Romuald Pawlak - Dom Krastów 01 - Podarować niebo.pdf

(1523 KB) Pobierz
Tytuł:
Podarować niebo
Copyright
© 2020 by Romuald Pawlak
© 2020 by Wydawnictwo IX
Copyright for the cover art
© 2020 Artur Rudnicki
All rights reserved.
Wydawca: Krzysztof Biliński, Wydawnictwo IX
>Redakcja: Ksenia Olkusz
Korekta: Krzysztof Biliński
Skład, łamanie i przygotowanie do druku: Krzysztof Biliński
Ilustracja na okładce: Artur Rudnicki
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Żadna część książki nie może być w jakikolwiek sposób powielana bez zgody wydawcy, z
wyjątkiem krótkich fragmentów użytych na potrzeby recenzji oraz artykułów.
Wydawnictwo IX
biuro@wydawnictwoix.pl
wydawnictwoix.pl
Kraków 2020
Wydanie I
ISBN 978-83-960071-2-4
Spis treści
Strona tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Epilog
Rozdział 1
K
losz hibernatora poszedł w górę z głośnym sykiem, po piętnastu latach snu
uderzającym w ucho z siłą tornada. Foster skrzywił się boleśnie i mrugając piekącymi
powiekami, rozpoznał w mdłym żółtawym świetle doktora Reinę. Ten czekał na
chwilę, gdy niczym głodny sęp będzie mógł wsadzić do środka głowę.
Sęp szarpałby Fostera żywcem, doktor próbował jedynie zweryfikować dane z
panelu medycznego trzymanego w ręku. Nie zawsze znajdowały potwierdzenie w
zawartości wanny anabiotycznej.
Nad jego ramieniem astronom dostrzegł drobną, zaniepokojoną twarz Etzi. Wciąż
miał problemy z akomodacją oczu, więc jej twarz okalała tęczowa aureola, zupełnie
jakby do wanny zajrzał mały, słodki aniołek albo wręcz Anioł Stróż znany mu z
zachowanych w muzeach oleodruków. Aczkolwiek ten raczej nie byłby ciemnoskóry.
— Będziesz żyć — po kilku sekundach stwierdził lekarz tonem mniej więcej
takim, jakby oznajmiał pacjentowi: „Ma pan raka w stanie terminalnym, jednak dziś
na to się nie umiera, przynajmniej nie od razu. Przed panem wiele miesięcy
wspaniałego życia. Przynajmniej pół roku. To wielkie szczęście, prawda?”.
A zatem żadna ekspedycja ratunkowa nie przybyła i wciąż tkwią na tej zakazanej
planecie. Wszechświat nie wybaczył nieudolnemu łyżwiarzowi, że ten porysował taflę
nieskazitelnego lodowiska.
— Witaj, piękna! — z trudem przecisnął słowa przez zdrewniałe, spuchnięte
wargi, spoglądając na Etzi. Przemógł się i zaczął niezgrabnie gramolić z wanny,
chociaż ciałem wstrząsały drobne dreszcze. Rozchlapał przy tym sporo płynu, który
bezszelestnie został wessany przez podłogę. Nienawidził tych kałuż, miał zawsze
poczucie, że nie dba o porządek. Skaza z dzieciństwa, kiedy po zabawach często
przychodził mokry, a potem mama musiała po nim wycierać podłogę, narzekając, że
mógłby kiedyś sam zacząć to robić.
Kilka wacht wcześniej Etzi Albrecht na słowa astronoma okręciłaby się na pięcie,
dając znak, że na komplementach ta konwersacja się nie skończy. Teraz tylko
pokiwała głową, obserwując pierwszy niezdarny krok Fostera. Dawny entuzjazm
wygasł.
— Zbieraj się — rzuciła niskim, zmysłowym głosem i odwróciła w stronę wyjścia
z chłodni. Znów była opanowana, trwający parę sekund grymas niepewności o życie
astronoma odszedł w niepamięć. — Tamci chcą iść w kimę.
Doktor skończył lustrować pacjenta spojrzeniem, rzucił mu kolorowy szlafrok i
ruszył za Etzi. Foster, walcząc z rękawami, powlókł się ich śladem. Przeklinał fakt, że
musi dojść do windy i wjechać na pierwszy poziom, gdzie znajdowały się mesy.
Przestał dopiero wtedy, gdy Reina odwrócił się i popatrzył na niego z niepokojem, po
Zgłoś jeśli naruszono regulamin