Nowy75(1).txt

(20 KB) Pobierz
74
    
    Fredericksburg, Wirginia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III 09:26 letniego czasu wschodniego USA, 27 padziernika 2004
    
    Sensor na wysięgniku był o wiele czulszy, niż detektory na pancerzach wspomaganych, a Minnet w posługiwaniu się nim był mistrzem. Chociaż niewiele mógł wskórać.
    Padał zimny, słaby deszcz. Płynšca woda utworzyła wyżłobienia w ziemi wokół resztek budynków i chodników, spłukujšc stare kostki brukowe i podmywajšc trzystuletnie fundamenty  to, co zostało jeszcze z Fredericksburga w Wirginii.
    Minnet przeniósł się na kolejny kwadrat na siatce poszukiwań, a druga drużyna ruszyła za nim z karabinami grawitacyjnymi w pogotowiu. Po okolicy wcišż jeszcze kręciły się grupy Posleenów.
    Podzielony na niezależne kompanie batalion stacjonował w nienaruszonym Forcie Belvoir, z którego organizował wypady na wroga. Napotykajšc Posleenów wzywali artylerię, po czym wyrzynali ocalałych obcych. Jeli która kompania napotykała zbyt duży oddział, łšczyła swoje siły z innymi albo wycofywała się do Belvoir.
    Dowódca armijnych saperów pracował nad przekształceniem bazy w gigantycznš fortecę. Roboty szły powoli, ubite, ziemne wały zastępowano zbrojonym betonem, ale i tak było niele. Kiedy kilkutysięczne stado Posleenów podeszło pod mury zwieńczone gigantycznym, drewnianym symbolem Korpusu Saperów, jego znaczenie dotarło do nich wraz z gradem pocisków artyleryjskich. Na południu to samo robiła brygada jedenastej dywizji piechoty mobilnej. Z podobnymi skutkami.
    Zagrożenie ze strony Posleenów zostało więc zminimalizowane.
    Nowy prezydent zastanawiał się nawet, czy nie zezwolić ochotnikom na powrót do północnej Wirginii.
    Większoć uchodców rozlokowano już w Podmiastach. Olbrzymie, podziemne osiedla wcišż nie były jeszcze w stu procentach ukończone, ale mogły już przyjšć częć Wirginijczyków. Ich domy zostały w znacznej mierze zniszczone, a na wielu obszarach nadal istniało niebezpieczeństwo ataku Posleenów. Woleli więc było przyjšć dotację osiedleńczš rzšdu i zaczšć nowe życie, niż oglšdać ruiny ich niegdy pięknych stanów.
    To pozostawiono pancerzom wspomaganym. Jak zwykle. Jednostki PW uważnie przeczesywały pola bitwy dziewištego i dziesištego korpusu, wbrew zdrowemu rozsšdkowi majšc nadzieję odszukać kogo, kto przeżył. Znajdowali jednak tylko buławy wojowników i leżšce obok zwłoki. Zazwyczaj nie dało się dociec, jak wyglšdało ostatnie starcie zabitego. Największš niespodziankę napotkali w cišgu kilku pierwszych dni poszukiwań. Znaleli ciała prawie całej kompanii trzeciego pułku i samotnego Wszechwładcy, ułożone w żałobny stos. I aż dwie buławy. Musiało się tu wydarzyć co niezwykłego, ale nie pozostał przy życiu nikt, kto mógłby tę historię opowiedzieć.
    Teraz doszli do centrum. Detektor wykryłby każdego żyjšcego człowieka, nieważne, jak okaleczonego, nieważne, jak głęboko pogrzebanego. Ale jak dotšd zawsze wracali z pustymi rękami.
     Hej, panie plutonowy!  zawołał Stewarta Wilson.
    Drobny podoficer zbliżył się kilkoma susami. Spojrzał na mapę i pokręcił głowš. Powinni teraz stać wewnštrz najstarszego w Ameryce Kocioła Prezbiterian. Zamiast tego wokół roztaczało się pustkowie. Zobaczyli wystajšcš z gruzu buławę, na której powiewał jaki strzęp materiału.
     Co to była za jednostka?  spytał Wilson.
    Pytanie było prawdopodobnie retoryczne. Mówili przecież o tym na odprawie. Ale Stewart i tak odpowiedział.
     Saperzy. Batalion lekkiej piechoty.
    Wilson zdjšł strzęp z buławy.
     No, musieli się porzšdnie odgryzać  powiedział ponuro i wręczył kawałek materiału Stewartowi.
    Plutonowy otworzył hełm i nadstawił twarz na krople ulewy. Zimny deszcz do rana miał się przypuszczalnie zamienić w gołoled.
    Ale teraz zadziwiajšco dobrze zmywał łzy. Zakrwawiony strzęp materiału był naszywkš z munduru oficera saperów.
     Żeby kurwa wiedział, stary  odparł Stewart zdławionym głosem. Otarł oczy i znowu zapišł hełm. Nanity pospiesznie zabrały się za usuwanie nadmiaru wody. Gdyby były ludmi, kiwałyby z aprobatš głowami.
     Kontakt!  krzyknšł Minnet, obracajšc się na pięcie. Wyskoczył w powietrze i spadł siedem metrów dalej, na poszarpanym odcinku drogi; cholernie blisko centrum wybuchu bomby paliwowo-powietrznej. Jak cokolwiek mogło tu przeżyć, pozostawało tajemnicš.
    Stewart zobaczył kštem oka jakie poruszenie i zaczšł je namierzać, zanim zorientował się, że to kapitan. Oficer wykorzystywał niemal nieograniczonš energię wytwarzanš za przez generator antymaterii w jego pancerzu. Według lidaru Stewarta leciał teraz w kierunku zgłoszonego kontaktu z prędkociš ponad czterystu kilometrów na godzinę. Gdyby wszyscy mieli taki sprzęt, wojna byłaby o wiele łatwiejsza.
     Gdzie?  ONeal wylšdował tuż przy taszczšcym czujnik szeregowcu.
     Dokładnie pod panem, sir. Dwie osoby. Zahibernowane, jak wskazuje mój czujnik.
    Szeregowiec opadł na kolana i zaczšł odgarniać beton, asfalt i szkło, która przykrywały znalezisko.
    ONeal położył mu rękę na ramieniu.
     Czekaj.
    Wysunšł swój monomolekularny nóż bojowy i wbił go w rumowisko. Kilka cięć i po chwili odwalił na bok ogromnš bryłę gruzu.
    Cała drużyna zanurkowała do rodka. Wkrótce dotarli do ceglanego sufitu.
     Co to jest, sir?  spytał Stewart. Kapitan znów zaczšł kontaktować. Pierwszego dnia wyglšdało to nieciekawie. Ale wydawał się dochodzić do siebie. A nawet, jeli nie, niewiele mogli na to poradzić.
     Nie wiem  odparł ONeal, przeglšdajšc bazę danych o Fredericksburgu.  Nie ma tu wzmianki o takich konstrukcjach.
    Szybki skan echosondš pozwolił ustalić, że majš pod sobš pojedynczš warstwš cegieł. Mike uniósł się na napędzie antygrawitacyjnym i wycišł otwór w suficie.
    Szare wiatło i zimny deszcz padły na dwie pokryte pyłem postacie, mężczyznę, i kobietę. Dwoje młodych cywilów leżało objętych ramionami na materacu z pancerza osobistego. Obok nich, po obu stronach, leżała broń automatyczna. Czujniki potwierdzały, że z niej strzelano.
    Mike wzbił się nad otwór, a drużyna zanurkowała do rodka, by wycišgnšć ocalałych. Kapitan parsknšł kilka razy, w końcu ryknšł miechem. Shelly miała doć dowiadczenia, by wiedzieć, kiedy mówi do siebie, więc nikt nie usłyszał jego rechotu ani słów, które padły zaraz potem.
     Biedne posleeńskie bydlaki.
  *
     Kontakt!  krzyknšł inny operator czujnika, bliżej rzeki.  Duży!
    Tym razem był to betonowy bunkier. Mike zastanawiał się, w jaki sposób saperom udało się go zbudować podczas bitwy, ale szybkie oględziny wykazały, że była to znacznie starsza konstrukcja.
    Chociaż trudno było stwierdzić, jaka konkretnie.
     Co my tu mamy?  spytał Pappas i kopnšł cianę betonowego szkaradzieństwa.
     Dużo sygnałów  odpowiedział poszukiwacz.  Wszyscy zahibernowani, jak sšdzę. Jeli kto jest przytomny, to sygnał i tak gubi się w masie pozostałych.
     Ilu ich jest?  warknšł Mike.
     Nie wiem, sir. Dużo.
    Ampele wyjšł przecinak i złapał za wystajšcy róg budowli. Stał po kolana w podnoszšcej się wodzie rzeki, ale wydawał się tego nie zauważać. Po trzech cięciach w grubej betonowej cianie powstał spory otwór. Ampele podniósł głowę, żeby zajrzeć do rodka, i dostał w twarz ładunek rutu ze strzelby.
    Wystrzał, dla pancerza równie grony, co komar, nawet nie przestraszył flegmatycznego Hawajczyka, ale żołnierz na wszelki wypadek przywarł do ziemi. Lepiej było pozwolić ludziom w rodku zdać sobie sprawę, do kogo strzelili.
    Mike uniósł się na kompensatorach grawitacji i podleciał do otworu.
     Jestem kapitan Michael ONeal z piechoty mobilnej. Jestemy przyjaciółmi.
    Uniósł się wyżej, aż znalazł się dokładnie na wprost dziury.
    W rodku stała kobieta ubrana w co, co najwyraniej było brudnym fartuchem kelnerki. Miała tłuste, pozlepiane jasne włosy i oszalałe spojrzenie. Mike sam był kiedy uwięziony pod budynkiem, więc doskonale mógł wczuć się w stan jej umysłu; jeszcze do tej pory bał się ciemnoci. Nigdy potem nie mógł się zdecydować, czy zdjęcie hełmu było więc gestem genialnym, czy idiotycznym.
    Kobieta zobaczyła ludzkš twarz i wybuchnęła płaczem. Mike zajrzał do rodka i niemal odskoczył z przerażenia. Pomieszczenie było pełne ciał, na pierwszy rzut oka trupów czy nawet wampirów.
    Ich skóra była woskowata, wargi napęczniałe i wydęte, a oczy otwarte i szkliste. Ale taki sam efekt wywoływała hiberzyna. Mike po prostu nigdy jeszcze nie widział tylu zahibernowanych ludzi, ułożonych jeden obok drugiego i zamkniętych w takim grobowcu.
     Jest pani sama?  spytał z troskš.
    Odpowiedziš był kolejny wybuch płaczu, kobieta jednak wzięła go za rękę i przeszła przez otwór.
     Ja ja...  zaczęła się jškać. W końcu się opanowała.  Była ze mnš... strażak. Ale nie mogła znieć zamknięcia... Musiałam... jš...
     Upić  powiedział Mike.
    Pokręcił zdumiony głowš. Siła to dziwaczna cecha. Tak jak nadzieja, kiełkuje w najdziwniejszych miejscach.
    
    
    Poligon Dowiadczalny Aberdeen, Maryland, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III 16:25 letniego czasu wschodniego USA, 13 padziernika 2004
    
    Keren oglšdał nagranie po raz n-ty. Stacje telewizyjne, zasypane niewiarygodnš ilociš obrazów heroizmu i tchórzostwa, kompetencji i idiotyzmu, zdecydowały się włanie na ten jeden, podsumowujšcy całoć materiał.
    Tłum gwałtownie się cofnšł. Lšdownik opadł idealnie: doć daleko, by nikogo nie poranić i doć blisko, by nikt nie zdołał daleko uciec. Kiedy otworzyła się gigantyczna rampa, spanikowany tłum odpłynšł w tył, pozostawiajšc na placu boju samotnego żołnierza we wspomaganym pancerzu.
    Na pierwszym planie płakała dziewczynka, najwyraniej ze złamanš rękš. Jeli w tłumie byli jej rodzice, uciekali teraz razem z tymi, którzy wczeniej zasłaniali samotnš postać, uchwyc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin