, po prostu żeby go przestraszyć, wiedząc, że
normalny niebieski kolor zacznie jasno świecić.
Zaczął się cofać, ale się powstrzymał.
- Przestań w tej chwili! To sprawia, że wyglądasz naprawdę źle.
Udawała niewinność, całkowicie świadoma, że świecące oko ma tendencję do
sprawiania, że ludzie czuli się nieswojo.
- Obrażasz zmodyfikowaną osobę, bo mam sztuczny implant oka? To nie moja
wina, że zespół medyczny musiał dać mi niebieską tęczówkę zamiast brązowej, by
pasowała do koloru, z którym się urodziłam. Istnieją przepisy dotyczące traktowania
zmodyfikowanych ludzi. Łamiesz jeden?
- Nic takiego nie robię – wypluł zanim zmienił temat. – Powinnaś leczyć naszych
obywateli.
Niewielu ludzi naprawdę nienawidziła. Osobisty asystent gubernatora zdobył
miejsce na szczycie tej krótkiej listy. Nienawidziła go od chwili, gdy się poznali. Był
niegrzecznym, totalnym kutasem i miał współczucie skały.
- Chłopiec, którego właśnie leczyłam, jest jednym z waszych obywateli.
Jego twarz poczerwieniała ze złości.
- Nie. Nie jest.
Starała się zachować grzeczny ton.
- Mieszka na Torid. To czyni go obywatelem. Flota ma służyć pomocą wszystkim.
To obejmuje… no wiesz… wszystkich.
- Zgadzamy się, że się nie zgadzamy. Przyniesiono jednego z naszych
lojalnych
obywateli. Idź obejrzeć go w tej chwili. Jest dobrym przyjacielem gubernatora.
To była druga wizyta
Defcon Red
na Torid w krótkim czasie. Planeta kolonii została
założona dziesięć lat temu. Ktoś wysłał raport o problemach w jednym i jedynym
mieście założonym przez kolonistów, ale kiedy przybyli pierwszy raz, wszystko
wydawało się być w porządku.
Teraz flota otrzymała rozkaz powrotu po tym, co sprowadzało się do stanu wybuchu
wojny domowej. Krążyły pogłoski o korupcji, która szła prosto z góry, w tym sam
gubernator Rodney Boyd, który rządził wszystkim, aż do dostawców, którzy
kontrolowali takie rzeczy jak żywność, odzież i mieszkanie. Oczywiście, Boyd temu
~4~
zaprzeczył. Gubernator przysiągł, że planetę zinfiltrowała grupa buntowników, żeby
dokonać aktów terroryzmu.
Były również doniesienia o zabijaniu zaniedbanych mieszkańców Torid. Kiedy
Defcon Red
wrócił, cywile twierdzili, że przemoc wobec nich została zarządzona przez
gubernatora. Przysięgali, że walczyli tylko w samoobronie. To był bałagan.
Flota przejęła jurysdykcję w celu przeprowadzenia pełnego śledztwa. Dopóki nie
dowiedzą się na pewno, kto jest winny, wysłali zespoły medyków do leczenia rannych.
A uzbrojone ciała, w postaci zespołów zadaniowych ustawionych na ziemi, miały
powstrzymać przemoc. Rozdawano również potrzebującym jedzenie, wodę i odzież.
Tylko nie w pobliżu rezydencji gubernatora. Nie pozwolił im ustawić ośrodków
dystrybucji zaopatrzenia floty w promieniu półtora kilometra od jego domu. Piekłem
było zdobycie pozwolenia na wykorzystanie części jego ogromnej rezydencji na szpital
tymczasowy prowadzony przez flotę. Flota w zasadzie zmusiła go do zgody, ponieważ
to Ziemia była właścicielem budynku i zapłaciła za jego budowę. Tam niestety została
przydzielona Jessa.
Po spędzeniu trzech dni na planecie, Jessa w pełni uwierzyła biednym cywilom. Nie
kupowała bzdur gubernatora. Zasadniczo każdy mający dobrą pozycję we władzach
miasta wydawał się mieć przyzwoite warunki życiowe. Wszyscy inni – co wydawało się
być alarmującym odsetkiem mieszkańców – mieli przerąbane. Głodowali.
Jej zdaniem, gubernator i wszyscy jego
lojalni
obywatele stanowili bandę
bezdusznych, chciwych łobuzów. Outsiderzy nie wchodzili, by nie sprawiać kłopotów.
Wszyscy pacjenci, których leczyła, najwyraźniej żyli na Torid w pełnym wymiarze.
Niefortunna ich liczba wydawała się być dziećmi poddanymi różnym formom
przemocy.
- Słyszałaś mnie? Przestań tak na mnie patrzeć – warknął Carlton George. – Rób, co
ci kazano, albo cię zwolnię!
Jessa musiała walczyć z chęcią użycia swojego zestawu medycznego, by fizycznie
go pobić. Naprawdę denerwował ją swoimi bzdurnymi groźbami. Jednak nie
powstrzymywała swojej buzi.
- Nie możesz mnie zwolnić ani mówić mi, co mam robić. Widzisz ten granatowy
mundur, który noszę? Te pagony? Powinny być wskazówką, ale wyglądasz na idiotę.
Więc rób notatki, jeśli musisz: pracuję dla floty.
Nie dla ciebie.
A teraz zejdź mi z oczu
i przestań wykrzykiwać rozkazy. Obecnie leczę pacjentów w kolejności, w jakiej
przyszli. Dojdę do twojego faceta, kiedy nadejdzie jego kolej.
~5~
Zgłoś jeśli naruszono regulamin