Sierpień czternastego1 Sołżenicyn A. S.pdf

(15428 KB) Pobierz
Aleksander
Sołżenicyn
SIERPIEŃ
CZTERNASTEGO
Czerwone
Koło
Węzeł
Pierwszy
Przełożył
Michał
B.
Jagiełło
Tom
I
Oficyna
Wydawnicza
FOKA
Sp.
z
o.o.,
Wrocław
Tytuł
oryginału
«AsrycT
McTbipHa;j,LiaToro»
©
1972-1982
Alexandre
Soljenitsyne
©
Copyright
for
the
Polish
translation
and
edition
by
Michał
B.
Jagiełło
and
Oficyna
Wydawnicza
FOKA
Sp. z
o.o.,
Wrocław
2010
Na
okładce
zamieszczono
zdjęcie
z
1914
roku
„Żołnierze
rosyjscy
wyruszają
na
front”.
Autor
zdjęcia
nieznany
Projekt
okładki
Adrianna
Foryś
Opracowanie
redakcyjne
Wojciech
Karwacki
Korekta
Marta
Hatalska
Redakcja
techniczna
i
skład:
Projectus
Jacek
Skórski
Wydawca
Oficyna
Wydawnicza
Foka
Sp.
z
o.o.
ul.
Lipska
28/1,
51-003
Wrocław
e-mail:
biuro@oficynafoka.com
www.
oficynafoka.
com
Wydanie
pierwsze
Dystrybutor
MATRAS
S.A.
ul.
Łopuszańska
38B
02-232
Warszawa
e-mail:
handlowy@matras.pl
www.matras.pl
ISBN
978-83-7668-036-1
Druk
i
oprawa:
UE
WSTĘP
„Sierpień
Czternastego”
zrodził
się
w
umyśle
autora
w
1937
r.
-
jesz­
cze
nie
jako
Węzeł
Pierwszy,
lecz
jako
wstęp
do
obszernej
powieści
o
re­
wolucji
rosyjskiej.
W
tym
samym
roku
w
Rostowie
nad
Donem,
autor
zebrał
wszystkie
materiały
na
temat
katastrofy
armii
Samsonowa,
do­
stępne
w
archiwach radzieckich
(niemałe)
i
napisał
pierwsze
rozdziały.
Znalazł
się
w
nich
przyjazd
pułkownika
ze
Stawki
do
sztabu
Samsono­
wa,
przenosiny
sztabu
do
Neidenburga
i
obiad
tamże.
Rozdziały
te
w
prawie
niezmienionej
postaci
weszły
do
ostatecznej
redakcji
książki.
W
tej
pierwszej
fazie
pracy
autor
poświęcił
wiele
rozdziałów
Saszy
Le­
nartowiczowi,
ale
w
późniejszych
latach
zrezygnował
z
nich.
Były
też
rozdziały
o
majątku
Szczerbaków
(dziadek
autora
ze
strony
matki),
w
których
pojawiał
się
już
wątek
działalności
Stołypina
i
znaczenia
je­
go
zabójstwa.
Następnie
w
pracy
nad
książką
nastąpiła
przerwa
do
1963
r.
(wszyst­
kie
napisane
i
naszkicowane
fragmenty
przetrwały
lata
wojny
i
więzie­
nia)
,
kiedy
to
autor
ponownie
przystąpił
do
gromadzenia
materiałów.
W1965
r.
pojawił
się
tytuł
„Czerwone
Koło”,
zaś
w
1967
r.
-
zasada
wę­
złów,
tj.
równoczesnego
i
zagęszczonego
opisu
wielu
wydarzeń
w
krót­
kich
przedziałach
czasowych,
ale
z
zachowaniem
pełnych
odstępów
między
nimi.
Od
marca
1969
r.
zaczyna
się
nieprzerwana
praca
nad
„Czerwonym
Kołem”,
najpierw
powstają
rozdziały
późniejszych
Węzłów
(lata
1919­
1920,
głównie
tambowskie
i
leninowskie).
Wiosną
1969
r.
pisarz
zajął
się
wyłącznie
„Sierpniem
Czternastego”
-
i
przed
październikiem
1970
r.,
w
ciągu
półtora
roku
ukończył
go
(w
prezentowanym
wydaniu
jest
to
tom
pierwszy
i
część
drugiego).
W
takiej
postaci
Węzeł
Pierwszy
został
opublikowany
w
czerw­
cu
1971
r.
w
Paryżu
przez
wydawnictwo
YMCA-press.
W
tym
samym
roku
ukazały
się
dwa
konkurujące
ze
sobą
wydania
w
Niemczech,
póź­
niej
w
Holandii,
a
w
1972
r.
-
we
Francji,
Anglii,
USA,
Hiszpanii,
Da­
nii,
Norwegii,
Szwecji,
Włoszech,
zaś
w
ostatnich
latach
-
w
innych
krajach
Europy,
Azji
i
Ameryki.
Samowolne
opublikowanie
książki
na
zachodzie
spowodowało
atak
sowieckiej
prasy
na
autora.
Po
wygnaniu
z
ZSRR
pisarz
pogłębił
napisane
w
kraju
rozdziały
o
Le­
ninie,
w
tym
także
rozdział
22
„Sierpnia”,
celowo
nie
zamieszczony
w
pierwszym
wydaniu.
Wszedł
on
do
osobnego
zbioru
rozdziałów
„Le­
nin
z
Zurichu”
(Paryż,
YMCA-press,
1975
r.).
Wiosną
1976
r.
pisarz
zgromadził
w Instytucie
Hoovera
w
Kalifornii
bogatą
dokumentację
za­
bójstwa
Stołypina.
Latem
i
jesienią
1976
r.
w
Vermont
napisał
wszystkie
rozdziały
na
ten
temat
(w
tym
wydaniu
8
oraz
60-73).
Na
począt­
ku
1977
r.
powstał
rozdział
„Szkic
o
monarsze”
(obecnie
74,
został
od­
rębnie
opublikowany
w
„Wiestniku
RCHD”,
124,
1978
r.)
-
po
czym
Węzeł
Pierwszy
ostatecznie
przybrał
postać
dwutomową.
Ostatnich
prac
redakcyjnych
dokonano
przy
składaniu
książki
w
1981
r.
w
Vermont.
Wszystkie
znane
postaci
historyczne,
wysokiej
rangi
dowódcy
woj­
skowi,
wymieniani
z
nazwiska
rewolucjoniści,
materiał
zawarty
w
prze­
glądach
wydarzeń
i
rozdziałach
o
carze,
a
także
historia
zamordowania
Stołypina
przez
Bogrowa,
wszystkie
szczegóły
dotyczące
działań
wojen­
nych
z
losami
poszczególnych
pułków
i
batalionów
włącznie
-
praw­
dziwe.
Ojciec
autora
wymieniony
jest
pod
niemal
własnym
nazwiskiem,
ro­
dzina
matki
nosi
autentyczne.
Rodziny
Charitonowów
(Andriejewów)
i
Archangorodzkich,
Waria
-
prawdziwe,
Obodowski
(Piotr
Akimo-
wicz
Palczinski)
-
to
znana
postać
historyczna.
1
Wyjechali
ze
stanicy
przejrzystym
świtem,
gdy
w
pierwszych
promie­
niach
słońca
cały
Grzbiet,
olśniewająco
biały
i
pożyłkowany
niebieski­
mi
cieniami,
wydawał
się
w
zasięgu
ręki
i
tak
wyraźny
w
każdym
szczególe,
że
podróżnemu,
nieprzywykłemu
do
tego
widoku,
zdawałoby
się,
można
doń
dotrzeć
w
ciągu
dwóch
godzin.
Wznosił
się
taki
ogromny
w
świecie
małych
człowieczych
spraw,
taki
nieziemski
w
świecie
wytworów
ludzkich
rąk.
Gdyby
wszyscy
przez
ty­
siące
znosili
w
omdlewających
ramionach
to,
co
wykonali
lub
wymyśli­
li,
nie
stworzyliby
takiego
nieprawdopodobnego
Grzbietu.
Od
stanicy
do
stanicy
wiodła
ich
przez
cały
czas
droga
wprost
na
Grzbiet,
mieli
go
przed
sobą,
ku
niemu
jechali,
widzieli
śnieżne
prze­
strzenie,
nagie
występy
skalne,
cienie
niewidocznych
wąwozów.
Lecz
mijało
pół
godziny,
potem
następne
pół
godziny
i
Grzbiet
zaczął
tajać
od
podstawy,
oddzielać
się
od
ziemi,
już nie
stał,
ale
wisiał
na
jednej
trzeciej
nieba,
zasnuł
się
mgłą,
znikły
załomy
i
urwiska,
zdawało
się,
że
to
nie
góry,
ale
ogromne
białe
obłoki.
Później
-
że
to
obłoki
rozerwane
na
części,
nie
do
odróżnienia
od
prawdziwych.
Potem
rozmyło
je,
Grzbiet
w
ogóle
przepadł,
jak
gdyby
był
przywidzeniem,
z
przodu
i
ze
wszystkich
stron
zostało
tylko
niebo:
szarawe,
wyblakłe,
wzbierające
znojem.
Nie
zmieniając
kierunku,
przejechali
tak
ponad
pięćdziesiąt
wiorst,
do
południa
i
po
południu
-
ale
gigantycznych
szczytów
przed
ni­
mi
jakby
nie
było,
przybliżyły
się
tylko
obłe
górki:
Wielbłąd;
Byk;
wyły­
siała
Żmijka;
kędzierzawa
Żelazna.
Wyruszyli,
gdy
na
drodze
nie
było
jeszcze
kurzu,
pojechali
jeszcze
chłodnym,
mokrym
od
rosy
stepem.
Przejechali
te
godziny,
gdy
step
dzwonił,
świergotał,
parował,
potem
poświstywał,
potrzaskiwał,
szeleścił
-
a
do
Mineralnych
Wód
dojeżdżali,
wlokąc
za
sobą
warkocz
kurzu,
do­
jeżdżali
w
najbardziej
martwej
chwili
popołudnia,
jedynym
wyraźnym
dźwiękiem
był
równomierny
stukot
ich
furki,
drewna
o
drewno,
koń­
skich
kopyt
prawie
nie
było
słychać.
Wdychali
przez
wszystkie
te
godzi­
ny
delikatne
zapachy
traw,
a
teraz
zawisł
nad
stepem
jeden
zapach
Zgłoś jeśli naruszono regulamin