Koszałki opałki Zbiór dowcipów 1890 Chociszewski J.pdf

(1606 KB) Pobierz
Koszałki
Opałki.
ZBIÓR
dowcipów,
dziwactw,
dykteryjek,
powiastek,
wierszyków
anegdot
itd.
dla
rozweselenia
czytelników.
Zebrał
Józef
Chociszewski.
POZNAŃ
1890.
Nakładem
Księgarni
Ludowej
J.
Chociszewskiego.
Koszałki
opałki.
Kmieć
ubogi
rąbał
drzewo
w
lesie.
Sły­
szy
głos
o
poratunek,
patrzy,
że
człowiek
jakiś
z
wozem
i
końmi
ugrzązł
na
błotach.
Pomógł
mu
chętnie,
wydobył
z
topieli,
a
on
człowiek
rzekł
do
kmiecia:
„Czego
zechcesz,
dam
ci
wszystko,"
bo
był
to
wielki
czarownik.
A
gdy
kmieć
skrobał
się
w
głowę
i
sam
nie
wiedział
co
powiedzieć,
czarownik
dał
mu
barana
i
rzecze:
„Ile
razy
runem
trząśniesz,
zawsze
bę­
dziesz
miał
czerwone.
)
*
"
Kmieć
podziękował,
zabrał
barana
i
po­
niósł
do
nędznej
chaty;
trząsnął
nim
silnie,
pełno
złota
wysypuje
się
z
pod
runa.
W
tejże
samej
wsi
mieszkała
stara
babą,
*)
„Czerwone"
nazywa
lud
dukaty.
1*
4
czarownica;
dowiedziała
się
niedługo
o
bara­
nie,
spoiła
kmiecia,
i
innego
podsunęła.
Potrzebując
znowu
złota,
próżno
potrzą­
sał
baranem.
Ten
beczał
tylko,
lecz
ni
szeląg
nie
wyleciał
z
wełny.
Poszedł
smutny
nad
błota
i
spotkał
znajomego
czarownika;
ten
już
wiedział
o
wszystkiem,
dał
mu
przeto
taką
kurę,
na
którą
kiedy
zawołać:
„Kurko!
kurko!
znieś
mi
złote
jajko!“
w
istocie
złote
znosiła
jajko.
Lecz
gdy
powrócił
do
domu,
baba
głupiego
kmiecia
spoiła
i
podsu­
nęła
mu
inną
kurę.
Napróźno
wołał
na
nią,
by
mu
złote
jajko
zniosła;
niosła
ona
złote
jajka,
ale
babie
czarownicy.
Zasmucony
znowu
poszedł
i
napotkał
czarownika;
ten
mu
dał
obrus
taki,
co
wy­
mówiwszy
te
słowa:
„Obrus!
obrus!
rozściel
się!“
rozwijał
się
zaraz,
i
co
zażądał,
wszy­
stko
było
na
nim
do
jedzenia
i
do
picia.
Kmieć
ciekawy
zaraz
w
lesie
kazał
się
rozesłać
obrusowi,
i
najadł
się
dobrze
i
pod­
pił
sobie.
Czarownica
na
chwilę
czatowała,
ukra-
dła
mu
ten
obrus,
w
zamian
inny
podsuną­
wszy.
Poznał
kmieć
podejście
baby:
idzie
więc
do
czarownika
i
prosi
o
co
takiego,
co-
5
by
babę
wybił
dobrze
i
odebrał
skradziono
rzeczy.
Dał
mu
przeto
takową
kobiałkę,
z
któ­
rej
jak
zawoła:
„Koszałki
opałki,
Z
mojćj
kobiałki!"
wylecą
dwie
dobre
pałki
i
wskazaną
pobiją
osobę.
Kmieć
uradowany,
wziął
na
plecy
kobiałkę;
podziękował
czarownikowi,
że
go
już
więcej
trudzić
nie
będzie,
prosto
do
baby
zaszedł.
Wtedy,
gdy
ta
go
częstować
zaczęła,
rozgniewany
krzyknął:
„Koszałki
opałki,
Z
mojej
kobiałki!"
i
pokazał
babę,
a
pałki
zaczynają
bić
bez
li­
tości
czarownicę.
Napróźno
prosi
i
płacze
i
przyrzeka,
że
wszystko
odda;
wróciła
ba-
rana,
kurę
i
obrus;
ale
kmieć
kazał,
by
za­
biły
babę,
bo
wiele
ludziom
szkodziła.
Kie­
dy
już
czarownica
wyzionęła
ducha,
zawołał
wtedy:
„Koszałki
opałki,
Do
mojej
kobiałki!"
a
pałki
zaraz
w
nią
się
schowały.
Wtedy
mając
barana,
co
jak
potrząsł,
sypało
się
złoto";
kurę,
co
złote
nosiła
jajka;
obrus,
co
wiele
chciał,
tyle
dostarczał
jadła
i
napoju;
na
6
ostatek
kobiałkę
z
pałkami,
poszedł
w
świat,
przystał
do
dworu
jednego
króla,
a
gdy
ten
miał
wojnę,
pobił
nieprzyjacielskie
wojsko,
otrzymał
rękę
jego
córki
i
sam
po
śmierci
starego
króla
panował.
Rabin
pobity
od
kwestarza.
W
pewnem
miasteczku
wielkopolskiem
stała
przed
laty
obok
klasztoru
ojców
Ber­
nardynów
bóżnica
żydowska.
Że
zaś
z
tego
ciągłe
wynikały
zatargi,
postanowiono
nare­
szcie
spór
przez
dysputę
załatwić
i
albo
kla­
sztor
lub
bóżnicę
znieść,
stosownie
do
tego
kto
kogo
przegada.
Na
dysputę
takową
prze­
znaczono
z
jednej
strony
gwardyana,
a
z
dru­
giej
rabina.
Kwestarz
klasztorny,
usłysza­
wszy
o
tern,
sądził,
żeby
to
powadze
gwar­
dyana
ubliżało,
gdyby
miał
z
Żydem
dyspu-
tować.
Prosił
zatem,
żeby
jemu
załatwienie
tej
sprawy
w
imieniu
klasztoru
poruczono,
pod
warunkiem
żeby
dysputa
na
migi
odbyć
się
mogła.
W
dniu
wyznaczonym
stawa
z
jednej
strony
kwestarz,
a
z
drugiej
rabin.
Zaczyna
się
dysputa.
Rabin
podnosi
naj­
przód
palec
do
góry,
na
co
kwestarz
palec
ku
ziemi
zwraca
i
nogą
tąpie.
Rabin
po-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin