Nowy22(1).txt

(21 KB) Pobierz
21


ClarKesville, Georgia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
01: 15 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, sobota, 26 wrzenia 2009 
   
   - Goloswinie, jak idzie? - spytał Tulostenaloor.
   Posleeński technik spojrzał na niego znad monitora i poruszył grzebieniem.
   - Dobrze. Odebralimy nowe... dane.
   - Tak? Z Sieci?
   - Tak - odparł Goloswin, wskazujšc monitor. - Od kessentaia, który był na Aradanie. Wyglšda na to, że zdobył dostęp do kodów kontrolnych łšcznoci metalowych threshkreen. W tym łšcznoci między wodzem wszystkich threshkreen w tej krainie i metalowymi threshkreen. Poza tym z tego rodka łšcznoci korzystajš też inni threshkreen, w tym twoi przyjaciele z lurp. Mam też ich numery i rozmieszczenie w całych Stanach; jedyna wolna jednostka znajduje się w swoich kwaterach w rejonie, który ludzie nazywajš Pensylwania". Dostęp do kodów pozwala też wejć do systemu łšcznoci Indowy na tej planecie, chociaż jest ich tu bardzo niewielu. Nieliczni Darhelowie sš wcišż odcięci, ale w tej sytuacji mogę zabrać siei za nich.
   - Doskonale - powiedział Tulostenaloor, poruszajšc grzebieniem. 
   - Szturm zaczyna się jutro w południe. Majšc te informacje, będzie my wiedzieli, kiedy nadejdš te przeklęte pancerze wspomagane". 
   - Możemy zmieniać częć ich informacji - powiedział Goloswin. 
   - Sprawiać, by myleli, że zostały powiedziane rzeczy, których wcale nie powiedziano, albo podpowiadać im fałszywe informacje. Ale to zostanie szybko wykryte. Możemy też po prostu nasłuchiwać. Dopóki się nie zorientujš, że działamy na podstawie ich informacji, nie będš o niczym wiedzieli.
   - To dobrze - powiedział Tulostenaloor. - Mylę, że póki co będziemy tylko nasłuchiwać. Dopilnujemy, żeby Esstu dostał swoje informacje.
   - Tak zrobię - zabulgotał z zadowoleniem Goloswin. - Najwyższa pora!
   - Tak - powiedział Tulostenaloor, gładzšc w zamyleniu zdobienie grzebienia. - Rzeczywicie, w samš porę.
* 
   - Balanosolu, twoje oddziały sš do niczego - warknšł Orostan. Spojrzał złowrogo na oolt kessentaia i w gniewie zjeżył grzebień. Ooltos byli na wpół zagłodzeni, u wielu widać było sterczšce koci, a ich sprzęt się rozpadał.
   Kessentai za był odziany w złotš i srebrnš uprzšż - było na niej tyle metalu, że mógłby żywić swój oolt przez cały miesišc - a na jego tenarze zamontowany był najcięższy model działka plazmowego. 
   - Mylę - cišgnšł ooltondai - że włanie tobie powinien przy pać zaszczyt poprowadzenia jutrzejszego natarcia.
   Rozmowa toczyła się w wietle półksiężyca, niedaleko na północ od Clarkesville, gdzie miliony Posleenów rozwijały szyki i ustawiały się na pozycjach do szturmu. Przejcie pierwszego szeregu stšd do wysuniętego punktu zbornego w ruinach Clayton miało zajšć trzy godziny. Kiedy tam dotrš, mogš się spodziewać ostrzału artylerii, chociaż tym razem nie powinien on potrwać zbyt długo.
   - Nie sšdzę - powiedział Balanosol, unoszšc buńczucznie grzebień. - Jestem starszy od ponad połowy wojowników, w tym twojego sorlana. Niech im przypadnie zaszczyt walki w pierwszym szeregu; ja zamierzam przeżyć ten szturm.
   - Doprawdy? - zapytał Orostan. - W takim razie popatrz na skraj lasu.
   Kessentai odwrócił głowę w bok i w słabym wietle dostrzegł wród drzew błyski metalu. 
   - Zgodziłe się wykonywać nasze rozkazy - zasyczał cicho Orostan. - Dałe słowo. Przez ostatni miesišc jadłe nasz prowiant, piłe naszš wodę i oddychałe naszym powietrzem. Masz u nas dług edas. Pozwolilimy, żeby twój fuscirto oolt żarł nasze zapasy, ponieważ jeste nam potrzebny, ty i tobie podobne cierwa, w pierwszym szeregu. Więc jeli mylisz, że będziesz chował się na tyłach i obdzierał trupy lepszych od ciebie, to się mylisz. Albo przejdziesz na pozycje startowe, albo mój ooltondar zabije i pożre ciebie i twój żałosny oolt. Widzisz, być może ludzie cię zabijš. Ale jeli się nie ruszysz, ja zabiję cię na pewno. Choćby po to, żeby usunšć takš skazę z oblicza naszej rasy.
   Zabiedzony oolt ruszył więc autostradš na wyznaczone pozycje. 
   - A więc to sš te twoje jednostki polityczne" - rzekł Cholostaan. 
   - Tak - kłapnšł paszczš Orostan. - Będzie lepiej dla naszej rasy, jeli pozbędziemy się takich chwastów jak on. Jeli przeżyje, zajmie po prostu pierwszy bezużyteczny kawałek ziemi, na jaki natrafi.
   - Zamiast dostać działkš z całoci - dodał Cholostaan. - Ale nawet twoje Jednostki polityczne" będš musiały w końcu przejć przez Gap. A nie dokonamy tego bez strat.
   - Och, gdybymy byli wystarczajšco daleko z tyłu, dokonalibymy tego - odpowiedział Orostan. - Aleja nie jestem zainteresowany przełęczš. Jestem za stary, żeby wszędzie latać tenarem tak jak wy, młodziki - cišgnšł, kiedy pierwszy ooltposlenar, lekki jak piórko, opadł na ziemię. - Nie, Gap i tenary nie sš dla nas; my pojedziemy z klasš.
* 
   Shari ziewnęła, wyglšdajšc przez okno humvee. Zbliżali się do Franklin; po dotarciu do Podmiecia życie na powrót stanie się nudnš rutynš. Ale, przypomniała sobie z umiechem, nie na długo. 
   - A więc naprawdę zamierzasz przenieć się tam? - spytała Wendy. - I co ja wtedy zrobię?
   Szarpnęła skórzane spodnie, które zabrała od ONealów, a które nie leżały na niej zbyt dobrze. Papa ONeal był bardzo miły i nalegał, żeby dobrze ubrać dzieci. Kiedy Wendy znalazła w głębi szafy spodnie, które wyranie jej się spodobały, ONeal uparł się, by je także wzięła. A kiedy Papa ONeal się upiera, należy go słuchać. Dopiero póniej Wendy dowiedziała się, że spodnie należały do więtej pamięci Sharon ONeal. Sšdzšc po rozmiarze, ta kobieta musiała mieć nogi jak żyrafa i tyłek jak mrówka.
   - Mylałam, że pojedziesz do Tommyego - odparła Shari. - Tak, chyba się zdecyduj ę. To bardzo miły człowiek, bardzo sympatyczny jak na kogo tak... niebezpiecznego. Poza tym dorastanie na farmie na pewno zrobi dzieciom lepiej niż Podmiecie.
   - Cieszę się twoim szczęciem, chociaż mnie samej tak się nie układa - powiedziała Wendy. - A z Tommym jeszcze zobaczymy. Włanie dochrapał się starszego plutonowego, więc powinnam móc przenieć się do wojskowych kwater. Sš w Fort Knox i, jak mówi dowcip, pilnujš ich lepiej niż złota. I bardzo dobrze, mam już doć bycia celem.
   - To baza Dziesięciu Tysięcy, prawda? - spytała Elgars. Siedziała na przednim siedzeniu na kolanach Muellera, który zasnšł prawie natychmiast po wejciu do samochodu. - To tam miałabym wrócić, gdyby pułkownik Cutprice przyjšł mnie Z powrotem?
   - Tak - powiedział Mosovich. - A ja to poprę.
   - Dziękuję, sierżancie - odparła cicho Elgars. - Chciałabym już wrócić do jednostki. Muszę jak najszybciej wzišć się w garć. Może dlatego, że tylko to potrafię. - Spojrzała przez okno na wschód i pokręciła głowš. - Co to jest, do cholery? I skšd się wzięło?
   Mosovich spojrzał we wskazanym kierunku i pokiwał głowš. 
   - Wyglšda na to, iż Dowództwo Wschód uznało, że przyda się nam jakie wsparcie.
   Działo SheVa włanie ustawiało się na pozycji na wschód od Dillard. Na północy widać było cišgnšcy się równolegle do autostrady lad jego przejazdu. 
   - To działo SheVa - powiedział Mosovich. - Przeciwko lšdownikom. W kwaterze głównej korpusu jest jeszcze jedno, ale nie zauważyła go pani, bo było zakamuflowane.
   W tym momencie z otworów w podstawie działa zaczęła się wylewać zielono-bršzowa spieniona ciecz. Piana szybko twardniała, tworzšc wzniesienie wokół lawety.
   Potem wielki gšsienicowy cišgnik z czym, co wyglšdało jak dwie mosiężne rakiety, podjechał tyłem do działa i poniósł jednš z rakiet" w górę, po czym wsunšł jš. w otwór z tyłu armaty.
   - To wyglšda jak... największy pocisk na wiecie - powiedziała Shari.
   - Bo tak włanie jest - odparł Mueller. - Strzela pełnymi pociskami, a nie rakietami wypełnionymi jakim rodkiem pędnym czy czym takim. To największe naboje, jakie kiedykolwiek wyprodukowano, i najbardziej skomplikowane. System czujników na przykład wykorzystuj e wzmacniacz plazmowy, który wymaga, żeby oporniki pucić przez paliwo. One nie sapo prostu wypchane kordytem.
   - Za godzinę będzie to wyglšdało jak wielki zielono-bršzowy pagórek - powiedział Mosovich. - Potem, kiedy na horyzoncie pojawiš się lšdowniki, ruszy i zaatakuje; piana stosunkowo łatwo odchodzi. I o wiele łatwiej jš rozlać niż rozkładać siatki maskujšce.
   - Czym to strzela? - spytała Elgars, wcišż patrzšc na powoli znikajšce monstrum.
   - Szesnastocalowymi pociskami z odrzucanym sabotem i atomowym rdzeniem - powiedziała z rozbawieniem Wendy. - Kiedy co jest aż tak ważne, że wysyła się najlepszych...
   - Konkretnie z rdzeniem antymaterii - poprawił jš Mosovich. - O wiele czystszym niż najczystsza atomówka. W przypadku Minogów to lekka przesada; z reguły wystarczš penetratory. Ale rdzeń jest konieczny na C-Deki, czyli okręty dowodzenia. Sš większe i majš lepsze wewnętrzne osłony. Słyszałem, że trafienie w system osłon reaktora lšdownika jest bardzo spektakularne.
   - Dlaczego to tu jest? - spytała nerwowo Shari. - Ten korpus jedno już ma, tak? Mylałam, że te działa sš raczej rzadkociš.
   - Sš - odparł w zamyleniu Mosovich. - Tak, jak powiedziałem, wyglšda na to, że Dowództwo Wschód uznało, iż przyda nam się wsparcie.
   - A więc co tu może pójć nie tak?
* 
   - Nienawidzę tego złomu - powiedział plutonowy Buckley. - Z czym takim milion rzeczy może pójć nie tak.
   Plutonowy Joseph Buckley walczył z Posleenami niemal od samego poczštku wojny. Był w pierwszym eksperymentalnym oddziale pancerzy wspomaganych, bioršcym udział w walkach na Diess. Po Diess został ewakuowany jako ofiara urazu psychicznego. Kiedy człowiek dostanie się w zasięg eksplozji paliwowo-powietrznej, ugrzęnie pod półkilometrowš warstwš gruzu, straci w wybuchu rękę, próbujšc się wydostać, zostanie zmieciony falš uderzeniowš eksplozji nuklearnej i przygnieciony połowš kosmicznego lšdownika,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin