Nowy66(1).txt

(11 KB) Pobierz
65
    
    Waszyngton, Dystrykt Kolumbia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III 09:25 letniego czasu wschodniego USA, 11 padziernika 2004
    
    Porucznik Ryan bynajmniej się nie zgubił. Nie można się zgubić na Washington Mall. Tutaj człowiek zawsze wie, gdzie się znajduje. Porucznik nie wiedział natomiast, gdzie on i jego pluton powinni teraz być.
    Po Occoquan plutonowi nie udało się odnaleć nikogo z własnego łańcucha dowodzenia. Ciężarówki, w których przyjechała majšca ich zastšpić kompania strzelecka, natychmiast odjechały. Szli więc pieszo na północ i tylko czasem kto ich podwoził. Ich celem był Belvoir, ale żandarmeria wojskowa kazała im przyłšczyć się do niedobitków jednostek idšcych na Waszyngton. W końcu znaleli transport, ale kierowcy autobusów także nie mieli zielonego pojęcia, dokšd powinni jechać.
    Na Mall tłoczyła się większoć niedobitków dziewištego i dziesištego korpusu, jednostki zwiadu elektronicznego bez dywizji, jednostki zaopatrzeniowe bez batalionów oraz parę jednostek artylerii i piechoty, którym udało się ujć z kotła na południu. Nikt nie próbował niczego zorganizować; jednostki stawały tam, gdzie się zatrzymały.
    Porucznik Ryan zatrzymał swój pluton koło waszyngtońskiego Pomnika Ofiar Wojennych i wysłał sierżanta Leo z misjš poszukiwawczš. Sierżant zameldował po powrocie, że wszystko, czego potrzeba, można tu zdobyć, ale za odpowiedniš cenę. Ponieważ nie było rozkazów, by cokolwiek wydawać, jedynym sposobem zdobycia potrzebnych rzeczy był czarny rynek. W pobliżu znajdowała się jedna jednostka zaopatrzeniowa, ale żywnoć dawno już się skończyła. Teraz trzeba było płacić gotówkš albo głodować.
    Leo zameldował także, że wkrótce pojawiš się saperzy, których zadaniem miało być przygotowanie mostów do wysadzenia. Możliwe, że pluton będzie mógł się do nich przyłšczyć i dostać trochę racji żywnociowych.
    Porucznik Ryan pucił w obieg hełm, żeby zrobić zrzutkę, a kiedy to się nie powiodło, razem z sierżantem przeszukali osobicie każdego sapera. Tym razem Ryan zostawił Leo z plutonem i wyruszył na poszukiwanie żywnoci sam. Zdawał sobie sprawę, że starszy stażem podoficer wynegocjowałby pewnie lepsze warunki  nie znaczyło to jednak, że wróciłby z żywnociš do oddziału.
    Zebrane dwiecie dolarów wystarczyło na dwie skrzynie racji żywnociowych. Za sygnet Akademii dostał dodatkowo ciepłe zakšski.
    Wodocišgi w miecie nadal działały, więc przynajmniej z wodš nie było problemów. Pluton podzielił się przygotowanš naprędce lasagnš, a porucznik stwierdził, że jest lepsza od serwowanej na poligonie Rangersów. W cišgu dnia powinni jako znaleć jednostkę, do której będš mogli się przyłšczyć, więc żywnoci nie musiało im starczyć na długo.
    
  *
    Zbliżajšce się odgłosy bitwy cišgnęły nad Potomac rzeszę gapiów. Ale porucznik Ryan udał się tam, żeby znaleć saperów, którzy na pewno zakładali teraz ładunki na mocie Arlington. Powstrzymujšcy gapiów żandarmi przepucili go bez słowa na widok naszywki sapera. Widzšc ostrożnie chodzšce po mocie i rozwijajšce kable postacie porucznik poczuł, że nareszcie jest już w domu. Podszedł do zaparkowanego hunwee i zasalutował.
     Ryan, podporucznik, korpus saperski.
    Siedzšcy w samochodzie oficer był niskim, barczystym pułkownikiem. Włanie palił cygaro. Przez chwilę oglšdał porucznika od stóp do głów, po czym wyjšł cygaro z ust.
     Co mogę dla pana zrobić, poruczniku?
     Sir, mój pluton zgubił nadrzędnš jednostkę. Wysłano nas z Belvoir i nie moglimy już tam wrócić. Nie mamy już żywnoci i nie wiemy, komu się zameldować.  Młody oficer urwał, jakby się zawahał.  Nie wiem, co robić, sir. Nie skończyłem nawet podstawowego szkolenia!  skończył nieco podniesionym tonem. Złapał się na tym, że w popiechu zaczšł niemal bełkotać. Elew Akademii nie powinien tracić nad sobš kontroli tylko dlatego, że sprawy nieco się popieprzyły.
    Pułkownik zacišgnšł się cygarem i znowu mu się przyjrzał.
     Gdzie bylicie?
    Porucznik nie zrozumiał pytania.
     Rozbilimy obóz na Mall, sir.
    Pułkownik strzšsnšł popiół.
     Chodzi mi o to, który most wysadzalicie. Przecież chyba włanie to robili wszyscy chłopcy z Belvoir?
     Tak, sir. Mój pluton otrzymał zadanie wysadzenia mostu przy drodze stanowej numer 123, koło...
     Occoquan.
     Tak, sir  niepewnie potwierdził porucznik.  Skšd pan wie?
    Pułkownik w końcu pozwolił sobie na umiech.
     A więc to wy jestecie tym zaginionym plutonem, poruczniku.
    Gdzie jest reszta jednostki?
     Na Mall  odpowiedział całkiem zdezorientowany porucznik.
     Cóż, dałbym panu mojego hunwee, ale na piechotę wcale nie będzie wolniej. Niech pan wróci do swoich żołnierzy i każe im przywlec tyłki tutaj. Ja tymczasem przekażę informację przez radio.
     Tak jest, sir  zasalutował porucznik i poczłapał z powrotem do swojego plutonu.
    
  *
     Zamek Szeć, tu Zamek Pięć, odbiór.
    Oficer, który chwycił mikrofon, zanim zdšżył to zrobić oficer operacyjny, był wielki jak góra. Miał ponad dwa metry wzrostu i odpowiednio do tego szerokie bary, więc jego mundur musiał być szyty specjalnie na miarę. Przewieszony przez jego plecy wysłużony M-60 wyglšdał jak zabawka.
     Zamek Pięć, tu Zamek Szeć, odbiór  powiedział basem.
     Szeć, znalelimy zaginiony pluton, odbiór.
    Hebanowš twarz rozjanił szeroki umiech i generał pokazał uniesiony kciuk niewidocznemu stšd pułkownikowi.
     wietnie! Kto nim dowodzi?
     Ryan.
     No, towarzystwo z West Point będzie w siódmym niebie, kiedy to usłyszy.
     A poza tym jak idzie?
     Bardzo dobrze. Musiałem zagonić biedne dzieciaki do roboty, ale wkrótce będziemy gotowi.
     Przyjšłem. My już prawie skończylimy rozlewać szampana.
     Szkoda, że nie będzie mnie na przyjęciu.
     Ja też żałuję. Ale wszyscy musimy zdobyć się od czasu do czasu na małe powięcenie. Powodzenia, Tom, bez odbioru.
    
  *
    Generał rozejrzał się i umiechnšł. Większoć jednostek, które wysłano do zaminowania mostów nad Occoquan, wróciła do bazy w Fort Belvoir.
    W obliczu zniszczenia dziewištego i dziesištego korpusu generał wcielił w życie swój własny plan. W składach amunicji w Fort Belvoir, zapełnionych w celu szkolenia tutaj rekrutów, znalazł zaskakujšcš różnorodnoć ładunków wybuchowych i min.
    Ponieważ miał pod swoimi rozkazami ekwiwalent brygady saperów, był zdecydowany zgotować Posleenom bardzo goršce przyjęcie. Z drugiej strony nie był głupcem i nie miał zamiaru strugać bohatera. Zastępy rekrutów i ich instruktorów zmieniały więc Belvoir w prawdziwe piekło.
    Rozmieszczanie min i pułapek to prawdziwa sztuka. Chodzi o to, żeby nie tylko zabić przeciwnika, ale zaszokować go i wzbudzić w nim strach. Z reguły najlepiej sprawdza się brutalna, przygniatajšca przewaga, ale posiadajšc tyle materiałów wybuchowych i dokładnie rozplanowany harmonogram działań, generał był pewien, że Dom rodzinny saperów stać na o wiele, wiele więcej.
    Dokopał się do programu komputerowego, napisanego przez jakiego złoliwego sapera. Program nazywał się Piekło Doskonałe i służył do komputerowego wspomagania planowania pól minowych, potrafišc na przykład wygenerować takš mapę zaminowania obszaru, aby zapełnić go zestawem wielu współrodkowych, samoczynnie aktywujšcych się pól. Celem było zagnanie wroga do rodka, a potem całkowite odcięcie mu drogi ucieczki.
    Generał wprowadził do programu odpowiednie parametry dostępnych materiałów i ludzi i aż go zatkało, kiedy zobaczył projekt rozwišzania. Program zmienił Belvoir w koszmarnš sieć pól minowych.
    Miłš niespodziankš okazał się fakt, że projekt został sporzšdzony z mylš o Posleenach. Wróg mógł przeprowadzić swoje oddziały przez miny, ale oczyszczenie drogi musiało kosztować go całe tysišce żołnierzy. Oczywicie, gdyby okazało się, że generał musi tu wrócić i wszystko rozminować, nie byłoby łatwo. Ale i to dawało się obejć.
    Zaczęli rozmieszczać miny, a cała brygada rzuciła się do pracy jak demony. W miarę jednak jak kolejne sekcje kończyły pracę na swoich odcinkach, generał odsyłał kolejne partie rekrutów do przystani fortowej, a stamtšd przewożono ich na drugi brzeg Potomacu.
    
  *
    Teraz po prostu czekał, razem z kilkoma oficerami i podoficerami. Przez ostatniš godzinę rozmawiali o starych, dobrych czasach i patrzyli w monitory podłšczone do kamer rozstawionych wzdłuż szosy międzystanowej numer 1. Generał włanie wyszedł na zewnštrz budynku portowego, żeby zaczerpnšć wieżego powietrza, kiedy usłyszał dochodzšcy ze rodka krzyk.
     Widać ich! Widać ich!  wrzeszczał oficer operacyjny Belvoir.
    Pułkownik stał pochylony i ciskał ramię technik obsługujšcej monitory.
    Generał delikatnie odcišgnšł go do tyłu.
     Nie sprawi pan w ten sposób, że przyjdš szybciej. A ona jest praktycznie naszym jedynym szeregowcem. Jest ważniejsza niż którykolwiek z nas trzech.
    Pułkownik zamiał się.
     Przepraszam, żołnierzu.
    Technik kiwnęła głowš z umiechem i przełšczyła monitor na obraz z innej kamery. Oficerowie pochylili się do przodu jak widzowie oczekujšcy katastrofy, a oficer operacyjny aż zacierał z radoci ręce.
     Sir  powiedział starszy sierżant z Belvoir, zerkajšc na ekran  zrobiłem mały najazd na bar dla oficerów.  Uniósł w górę dwie butelki moet & chandon.  Pomylałem, że moglibymy uczcić pierwszy wybuch.
    Generał zamiał się. Chłopcy naprawdę to przeżywali.
     Jasne, czemu nie  powiedział.
    Masa Posleenów na ekranie zatrzymała się. Jeden z nich wystšpił naprzód i podszedł na odległoć równo pięćdziesięciu metrów do tablicy powitalnej. Reszta liczšcej tysišce żołnierzy hordy nerwowo tupišc stała w miejscu.
    Sporód tłumu nagle naprzód wysunęło się dwóch Wszechwładców. Ich spodki bezustannie kołysały się na boki, ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin