Nowy24(1).txt

(13 KB) Pobierz
23

Mountain City, Georgia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
11: 13 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, sobota, 26 wrzenia 2000 

   - Czuję się... dziwnie, oglšdajšc natarcie z bezpiecznego miejsca, ooltondai - powiedział Cholostaan.
   Obaj obserwowali szturm na ekranach wizyjnych. Prowadzšce kompanie, w tym dowodzona przez Balanosola, zostały praktycznie zmiecione. Mogło przeżyć kilku ooltos, ale nie ocalał żaden z kessentaiów.
   Ludzie byli diabelnie skuteczni w wyszukiwaniu i ostrzeliwaniu kessentaiów, ale zmasowane natarcie kryło większe niebezpieczeństwo: wród jednostek politycznych" maszerowali kessentaiowie i cosslaini, którzy wycišgnęli wnioski z dotychczasowych dowiadczeń i ostrzeliwali gniazda gronej dla kessentaiów broni.
   Na pierwszy ogień poszły zautomatyzowane działa na szczycie Muru. Kiedy już je zidentyfikowano, łatwo było namierzyć ich czujniki, i kessentaiowie zaczęli je ostrzeliwać, używajšc manualnego namierzania, ponieważ automatyka nie radziła sobie w takiej nawale ognia.
   Gdy zredukowano już liczbę dział, rze kessentaiów zmalała, przez co natarcie zyskało na spójnoci. Wcišż jednak ostrzeliwano Wszechwładców. Tym też się zajęto; kessentaiowie w pierwszych szeregach byli już wystarczajšco blisko, by uaktywnić swoje oolt. Kiedy czwarty szereg natarcia znalazł się w zasięgu obrotowych działek, cała ciężka broń górnych poziomów była już zniszczona. Większoć działek kryła się w zagłębieniach Muru, ale jeli w otwór wpompowało się wystarczajšco dużo plazmy, przestawało to mieć jakiekolwiek znaczenie.
   - No cóż, to nasze bezpieczeństwo niedługo się skończy, esonsora - powiedział Orostan, kłapišc paszczš. Straty były cięższe niż przewidywano, również wród politycznych kessentaiów; ciężka wyborowa broń ludzi bez trudu wyszukiwała ich w masie szturmujšcych - Ale mylę, że skupilimy już na sobie ich uwagę i wszyscy zebrali się przy frontowych drzwiach, czyż nie?
   - W rzeczy samej, ooltondai - powiedział młodszy kessentai. - Co teraz?
   - Teraz trzaniemy tymi drzwiami - odparł Orostan, machajšc na poddowódcę.
*
   - No, 146 mamy już chyba z głowy - powiedział spokojnie Wright.
   Alejandro uchylił się, kiedy ze strzelnicy buchnęła kolejna fala plazmy.
   - 144 też.
   Co huknęło za pancernymi drzwiami na zachodzie; drzwi wgięły się do rodka, a farba na ich powierzchni zaczęła dymić.
   - Jezu! - powiedział Wright, patrzšc na pozostałe dwa wyjcia. Wschodnie wcišż było nietknięte, ale oddzielały je od nich dymišce zgliszcza gniazda 146. Ostatnie drzwi prowadziły do wnętrza Muru. Znajdowały się pomiędzy stanowiskami działek, i dopóki jaki zbłškany pocisk nie przebije półtorametrowej warstwy zbrojonego betonu, żołnierze wcišż powinni móc tamtędy wyjć.
   - 143 zacięte! - zawołał szeregowy Gattike, podbiegajšc do dwóch podoficerów skulonych w chłodniejszym kšcie. - Co mam robić?
   - Odblokować. - Wright wstał. - Dlaczego się zacięło?
   - Nie wiem - burknšł szeregowy. - Może podłšczało drugš skrzynkę? Poszło już pięćdziesišt tysięcy nabojów!
   Nagle Wright runšł na podłogę. W Mur uderzyła następna salwa hiperszybkich rakiet, wypełniajšc wnętrze stanowiska odłamkami. ciany były wyłożone gumš, żeby zredukować rykoszety, ale jeden z odgłosem przypominajšcym rozłupywanie arbuza siekierš trafił w szeregowego. Wright spojrzał na Gattikea i potrzšsnšł głowš.
   - Trup na miejscu?! - zawołał Alejandro.
   - Aha - odparł Wright, czołgajšc się do przodu. - 143 też chyba szlag trafił.
   - Dobrał - odkrzyknšł Alejandro. - Gdzie, do cholery, sš Lewis i Schockley? Nie ma nikogo po lewej!
   - Nie wiem! - wrzasnšł Wright. Dotarł do działa 143 i zauważył, że skończyła się amunicja. - Hej, Alejandro! Dawaj skrzynkę!
   Specjalista otworzył port amunicyjny i z trudem wytaszczył z niego skrzynkę - to było zadanie dla dwóch ludzi - a potem padł na ziemię, kiedy cała potężna budowla zadygotała. Wstrzšsy trwały jeszcze kilka sekund, a on w tym czasie starał się nie dopucić, by dwustukilowa skrzynia przetoczyła się na niego.
   - Dobra - mruknšł. - Ogłaszam oficjalnie, że dzisiejszy dzień jest do dupy.
*
   Major Jason Porter, dowódca SheVy Czternacie, zaklšł. Jego kierowca nie bez trudnoci wyprowadził behemota na szczyt wzgórza na południe od oczyszczalni cieków, skšd widać było Mur, a przynajmniej jego częć. Szczyt Muru dymił.
   Posleeni najwyraniej rozwalali umocnienia, ale jak dotšd nie było z tej strony żadnego ladu Minogów ani C-Deków. Rozważał wycofanie się ze wzgórza; w ten sposób nie byłby widoczny, gdyby posleeńskie statki pojawiły się w polu widzenia. Kiedy jednak już miał wydać rozkaz, na radarze zapiszczał wykryty obiekt.
   Dolinš w stronę Muru przesuwały się okręty. Trzymały się nisko, co było dosyć niezwykłe, i tylko co jaki czas na chwilę zwiększały pułap. Dzięki temu działo nie mogło namierzyć celu.
   - Edwards! - zawołał do działonowego. - Ustaw działo na stały azymut i wysokoć odpowiadajšcš ich przybliżonej pozycji, i zobaczmy, czy uda nam się zalokować.
   - Tak jest, sir! - zawołał działonowy.
   - Chodcie - szepnšł Porter. - Pokażcie się, wy klacze syny.
*
   - Do wszystkich okrętów - zawołał Orostan. - Otworzyć ogień do umocnień ludzi.
   Mimo odsiewu dokonanego przez Tulostenaloora, tylko czterdziestu kessentaiów potrafiło walczyć statkami pozbawionymi automatyki. Potrzebna była do tego załoga z prawdziwego zdarzenia, w tym inteligentna i wyszkolona osoba, która obsługiwałaby stanowisko uzbrojenia, zamiast po prostu wciskać błyskajšcy guzik. Na czterdziestu okrętach było ponad czterystu kessentaiów. Normalnie byłoby ich co najwyżej szećdziesięciu.
   Ale ci kessentaiowie mieli do wykonania drugie co do ważnoci zadanie całej misji: zniszczenie Muru. A to oznaczało prawdziwš broń.
   Ekran pociemniał, kiedy pierwsza rakieta przeciwokrętowa uderzyła w Mur.
*
   - O cholera - szepnšł Porter. Włanie wyleciał w powietrze fragment Muru wielkoci domu.
   - Namiar! - zawołał Edwards.
   Porter przypadł do celownika i uderzył przycisk potwierdzenia.
   - Ognia!
   - Jest ognia!
*
   - Fuscirto uut! - warknšł Orostan. - Wszystkie okręty! Zejć nisko! Tulostenaloorze, gdzie sš te tenarale!
   - Powinny pojawić się w każdej chwili - powiedział przez komunikator Tulostenaloor - Przecież chcesz ich zaskoczyć, tak czy nie?
   - Tak - odparł ooltondai - ale mam ważne zadania dla każdego okrętu. To działo musi być usunięte. Natychmiast.
   - Jeszcze tylko chwila - powiedział Tulostenaloor, przesyłajšc dane na ekrany Orostana. - Jeszcze tylko chwila.
*
   Pacalostal zawył z dumy, kiedy w polu widzenia ukazała się dolina. Szećdziesišt tenarali leciało krętš drogš nad rejonem zwanym przez ludzi Warwoman, całkowicie ich zaskakujšc. Przed nimi widać było wyranie oba główne cele. Znienawidzone działo SheVa stało na pagórku na południu, a większa częć artylerii znajdowała się na zachodzie, wokół dróg John Beck Road i Fork Road.
   Wysłał polecenie do drugiego dywizjonu, który zszedł nad samš ziemię i przyspieszył, lecšc w rejon tyłów korpusu. Potem wraz z pierwszym dywizjonem spadł na działo SheVa na południu.
*
   Pierwszym ostrzeżeniem, jakie dostał major Porter, był niezrozumiały okrzyk na częstotliwoci dowodzenia korpusu. Drugim ostrzeżeniem była eksplozja ładunku plazmy na jego tylnym pokładzie.
   Zasadniczo SheVy nie były pojazdami opancerzonymi. Miały dużo metalowych elementów, niektórych całkiem twardych, a spowodowane to było koniecznociš wytrzymania energii wyzwalanej przy każdym strzale potężnego działa. Nie zaprojektowano ich jednak do odpierania ognia ciężkich dział plazmowych z bliskiego zasięgu; stało się to jasne już po drugim trafieniu, kiedy odpadła prawa tylna gšsienica.
   - Sukinsyn! - krzyknšł major, kiedy okręt przeleciał przed kamerš. - Co to jest, do cholery?!
   Okręty wyglšdały jak wyjęte z powieci fantastycznej z lat pięćdziesištych. Miały kształt spodków z niewielkimi wieżyczkami na górze. Większoć wieżyczek wyposażona była w... posleeńskie działka plazmowe. Porter przesunšł kamerę wzdłuż toru lotu spodka, a ten wystrzelił kolejny strumień plazmy w przedni kwadrant.
   - Stracilimy prawš gšsienicę oraz koła czternacie i piętnacie - zgłosił choršży Tapes. - Odłšczyłem gšsienicę, ale musimy z niej zjechać. A to poważnie obniży nam maksymalnš prędkoć.
   - Wynomy się stšd! - powiedział Porter. - Cofamy się!
   - Cel namierzony!
   - Odwołuję rozkaz! - krzyknšł Porter i przypadł do celownika. Nawet się nie przyglšdajšc, uderzył w przycisk potwierdzenia. - Ognia!
   - Jest ognia!
*
   - W DÓŁ, W DÓŁ, zostać na DOLE! - zawołał Orostan. Jednoczenie wesoło machnšł grzebieniem na widok walšcego się Muru. Centrum potężnej betonowej konstrukcji było całkowicie rozwalone przez bezustanny ostrzał plazmš, i antymateriš; już niedługo powinien powstać wyłom. Trudny do przejcia - pierwsze szeregi czekało uprzštanie drogi - ale otwarty. - Słabnie ostrzał artylerii - dodał.
   - Zgadza się - powiedział Cholostaan. - Niedługo przebijemy się. To prawdziwy przełom. To niesamowite.
   - Lata planowania - przypomniał mu Orostan. - Potem przejdziemy przez góry, przełęcz za przełęczš...
   - A na każdej ustawimy rogatki celne. - Cholostaan z rozbawieniem kłapnšł grzebieniem. - To genialny pomysł. Każdy, kto będzie chciał przejć, będzie musiał oddać dziesięć procent swoich dochodów.
   - Rzeczywicie, to genialne - powiedział Orostan. - Tulostenaloor uważa, że ci ludzie dużo mu zawdzięczajš. Jeli nie może im tego bezporednio zabrać, zabierze w ten sposób.
   - Nie powinnimy jeszcze za bardzo się cieszyć - powiedział Cholostaan. - Ci ludzie... bywajš podstępni. I nie poddajš się łatwo.
   - Kiedy skończymy tutaj, razem z tenaralami polecimy w górę doliny i zajmiemy wszystkie kluczowe pozycje na pierwotnej ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin