Alekander Dumas, Hiszpania i Afryka, Warszawa 1849.pdf

(22270 KB) Pobierz
HISZPANIA I AFRYK A
PRZEZ
­
_
mm
w*
A F R Y K A .
Biblioteka naukowi
\
b.sletrystyezna
A. flumplowiGza; 'Krakiw^
Bracka 9.
WARSZAWA,
Nakład i druk
S. Orgelbranda
Księgarza i Typo grafe
p r i j ulicy Mio do wej Nr. 496
1849.
A GUMPLOWiGZ A
Biblioteka Narodowa
Warszawa
\
30001001824905
SZYBKI.
D
Wolno
druko wać,
z warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury powydru
kowaniu, prawem przepisanej liczby exemplarzy.
w Warszawie dnia 2f> Lipca (6 Sierpnia) 1847 r.
QV\0^C»
Cenzor
L. Tripplio.
ihum
1 rzybylismy do Kadyxu we środę 18 Listopada 1846.
Byliśmy dosyć niespokojni: przed wyjazdem z Paryża uło­
żyłem się z panem ministrem oświecenia publicznego, że w Ka­
clyxie oczekiwać nas będzie parostatek, którym popłyniemy do
Algieru. Z Sewilli, gdzie zatrzymało nas dobre przyjęcie u mie­
szkańców, o raz obietnica Monted'a i Chiclaner'a którzy o bo wią­
zali się wyprawić dla, nas walkę byków, pisałem do pana Huet,
konsula naszego w Kadyxie, z zapytaniem czy nie stoi w tam­
tejszym porcie wojenny prostatek dla nas przeznaczony, odpo­
wiedział mi, że od tygodnia już żaden prostatek wojenny jakie­
go
bądź
narodu nie zawinął do Kadyxu; nie zważając jednak
na to, ruszyliśmy w drogę aby wiernie stawić się w oznaczo­
n e j miejscu, mimo że statek takowej wierności nie okazywał.
Bawiliśmy jednak w Sewilli trzy dni dłużej nad zamiar, a
to z powodu oczekiwania na mojego syna, który jednego ­po­
ranku gdzieś zniknął. Zasiągane o nim wiadomości przeko­
nały mię jedynie że udał się na powrót drogą do Kordowy, a że
istnieje droga wiodąca w prost z Kordowy do Kadyxu, zosta­
wiając Sewillę o dwie mile na lewo; mniemałem więc, że za
przybyciem do miasta słońca zastanę mój parostatek i znajdę
mojego syna.
Miejscem spotkania się z AIexandrem był hotel Europy. Czy­
o
się ku moim towarzyszom, których oznajmienie Mossa zastało
w rozmaitych postawach, i rzuciłem na nich spojrzenie mówiące
jasno:
Widzicie że słusznie liczyłem na uczynioną rai obietnicę.
Wszyscy ukłonili się.
Wprowadzano pana Vial.
Wystał go ze statku kapitan B erard z listem do mnie.
Ponieważ pan minister marynarki oświadczył na mównicy
że
Szybki
oddany mi został pod rozporządzenie
skutkiem nie­
porozumienia,
niech mi więc wolno będzie przytoczyć tu w zu­
pełności list wyżej wspoinniony, da on wyobrażenie, jak dalece
wierzyć można panom ministrom w ogólności, a panu ministro­
wi marynarki w szczególności.... B aczność!
Statki te nazywały się
Acheron i Szybki.
Acheron,
przed trzema dniami przybyły, miał przewieść na
brzeg marokański p. Duchateau naszego konsula, obowiązane­
go doręczyć Abd­er­Rachmanowi podarki od króla francuzów.
O przeznaczeniu
Szybkiego
który przybył dopiero wczoraj,
dotąd stanowczo niewiedziano.
Całą zatem nadzieję pokładaliśmy w
Szybkim.
Po zwykłych trudnościach, komora przepuściła nas i dążąc
ulicami nieco szerszemi, lecz równie niegodziwie brukowanemi
jak ulice Sewilli, Grenady i Korclowy, udaliśmy się ku hotelo­
wi Europy.
Jeszcześmy się tam nierozgościli, gdy mi już oznajmiono
pana Vial, drugiego z rzędu oficera korwety
SzybkL
Wpośród powszechnej niespokojności, umiałem zawsze za­
chować pogodę jaka przystoi naczelnikom wypraw; obróciłem
r
7
szę więc w swojem imieniu, abyś w Oranie bawił tylko przez
czas koniecznie potrzebny i czem prędzej przybywał do stolicy
Algiery i,
wszakże zostawujemy panu zupełne prawo powrotu
w już przebyte strony, skoro to uznasz stosownem.
JENERAMY GUBERNATOR ALGIERII.
Algier, 9 Listopada 1346 r.
GABINET
Panie!
Marszałek przybył do Algieru dopiero 6 bieżącego miesiąca,
dla tego też i ja dopiero po wylądowaniu miałem zaszczyt ode­
brać list który pan raczyłeś pisać do mnie z Madrytu. Jedno­
cześnie otrzymaliśmy list od pana Salwandy, zalecający aby­
śmy wysłali za panem do Kadyxu.
„Nie umiem opisać panu, ile zasmuca marszałka przeciwność
niedozwalająca nam oglądać pana o kilka dni prędzej. Tego
wieczora odchodzi do Oranu jeden parostatek z rozkazem do
fregaty
Szybki,
aby się udała po pana do Kadyxu, lub na punkt
brzegu w którym się pan znajdować możesz. Dowódca nawet
powinien wypytywać się czy pan nie uczyniłeś wycieczki w oko­
lice i oczekiwać pana w miejscu najstosowniejszem do przyję­
cia pana na pokład. Mam nadzieję, że bawiąc w tak pięknym
kraju cierpliwie pan zniesiesz mimowolną kwarantannę, jaką
mu na brzegach Hiszpanii odbywać każemy.
v
Szybki
sprowadzi pana clo Oranu przepływając obok Tan­
gem. Stamtąd jeżeli pan zechcesz, będziesz się mógł dostać
clo Algieru parostatkiem odchodzącym w każdą sobotę. Przyj­
miemy tam pana z całym pańskim sztabem; a ponieważ mocno
pragniemy oglądać pana jak najspieszniej pomiędzy nami, pro­
„Nie widzę potrzeby oświadczać panu, że marszałek­ z naj­
większą przyjemnością przyjmie wszystkich towarzyszy pań'
skiej podróży.
„Mocno żałuję, że nie mogę udać się do Kadyxu na spotka­
nie pana;
spieszniejsze zbliżenie się do pana barclzoby mię
uszczęśliwiło, ale niezależę od siebie. Marszałek przybył tu
chory i dotąd nie mógł jeszcze na nowo objąć dowództwa.
Wreszcie, przybywszy zastaliśmy tyle zaległej pracy, iż konie­
cznie należało natychmiast zabrać się do niej.
' „Racz panie, przyjąć obok wyrazów ubolewania nad wszel­
kiemi przygodami jakie cię spotkały, zapewnienie najszczer­
szych życzeń szczęśliwej podróży, oraz najgłębszego szacunku
mojego. (1)
Spodziewałem się że odbiorę po prostu rozkaz dyplomatyczny
lub wojenny, aż obok tego rozkazu odebrałem list pełen uprzej­
mego gustu i grzeczności. To daleko przechodziło moje ocze­
kiwania.
Podziękowałem panu Via! za jego trudy, a że oznajmiono
nam właśnie że już na stole, chcąc nie chcąc zatrzymałem go
na obiedzie.
Cały obiad przeszedł na zapytaniach. Czy
Szybki
dobrze
chodzi? czy kapitan dobry kolega? czy pogoda sprzyjać będzie?
(1) Niewiem czy osoba która list ten pisała, a należała do jeneralnego
zarządu w Algieryi, znajduje się w tej chwili we Francyi lub
w
Algierze, lecz
gdziekolwiek jest, niech raczy przyjąć moje dzięki za uprzejmość, wyższą
nad wszelkie czynione mi obietnice; a chociaż z powodu moich zatrudnień ta
osoba posądzić mię może o niewdzięczność lub zapomnienie, niecii jednak
raczy ufać mojej pamięci a nadewszystko mojej wdzięczności.
8
Szybki
właśnie nie odznaczał się znakomitym biegiem; był to
piękny i dzielny statek, potężnie władający morzem, dobrze
obeznany z niepogodą; dzięki doświadczeniu swej osady, umie­
jący wywinąć się z fałszywego kroku, jak tego dowiódł w Dun­
kierce, gdy miął zaszczyt przewozić króla Francyi i część Jego
rodziny; ale mający kocioł za mały w stosunku do swojej po­
staci, i rucb za słaby w stosunku do swej objętości; wreszcie
nie było to bynajmniej winą
Szybkiego
że nie biegał szybko, bo
wyznać trzeba że za pięknych dni swoich, wiązał zaledwie po
siedm lub ośm węzłów na linach, to jest przebiegał dwie lub
półtrzeciej mili na godzinę.
Co do kapitana Berart, był to człowiek czterdziesto lub czter­
dziesto pięcio­Ietni, uprzejmy jak zwykle wszyscy oficerowie
marynarki, ale poważny i milczący; na pokładzie rzadko kiedy
widziano aby się śmiał, i wątpiono mocno czy mimo zapasu
wesołości jakiśmy z Paryża przywieźli, a dotąd jeszcze nie­
zupełnie wyczerpali, potrafimy rozjaśnić jego czoło.
O pogodzie, wspominać nie potrzeba... Powiedziano nam że
będzie piękna.
Po takiem zapewnieniu Maquet nieco weselszem okiem sp oj.
rzal na przyszłość, bo gdy tylko co nie umarł na morską cho­
robę przepływając Gwadalkwiwir, bez uśmiechu zatem zapa­
trywał się na podróż po kraju Cymmeryanów, który starożytni
mieli za kraj burz.
Obiad przeminął wesoło, i daliśmy panu Vial próbkę tego co
pod tym względem dokazać umiemy. On nawzajem przekonał
nas że jest wybornym współbiesiadnikiem, pożegnaliśmy się
zatem wspólnie zachwyceni.
Umówiono się, że nazajutrz po południu, udamy się na po­
kład
Szybkiego
w celu odwiedzenia kapitana, w sobotę zaś, to
jest 21 o ósmej rano, odpłyniemy do Tangeru.
9
Tych trzech dni żądali moi towarzysze dla zwiedzenia Kadyxu,
ja zaś dla dania Alexandrowi czasu aby się z nami połączył.
Nazajutrz o jedenastej z rana, właśnie gdyśmy zamierzali
udać się na pokład, oznajmiono nam komendanta B erart.
W rzeczy samej kapitan statku
Szybki
uprzedzając nas od­
dawał nam swoje wizytę; nieco zawstydzeni, poznaliśmy w tem
dowód nadzwyczajnej uprzejmości naszych oficerów mary­
narki. — Komendant Berart bawił u nas cztery godziny, i sądzę
że za powrotem na pokład równie zadowolony był z takich pas­
sażerów, jak my z takiego kapitana.
Postanowiono że odwiedziny nasze na statku
Szybki
nastą­
pią dopiero nazajutrz, i że podczas tych odwiedzin zabierzemy
znajomość znaszem morskiem mieszkaniem.
Stawiliśmy się na czas.
Szybki
oczekiwał nas jak kokietka
pod bronią; komendant stał na schodach, cała załoga na pomo­
ście; przyjęto nas odgłosem piszczałki sternika.
Komendant opanował nas i wprowadził do wnętrza parostat­
ku; wskazana nam naprzód sala jadalna, — gdyż komendant
słyszał że umieramy z głodu od chwili wyjazdu z B ajonny,—
nosiła jeszcze na sobie ślady przyjęcia dostojnych podróżnych;
listwy na jej ścianach były złocone, a wiśniowe jedwabne firanki
zasłaniały drzwi wiodące do przyległych pokoi.
Pokoi tych było pięć.
Tylny, do którego wiodło dwoje drzwi, obejmowąj całą sze­
rokość statku; był najobszerniejszy, ale też i najbardziej oży­
wiony, mianowicie pod czas kołysania się okrętu, którego osta­
teczny kraniec stanowił.
Po bokach tego pokoju znajdowały się cztery inne.
Do ich liczby należał pokój kapitana, któremu podziękowa­
łem natychmiast gdy objawił zamiar ustąpienia mi tego pokoju,
* stanęło na tem że o ile możności nie wyrugujemy nikogo.
Pozostawały więc trzy inne pokoje.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin