Avis de Mistral 2014 Lato w Prowansji.doc

(3355 KB) Pobierz

https://www.imdb.com/title/tt3013588/

https://www.filmweb.pl/film/Lato+w+Prowansji-2014-694782

Avis de Mistral.    Dedemle bu Yaz.     Un’es tate in Provenza.    My summer in Provence.

Rodzeństwo spędza wakacje w Prowansji u dziadka, którego z powodu rodzinnych konfliktów nigdy wcześniej nie poznało ...
              Mieszkający w Paryżu Lea i Adrian są typowymi nastolatkami – nieco zagubieni, zbuntowani, nierozłączni ze swoimi tabletami i smartfonami. Gdy okazuje się, że małżeństwo ich rodziców wisi na włosku, zostają wysłani z młodszym braciszkiem na południe Francji, do dziadka, którego nie wiedzieli od lat. Paul okazuje się dziarskim, choć nieco zrzędliwym starszym panem. Dziadek zafunduje wnukom-mieszczuchom twardą lekcję życia, organizując im niezwykłe wakacje, których nigdy nie zapomną ...

 

RECENZJA

Ludwika Mastalerz Wiatr zmienny, nieporywisty

              W mknącym przez bezdroża pociągu chłopiec wygląda przez okno, chłonąc nieznośnie słoneczny krajobraz. Jednak dźwięki "The Sound of Silence" wyraźnie informują, że dla niego i dwojga rodzeństwa to początek niekończącej się mordęgi. Tak mógłby zaczynać się kolejny słodko-gorzki obraz Alexandra Payne'a, w którym zwykły wyjazd na wakacje staje się katalizatorem wewnętrznej przemiany. Jednak dla twórców "Lata w Prowansji" muzyczny klasyk duetu Simon & Garfunkel to bezwstydny unik przed staranniejszym nakreśleniem dramatu dzieci, których rodzice właśnie podpisują papiery rozwodowe. Bardziej niż rozłąka z ojcem i spotkanie z dziadkiem, który kilkanaście lat temu wyrzekł się rodziny, martwi je to, czy staruszek nie będzie im przeszkadzał w przyklejeniu się na stałe do Iphone'ów i Facebooka.

              Na stacji czeka na nie gburowaty starszy jegomość, dla którego powiedzenie "Dzień dobry" potomstwu wyrodnej córki okazuje się zbyt dużym wyzwaniem. Może więc intuicja nie zawiodła dzieciaków, gdy uzbrajały się w cały arsenał zdobyczy nowoczesnej technologii? Skoro dramatyczną część filmu mamy odhaczoną, czas na komediowy niezbędnik w postaci konfliktu międzypokoleniowego. Jednak zamiast badawczych podchodów, z których każdy z bohaterów, ku uciesze widza, będzie się wycofywał z lekkim zażenowaniem czy poczuciem winy, dochodzi do otwartych potyczek, balansujących niebezpiecznie na krawędzi chamstwa. Psychologiczną wojnę zaognia jeszcze podkreślony grubą kreską horror mieszczucha porwanego na prowincję: wiatr nieustannie wiejący prosto w oczy, pobrzękujące wszędzie owady i brak zasięgu to przygrywka dla niekończącego się festiwalu lamentu.
              Jednak, jak za sprawą zdradzieckiego wiatru mistral, któremu film zawdzięcza oryginalny francuski tytuł – wszystko zmieni się w mgnieniu oka. Lea przeżyje letnie zauroczenie opalonym na mahoń lowelasem: dla niego rozsupła imponujący turban z dredów, a workowate boho stroje zamieni na rustykalny deseń kratki "Vichy". Przede wszystkim jednak zapatrzona w tańce z bykami, podczas lokalnych igrzysk zapomni o swoim ortodoksyjnym weganizmie. Jej brat Adrien przestanie martwić się zabrudzonymi wiejskim pyłem trampkami, gdy tylko skrzyżuje wzrok z tutejszą, prawie czterdziestoletnią pięknością. Klisze są tu tak stare, że prawie możecie usłyszeć, jak kruszą się pod naporem kolejnych wątków, wprowadzanych według logiki "aż tu nagle". Gdy i poczciwy dziadek ulegnie urokowi swoich wnuków, a atmosfera stanie się nieznośnie przesłodzona, wszystko uratuje niezawodny sensacyjny motyw – ale w końcu Jean Reno był kiedyś "Leonem zawodowcem" i nawet na emeryturze stać go na więcej niż uprawa ogródka i śpiewanie starych szlagierów w towarzystwie hippisowskich przyjaciół. "Magiczna" przestrzeń, której brakuje zmysłowości, i przedziwnie dobrany soundtrack pokazują w pigułce problem "Lata w Prowansji" – to jednocześnie przekorny dramat i przekorna komedia...

Krzypur Pani Ludwiko, to całkiem przyzwoicie nakręcony obyczaj, zaś pani recenzja jest "niekończącym się festiwalem lamentu". Mam nawet graniczące z pewnością przypuszczenie, skąd taka miażdżąca ocena, mianowicie z ośmieszania się "wykształconych z dużych miast", ze zwycięstwa tradycji nad "nowym wspaniałym światem". Tak, tak, to jest w tym filmie, trzeba tylko chcieć to dostrzec. Z Pani recenzji przebija przeświadczenie, że umiejętność układania słów (nie mylić z erudycją) i wyznawanie określonego (acz skrywanego, he, he) światopoglądu są ważniejsze od pospolitego rozumienia filmu. Otóż, zapewniam Panią, że w przypadku takich filmów - lekkich, ale nie głupich - filmoznawcze narzędzia badawcze "dają ciała". Megalomania i agelia to groźne przypadłości ludzi wykształconych.

Agelia – niezdolność do reakcji wyrażających się śmiechem. Tego rodzaju brak reakcji na przeżycia radosne i zabawne spotyka się u ludzi z depresją, zaburzeniami rozwoju intelektualnego, w stanach otępienia organicznego, schizofrenii oraz również czasami u ludzi zdrowych. 

RECENZJA 2:http://fotoreporter24.pl/2015/08/17/lato-w-prowansji-avis-de-mistral-jean-reno-zachwyca-takze-w-roli-dziadka/

              Wnuki z miasta (tu z Paryża) zostały „skazane” na czasowy pobyt w skromnym gospodarstwie plantatora oliwek, gdzie nie ma nie tylko basenu, ale i zasięgu telefonów komórkowych. Do najbliższego miasteczka dzieli je dystans 2 km, a do najbliższego kina – 10.  Wszystko dlatego,  że rodzice się rozwodzą.

              Dwójka dojrzałych i pyskatych nastolatków –` Léa (Chloé Jouannet) i Adrien (Hugo Dessioux) – szybko orientuje się, że nieznany im dziadek (ich matka zerwała z nim  kontakt opuszczając dom w wieku 17 lat) nie wygląda na uszczęśliwionego wizytą trójki dzieciaków. Ba, o ich przyjeździe nie został nawet uprzedzony. Irène (Anna Galiena), jego żona,  przywiozła dzieci na wieś nie dając mu okazji do odmowy.
I od pierwszej sceny na dworcu wiemy, że nie będzie to tylko  „letnie” kino familijne. I zamiast śmiechu czasem też  łza zakręci się w oku. Na dzieciaki bowiem spływa cała gorycz przepełniającą Paula, jego  gniew i rozczarowanie córką, która zamiast studiować rolnictwo – wyjechała za narzeczonym.

              Rose Bosch, reżyser i scenarzysta filmu, nie poszedł, bynajmniej, w kierunku psychodramy. Rodzinne dramaty są obecne w tle, ale życie na prowincji zmusza do aktywności a nie rozpamiętywania. Ilość wydarzeń i wątków, wpleciona w scenariusz,  mogłaby wystarczyć na kilka filmowych opowieści, ale dzięki temu tempo akcji jest oszałamiające i z ekranu ani przez chwilę nie wieje nudą.

              Czegóż tu nie mamy: walki byków, porywające flamenco, dzikie konie w krajobrazie, który inspirował takich malarzy jak Paul Cezanne, Paul Gaugiun, Vincenty van Gogh. Są też młodzieńcze  zauroczenia Adriena blondynkami ze Szwecji oraz miejscową pięknością – lodziarką Magali (Aure Atika) i głębokie zadurzenie Léi w Tiago (Tom Leeb) – błękitnookim sprzedawcy pizzy, po godzinach uczestniczącym w konnych gonitwach.
Zapędzaniu się w mroczne psycho-klimaty skutecznie też zapobiega muzyka (Elise Luguern) w dużej części oparta na utworach, których popularność przetrwała pokolenia.

              Film jest szczególną  apoteozą Prowansji i jej mieszkańców, którzy potrafią ciężko pracować, doskonale się bawić i wzajemnie wspierać. Tu nawet policja łagodniej traktuje przewinienia „swoich”.
I,  co szczególne, wśród młodszego pokolenia nie ma kompleksów i tęsknoty za życiem w mieście. Paul, który po burzliwych latach młodości „dzieci kwiatów”, podróżach motorem po Europie i Azji, zdecydował się na stabilizację właśnie w Prowansji, mówi: w mieście wstajesz i kładziesz się spać, niczego nie widzisz. Tu się żyje wolniej, więc dłużej. Widzisz wschody i zachody słońca, sadzisz drzewa i obserwujesz jak rosną…

              Dużym zaskoczeniem dla nastolatków były wspomnienia babci o wydarzeniach z lat młodości, o podróżniczej pasji czy  udziale w kilkudniowym szaleństwie muzycznym na festiwalu w Woodstock. Okragłe z zaskoczenia oczy Léi i pełen niekłamanego podziwu wyraz twarzy Adriena uświadomił mi, jak często dzieci (a tym bardziej wnukowie) postrzegają rodziców (i dziadków) tylko tu i teraz. I nie potrafią wyobrazić sobie, że te zmarszczone ręce, które lepią pierogi czy popychają dziecięcy wózek, kiedyś trzymały gitarę czy kierownicę Harley’a a babcia stosowała, może nie metalowe kulki wbite w brew, ale inne fantazyjne ozdoby, które podkreślały jej odrębność i swobodę wyboru. I dla tego także aspektu polecam film zarówno dla starszych, jak i młodszych widzów.

              Poszłam do kina dla Jean’a Reno – niezapomnianego Leona Zawodowca, aktora, którego ostatnio nie miałam okazji oglądać w żadnej roli.  A przy okazji zobaczyłam zupełnie nowych w świecie filmowym, dobrze zapowiadających się aktorów, posłuchałam relaksacyjnej muzyki i z prawdziwym zachwytem chłonęłam krajobrazy Prowansji.  Może to będzie kiedyś cel wakacyjnej podróży?

Mistral (prowans. wiatr mistrz, od Maestre – mistrz, pan) suchy, zimny, porywisty wiatr wiejący w południowej Francji poprzez Masyw Centralny. Związany z układem cyrkulacji powietrza gdy nad wschodnim Atlantykiem tworzy się ośrodek wysokiego ciśnienia, a nad Europą Zachodnią przemieszcza się układ niskiego ciśnienia. (Wiki)

Podczas rozwodu rodziców Adrien, Léa i Théo zostają zmuszeni do spędzenia wakacji w Prowansji.  Recepcja z dziadkiem jest lodowata, a konfrontacje mnożą się. Ale stopniowo ta rodzina poznaje się, rozumie i kocha. Wczorajsza młodzież pamięta przeszłość, która wciąż jest bardzo aktualna i ta dzisiejsza została odkryta na olśniewającym Południu. Bez dużej inspiracji Jean Reno przesadził z dziadkiem, którego szorstki charakter skrywa przewidywalną czułość. Otacza go mnóstwo młodych ludzi. Adriena gra Hugo Dessioux, alias „Hugo sam” z rodziny Velcrou (Cyprien, Norman robi filmy itp.). Mając zaledwie 16 lat Chloé Jouannet, która jest córką Alexandry Lamy i Thomasa Jouannet, gra Léę. Ta w 100% artystyczna postać fałszywego buntownika daje się uwieść złemu chłopcu z Południa, który ma długie włosy i pachnie gorącym piaskiem, niejaki Tom Leeb, skrzyżowanie Davida Charveta i Anthony'ego Dupray'a gra Tiago… który jest synem (Michela Leeb). Wszystko to nie zapominając o grupie starych hipisów nostalgicznych za Woodstock, wśród których Hugues Aufray wyróżnia się śpiewaniem przy kominku. Mimo tej mnogości (prawie) sławnych ludzi, jedynym, który uwodzi nas swoją spontanicznością, jest młody Lukas Pellissier w roli Theo. W klimacie rodzinnych napięć film z radością rozbija stereotypy typu „szok kulturowy”. Jest Paryż, młodzież vs. starzy, mieszczanie tj. mieszkańcy wsi itp. Jeśli chodzi o „o Provence” jesteśmy również obsłużeni w sumie: wyścigi byków, pastis, policja z sympatycznym akcentem, drzewka oliwne, galop koni w Camargue i najpiękniejsza dziewczyna w wiosce z hojny dekolt. Pomimo utrzymującego się uczucia oglądania ulepszonego wariantu Under the Sun, Avis de mistral nie pomylił się całkowicie. Bez zbyt wysokich wymagań udaje nam się dać się ponieść i marzyć o wakacjach

 

 

Léa, Adrien i ich młodszy brat Théo, głusi od urodzenia, jadą na wakacje do Prowansji na spotkanie ze swoim dziadkiem Paulem. nigdy go nie spotkali z powodu rodzinnej kłótni.

 

 

Dzień przed świętami ojciec powiedział im, że wychodzi z domu. A spotkanie z ich dziadkiem nie jest tym, na co liczyli. Wielkie jest zderzenie pokoleń między tymi nastolatkami a tym dziadkiem, który wydaje im się psychosztywny.

 

 

Lukas PELISSIER urodził się 3 października 2005 roku. Głuchy od urodzenia, ćwiczy język migowy tak jak jego rodzice, którzy również są głusi. W 2012 roku, w wieku siedmiu lat, poznał reżyserkę Rose Bosch na esej castingowy do Avis de mistral. To jego jedyny film.

 

 

              ===================================================================

 

 

 

 

 

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin