Nowy29(1).txt

(25 KB) Pobierz

29
    
    Orbita geosynchroniczna, Sol III 14:44 letniego czasu wschodniego USA, 9 padziernika 2004
    
     Wstšp do Floty i zobacz wszechwiat, tak, Takagi?  zamylił się po raz nie wiadomo który porucznik Mike Stinson, kiedy patrzył przez okno kabiny pilota na wirujšce gwiazdy.
     Tak, przyjacielu. Chociaż raz nie kłamali.
    Kapitan Takao Takagi był jednym z najlepszych pilotów myliwców w Japońskich Siłach Samoobrony, kiedy skorzystał z możliwoci transferu do Sił Myliwskich Sił Uderzeniowych Floty. Wiedział, że bez okrętów liniowych myliwce nie poradzš sobie z okrętami Posleenów. Zdawał sobie sprawę, że ma znikome szansę, żeby jeszcze raz ujrzeć onieżone szczyty Honsiu. Ale pamiętał też słowa starożytnej mantry, które każdy japoński żołnierz, lotnik i marynarz nosił głęboko w sercu: Obowišzek jest cięższy niż góry, mierć jest lżejsza niż piórko.
    Kto musi stawić czoła Posleenom, zanim wylšdujš na Ziemi.
    Dopóki siły ciężkie Floty nie będš gotowe, zadanie to muszš wykonać przerobione fregaty Federacji i schodzšce prosto z tamy produkcyjnej kosmiczne myliwce. Jeli ma umrzeć w dniu, w którym nadlecš Posleeni, trudno, niech tak będzie, byle tylko mógł zabrać ze sobš ofiarę dla przodków.
    Pierwsze trzy eskadry myliwców z Kosmicznego Patrolu Bojowego odbywały rekonesans w niewielkiej odległoci od Ziemi. Lada dzień należało się spodziewać pierwszych posleeńskich zwiadowców. Kosmiczny Patrol Bojowy miał ich zatrzymać, kiedy tylko wyjdš z hiperprzestrzeni i ruszš w stronę Ziemi.
    Ziemianom były znane dwie formy transportu hiperprzestrzennego: transport dolinowy i tunelekwantowe.
    Do niedawna Federacja stosowała wyłšcznie transport dolinowy, oparty na teorii kwantów, którš po raz pierwszy przedstawiono w latach pięćdziesištych dwudziestego wieku. Wzdłuż drogi od gwiazdy do gwiazdy cišgnęła się dolina albo korytarz, którym statki podróżowały z prędkociš znacznie przewyższajšcš prędkoć wiatła. Można też było używać tuneli kwantowych na zewnštrz korytarzy, ale taka podróż przebiegała wolniej i wymagała większych nakładów energii.
    Z wojskowego punktu widzenia problem polegał na tym, że wejcia do dolin były zlokalizowane dosyć daleko od planet. Statek potrzebował wielu godzin, a czasem nawet i dni, żeby przebyć drogę od zamieszkanej planety do wejcia do doliny. Lecšc przez dolinę statek wywoływał drgania harmoniczne wykrywalne poza wymiarem hiperprzestrzennym, natomiast statki wewnštrz doliny nie miały żadnego kontaktu z resztš wszechwiata. Chociaż Posleeni na razie nie urzšdzali zasadzek w kosmosie, należało się liczyć z takš możliwociš. Dlatego Flota szukała innych rozwišzań niż transport dolinowy.
    Posleeni korzystali z tuneli kwantowych. Umożliwiało im to wykonywanie mniejszych skoków wewnštrz układów planetarnych, dzięki czemu statki mogły niepostrzeżenie pojawiać się blisko celu. Jednak tunelowanie miało też wady: było powolne i bardzo kosztowne. Podróż z Diess na Ziemię metodš dolinowš trwała pół roku, natomiast użycie tuneli wymagało prawie dwa razy więcej czasu i siedmiokrotnie większych nakładów energii. Poza tym statki wychodziły z hiperprzestrzeni po różnych torach i z małš prędkociš. Mimo to jednak Posleeni korzystali włanie z tej metody, być może dlatego, że nie byli wiadomi istnienia korytarzy między gwiazdami.
    Ziemianie liczyli na to, że dzięki niewielkiej prędkoci wyjcia dodekaedrów dowodzenia albo bojowych z tuneli myliwce szybkiego reagowania i fregaty z nieco silniejszym uzbrojeniem będš w stanie zapobiec ich wylšdowaniu.
    Tymczasem piloci pierwszego, dziewištego i pięćdziesištego pištego międzyplanetarnego dywizjonu myliwców podziwiali wiat, który rozpocierał się pod nimi. Pozycje patrolu znajdowały się tuż za orbitš geosynchronicznš  wystarczajšco blisko, żeby przeszkodzić Posleenom w wylšdowaniu, ale też doć daleko, by uniknšć złomu kršżšcego wokół planety  więc piloci cały czas mieli błękitny glob w zasięgu wzroku. Kiedy Takao obrócił myliwiec, żeby jeszcze raz spojrzeć na planetę, linia terminatora dotarła włanie do Atlantyku.
    Eskadra była tuż przed nim  utrzymywała się na niskiej geosynchronicznej orbicie  i kapitan doskonale widział amerykańskie wybrzeże. Po serii zimnych frontów, które nadchodziły w cišgu ostatnich dwóch tygodni, w kraju wyjštkowo wczenie zapanowała jesień.
    Takao spędził trochę czasu w Bazie Sił Powietrznych Andrews, trenujšc tam na amerykańskich myliwcach F-15. Teraz wyobrażał sobie, jak wielu ludzi wybiera się w ten weekend w góry albo na plażę. Następnego urlopu spodziewał się wprawdzie dopiero za kilka miesięcy, ale już teraz planował, że może pojedzie włanie tam, zamiast...
    
  *
     Dalej, Sally!  zawołał Duży Tom Sunday, kiedy jego córka podeszła do bazy.  Uważaj na piłkę!
    Na dwięk jego gromkiego głosu odwróciła się niejedna głowa.
    Siedzšcy obok Mały Tom wyszczerzył zęby w głupawym umiechu, kiedy zobaczył, że Wendy Cummings patrzy w ich stronę. Ona umiechnęła się jednak bez większego zainteresowania i spojrzała z powrotem na drugš stronę trybun. Siedział tam Ted Kendal, otoczony wianuszkiem młodych dziewczyn w jej wieku, skazanych przez rodziców na oglšdanie niedzielnego meczu softballa ligi szkół podstawowych.
    Tommy skupił się z powrotem na grze. W chwilach takich jak ta sława jego ojca zdawała się spadać na niego jak lawina błota po ulewnych deszczach, tak samo niepowstrzymanie i tak samo niszczycielsko. Jego ojciec był kiedy gwiazdš futbolu i uganiały się za nim wszystkie dziewczyny. Jego ojciec nigdy nie musiał się martwić, że nie ma co robić w sobotni wieczór. Jego ojciec był durniem.
    Mały Tom zdjšł okulary i wytarł je o koszulę. Zapiekły go oczy, za co obwinił silny, północny wiatr. Otarł je ukradkiem, kiedy z powrotem zakładał okulary. To tylko wiatr. Niepotrzebnie się jednak krył. Kiedy zerknšł na boisko, Wendy była już daleko.
    Powoli i ostrożnie Wendy zbliżała się do tłumu zgromadzonego wokół Teda Kendalla. Jeszcze tydzień temu zdawało się, że nic go nie rozdzieli z Morgen Breddel. Klasyczny miłosny układ  król i królowa klasy: prowadzšca zespołu cheerleaderek i główny napastnik drużyny futbolowej. Od czasu ich spektakularnego zerwania podczas zajęć w czytelni rozgorzała zaciekła walka o względy obojga. Morgen przylgnęła do największego rywala Teda, głównego skrzydłowego drużyny, Wallyego Parra, a Teda najwyraniej przestało interesować towarzystwo dziewczyn.
    Większoć uczniów sšdziła, że czeka, aż Morgen do niego wróci. Wczeniej czy póniej musiała odkryć, że Wally jest szybki nie tylko na boisku. Oprócz sławy dobrego głównego napastnika, Ted cieszył się opiniš ogólnie fajnego gocia. Jak przekonało się już zbyt wiele dziewczyn, nie można było tego samego powiedzieć o Wallym.
    Wendy gruntownie wszystko przemylała, zanim zdecydowała się wejć w tłum wokół Teda. Po kilku niezbyt przyjemnych randkach z obrońcami była zniechęcona do graczy futbolowych, ale może Ted będzie inny. Powtórzyła w mylach tekst zagajenia i zbliżyła się, kołyszšc biodrami.
    
  *
    Mały Tom zerknšł na Wendy, kiedy podeszła do grupki dziewczyn i odwrócił wzrok, bo oczy zapiekły go od słońca, odbijajšcego się od jej długich blond włosów. Możnaby pomyleć, że w końcu zrozumie. Znowu zdjšł okulary i przetarł oczy.
     Co ci jest, Tom, do cholery?  zapytał go ojciec.
     Nic, tato.
     Pyłki?
     Nie, tylko słońce. Powinienem był zabrać okulary przeciwsłoneczne.
     No ja mylę. Tyle kosztowały, że zatrzymałyby chyba rut z posleeńskiej strzelby.
     Tak  powiedział Mały Tom z ledwie słyszalnym westchnieniem politowania dla ojcowskiej ignorancji  tylko gorzej z resztš twarzy.
    Ojciec zamiał się i znowu zaczšł wykrzykiwać wskazówki dla jego siostry. Chociaż miała dopiero dziewięć lat, była już gwiazdš sportu i mogła przyczynić się do tego, że ojciec przestanie się wstydzić, że ma syna  zapaleńca komputerowego. Duży Tom odruchowo pomacał glocka za paskiem spodni, kiedy cienka warstwa chmur przesłoniła słońce.
     Mogš nadlecieć w każdej chwili  mruknšł.
     Tak, w każdej chwili  zgodził się Mały Tom. Znowu westchnšł i przewrócił oczami.  Tato, mogę już ić do domu?
     Nie. Musimy zostać i wesprzeć Sally.
     Tato, Sally ma pewnoci siebie za nas troje. Wie, że jš wspieramy. Mam pracę domowš i muszę jeszcze potrenować grę, żebym mógł dostać się na turniej w przyszłym tygodniu. Kiedy mam to zrobić?
     Po meczu  odpowiedział ojciec i zmarszczył czoło.
     Po meczu zabierasz Sally i jej przyjaciół na lody  odpowiedział Mały Tom z nieubłaganš logikš, która zawsze przysparzała mu kłopotów.  Będziesz oczekiwał, że ja też wezmę w tym udział.
    Potem porozwozisz przyjaciół Sally do domu. Wrócimy do domu około dziewištej wieczorem, a przecież obowišzuje mnie wyłšczenie wiatła o dziesištej. Powtarzam...
     Tommy!  warknšł Duży Tom.
     Mam się zamknšć.
     Mniej więcej. Albo grzecznie okażesz teraz wsparcie siostrze, albo możesz pożegnać się z tym cholernym turniejem.
    Mały Tom wzišł głęboki wdech.
     Tak jest, sir!
     A tak w ogóle, kiedy jest ten turniej?  zapytał ojciec.
     W następnš sobotę, od trzeciej po południu.
     Masz wtedy uczestniczyć w ćwiczeniach Młodzieżowej Milicji!
     Komendant Jordan mnie zwolnił  powiedział Mały Tom i znowu przewrócił oczami.  Wyrosłem już z milicji, tato. Poza tym turniej zaliczajš jako ćwiczenie taktyczne do wstępnego przeszkolenia wojskowego.
     A kto to powiedział?  zapytał Duży Tom i parsknšł z pogardš dla tak niedorzecznego pomysłu. Tak jakby siedzenie przed komputerem i granie w jakie gry można było uznać za prawdziwy trening bojowy.
     Flota  wyjanił Tommy.  Zaliczajš wygranš w Dolinie mierci do wstępnego...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin