Zabójczy wdzięk - Miles Cassie.pdf

(1029 KB) Pobierz
Cassie Miles
Zabójczy wdzięk
Emmę od dziecka nawiedzają niezwykłe wizje. Jest medium, często
kontaktuje się ze zmarłymi. Taki dar może być pomocny, ale bywa też
przekleństwem. Teraz okazuje się szczególnie przydatny, bo właśnie zaginęła
bez śladu jej młoda kuzynka. Śledztwo utyka w martwym punkcie,
tymczasem wizje Emmy są coraz bardziej niepokojące. Gdy opowiada o nich
szeryfowi, ten proponuje jej współpracę z Miguelem, wybitnym ekspertem w
dziedzinie badania dowodów kryminalnych. Miguel początkowo traktuje
wizje Emmy bardzo sceptycznie. Jednak z czasem musi przyznać, że bywają
bardziej pomocne niż najnowocześniejsza technologia. Darzy Emmę coraz
większym zaufaniem…
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Emma Richardson skrzyżowała ręce na biurku i oparła na nich głowę. Dochodziła
dopiero dziewiąta rano, zbyt wcześnie na drzemkę, a już była zmęczona, tak strasznie
zmęczona. Choćby na moment pozwolić odpocząć oczom, póki w domu taka błoga cisza.
Nagle poczucie rzeczywistości gdzieś uleciało, w głowie pojawiła się metafizyczna
wizja. Światło dnia zmieniło się w noc. Była w lesie. Chłodny wiatr hulał pośród nagich
gałęzi drzew, ich cienie przesuwały się pod jej stopami. Tuż obok, po wschodniej stronie,
wzburzone wody szerokiej, ciemnej rzeki waliły o skały, pieniąc się groźnie. Dostrzegła
wysoką kobietę w kurtce FBI. Miała puste spojrzenie, usta blade, bez życia. Powiedziała
tylko jedno słowo:
- Uciekaj!
Emma nie spytała, dlaczego. Wiedziała. Zbliżał się on, a wraz z nim zagrożenie. Z
niewysłowionym trudem wspięła się po skałach wiszących nad rzeką, lecz to na nic.
Musiała poszukać otwartej przestrzeni. Skierowała się na zachód, przedzierając się przez
zarośla, zaraz jednak zrozumiała, że to zły wybór. Na duchy przodków, zachód oznaczał
śmierć! Pośliznęła się, lecz zdążyła pochwycić wysmukły pień osiki. Kora była ciepła w
dotyku, jakby tętniła życiem, gałęzie zieleniły się od liści. Drzewo uratowało ją od
upadku, dzięki niemu znalazła się na otwartym terenie. Tenisówki zapadały się w
rozmoczonej ziemi, wciąż mokrej po zamieci. Przeskakiwała przez niewielkie zaspy
śnieżne, biegnąc co sił, walcząc o życie.
Drżały jej mięśnie ud, krew dziko krążyła w żyłach, dzwoniło w uszach, ale nie
mogła się poddać, musiała biec dalej. Gdyby się zatrzymała, na pewno by ją dopadł.
Przed sobą zobaczyła samochód i usłyszała płacz dziecka. Musiała je ochronić, biegła
więc dalej, tym razem na południe. To dobrze, to kierunek bezpieczeństwa.
Poczuła na sobie gorący, parszywy oddech, wraże ręce dosięgły jej kurtki. Nie było
już ucieczki, dorwał ją. Upadła. Górował nad nią jak skała. Choć twarz miał pogrążoną w
cieniu, dostrzegła naszyjnik, skórzany medalion z motywem łapy czarnego niedźwiedzia.
W uniesionej ręce lśnił nóż.
Światło księżyca zabłysło w srebrnym ostrzu.
- Aspen udało się uciec, ale ty zginiesz! - ryknął, przekrzykując szalejący wiatr.
Wtedy poczuła ostrze na gardle i zamknęła oczy...
Poderwała się przerażona i bez sił opadła na fotel. Promienie kwietniowego słońca,
jakby nigdy nic, wlewały się przez okno, ale na wygaszaczu ekranu widniał piorun.
Wiedziała, że w domu jest bezpieczna, a groza wciąż trzymała ją w napięciu. Serce
waliło w potwornym tempie, jakby rzeczywiście ledwie skończyła szalony bieg. Ale
miała wizję, i tylko to się liczyło. Może dzięki nadzwyczajnym właściwościom zdoła
pomóc w odnalezieniu kuzynki. Była medium. Zanim obraz zdążył zatrzeć się w jej
2
pamięci, błyskawicznie stworzyła notatkę. Długopis gnał po kartce: kobieta w kurtce
FBI, rzeka po stronie wschodniej, zielone liście osiki, bieg na zachód, samochód z
dzieckiem, zwrot na południe, nóż, skórzany naszyjnik. Narysowała go. Gdy po chwili
spojrzała na kartkę, dostrzegła, że narysowała coś jeszcze, całkiem nieświadomie; coś, co
przypominało logo, trzy splecione z sobą litery: VDG.
Skąd to się wzięło i co kryło się za tym skrótem?
Jedno było pewne. Wszystkie te obrazy miały jakiś związek z zaginięciem kuzynki,
Aspen Meadows.
Osika, którą widziała w wizji, była ulistniona i żywa, wciąż przepływały przez nią
soki roślinne. Mężczyzna powiedział, że Aspen udało się uciec. Pragnęła wierzyć w te
słowa, wierzyć, że kuzynka naprawdę żyje. Tylko gdzie w takim razie była? Pięć tygodni
temu, krótko przed wiosenną zamiecią, która pokryła zachodnią część Kolorado grubą
warstwą śniegu, znaleziono samochód Aspen w rowie, niedaleko Kenner City. Jej
sześciotygodniowy synek, Jack, siedział bezpiecznie zapięty w foteliku, ale szeryf
Patrick Martinez podejrzewał jakiś podstęp. Gdy oddawał Emmie pod opiekę małego,
ostrzegł, by spodziewała się najgorszego. Lecz to nie mogło być prawdą. Zawsze, gdy
odchodził ktoś z bliskich, wiedziała o tym. Śmierć nawiedzała ją z zaświatów i
ukazywała sceny lub symbole, które bezbłędnie naprowadzały Emmę na trop wydarzeń.
Kiedy skończyła dziesięć lat i po raz pierwszy ukazała jej się babcia, przestrzegając
przed ogniem, stała się medium i potrafiła nawiązywać kontakt z umarłymi. Mając
trzydziestkę, ufała spirytualnym wizjom nawet może bardziej niż rzeczywistości. Przez
pięć długich tygodni żywiła się nadzieją, że nadprzyrodzone zdolności pozwolą jej
znaleźć miejsce, w którym znajduje się Aspen, a duchem, który zesłał tę wizję, musiała
być kobieta z FBI. Jednak rozwiązanie nie nadeszło. Kim była ta kobieta i jaki miała
związek ze zniknięciem Aspen?
Emma zamknęła oczy.
Kim jesteś?
Nic, żadnego dźwięku ani symbolu.
Proszę, powiedz mi, kim jesteś?
Wciąż cisza.
Czy VDG to twoje inicjały? Julie...
Usłyszała coś, jakby echo, a potem znów nastała cisza.
- A więc masz na imię Julie - powiedziała Emma i otworzyła oczy. Zawsze to jakiś
początek. Często rozmawiała ze swoją babcią i z ciotką Rose. Któregoś razu pojawiły się
nawet obie, żeby jej poradzić, jak ma się zatroszczyć o małego Jacka, synka Aspen.
Przyglądały Się i komentowały, krytykując jej niewprawne ruchy. Gdyby duchy potrafiły
zmieniać pieluszki, życie byłoby znacznie prostsze, lecz niestety stała się jedyną
opiekunką niemowlaka, choć wcale nie marzyła o dziecku. Poza tym była przemęczona
nieprzespanymi nocami i absorbującym planem karmienia małego, co z kolei
powodowało, że nie nadchodziły wizje dotyczące zniknięcia Aspen. Jej synek, Jack, był
milutkim, małym zawiniątkiem z bardzo konkretnymi oczekiwaniami pod tytułem:
„nakarm mnie, ukołysz, przewiń", co oznaczało zajęcie bez końca. O tak, zajmowanie się
3
małym dzieckiem było o wiele bardziej czasochłonne, niż to sobie wyobrażała, choć nie
mogła powiedzieć, żeby nie dawało satysfakcji. W tym czasie wiele dowiedziała się na
temat niemowląt z książek, które zamówiła online, i choć było tam jasno napisane, że
miny takiego maleństwa są spontanicznym refleksem mięśni, to jednak uśmiech Jacka
był oszałamiający. Ogromną radość sprawiały jej wydawane przez niego dźwięki, a w
szeroko otwartych oczach widziała mądrość całych pokoleń. Musiała koniecznie
odnaleźć Aspen, by oddać dziecku matkę. Dzisiejsza wizja dawała na to poważną szansę,
musiała ją tylko rozpracować.
Wybrała numer szeryfa. W końcu był jej winien przysługę, bo dzięki swoim
niecodziennym właściwościom nie raz mu pomogła w rozwikłaniu zagadki czy
odnalezieniu jakiejś osoby. Teraz nadeszła jego kolej, musiał jej pomóc.
Miguel Acevedo, śledczy sądowy, z nadętą miną siedział obok Martineza. Jechali do
Emmy Richardson, którą szeryf określił tym cholernym słówkiem „medium". Miguelowi
Acevedzie bardzo się nie podobało, że jego ekspertyza sądowa podana została w
wątpliwość.
- To strata czasu - oznajmił cierpko.
- Nie byłbym tego taki pewien. Emma wiele razy nam pomogła w przypadkach
zaginięcia. Uratowała niejedno ludzkie życie. Wszyscy jej ufają, wiedzą, że nie jest
naciągaczką.
- Więc dlaczego o niej nie słyszałem?
- Dopiero od roku pracujesz w Kenner City, a tu niechętnie patrzy się na obcych.
To prawda, Miguel dotąd nie znał nikogo spoza swojej branży.
- Opowiedz mi coś o niej.
- Pamiętasz, jak poprzedniej jesieni matka zgłosiła zaginięcie syna? To Emma
powiedziała mi, gdzie go szukać. Był ze swoim ojcem.
Nie trzeba być medium, by wpaść na to, że odseparowany od syna ojciec w końcu go
porwie, pomyślał Miguel.
- Czy przypadkiem nie był twoim głównym podejrzanym? - spytał ironicznie.
- Owszem, ale to Emma powiedziała, żeby ich szukać w Durango. Zobaczyła pokój z
kołem furgonetki na drzwiach i siódemkę.
- I trafiła?
- Była naprawdę blisko. Motel nazywał się „Kryty Furgon", a pokój miał numer
siedemnaście. Zaufaj mi, to prawdziwe medium.
- Wybacz, ale to sprzeczność sama w sobie. Jeśli coś jest prawdziwe, czyli realne, to
jak może być paranormalne?
- Jesteś strasznie upierdliwy, Miguel.
- Słynę z upierdliwości i jestem z tego dumny, a już szczególnie staję się upierdliwy,
gdy słyszę o czymś takim. Paranormalne brednie! - zakończył ze złością.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin