Farsalos 48 Romański R.pdf

(1869 KB) Pobierz
KONIEC „TRÓJGŁOWEGO POTWORA"
Wiosną 53 r. p.n.e. Rzymem wstrząsnęła tragiczna wiadomość.
Oto w północnej Mezopotamii, nieopodal miejscowości Karrhe,
w starciu ze świetną jazdą i niezawodnymi łucznikami Partów
klęskę poniosła wysłana na podbój Persji armia rzymska.
Zginęły tysiące żołnierzy rzymskich, a wśród nich również
wódz naczelny Marek Krassus, ten sam, który tysiącami
ukrzyżowanych powstańców Spartakusa udekorował ongi
rzymskie drogi. Los czasami potrafi zemścić się okrutnie
i szyderczo i teraz, po wielu latach, głowa jednego z najpotęż­
niejszych ludzi Rzymu (a na pewno najbogatszego) została
przywieziona na dwór króla Orodesa II i, jak pisze Plutarch,
posłużyła za rekwizyt trupie teatralnej wystawiającej tragedię
Eurypidesa
Bakchantki.
Wrażenie, jakie śmierć Krassusa wywołała w rozpoli­
tykowanym i pełnym intryg Rzymie, można porównać
jedynie do trzęsienia ziemi. Oto bowiem z dnia na dzień
przestał istnieć
trójgłowy potwór
(Trikaranus), jak nazwał
triumwirat, czyli porozumienie między Pompejuszem, Ce­
zarem i właśnie M. Krassusem, rzymski pisarz Marek
Warron. Przestał istnieć potwór, który od wielu już lat
rządził bezwzględnie państwem, w praktyce odbierając
sens wszelkim republikańskim instytucjom.
6
Choć więc powszechnie nienawidzono triumwiratu, to
jednak teraz, równie powszechnie, zaczęto obawiać się na­
stępstw jego zagłady. Tak już bowiem jest, w każdej epoce
i pod każdą szerokością geograficzną, że ludzie przyzwyczajają
się do znanego zla i wolą go od nieznanej przyszłości.
Zwłaszcza że tym razem ta przyszłość rysowała się wyjątkowo
ponuro, gdyż rozpad triumwiratu groził największym nie­
szczęściem, jakie może spotkać każde państwo — wojną
domową! Czyż więc można się dziwić, że po śmierci Krassusa
wielu obywateli zaczęło po cichu żałować tego, oficjalnie tak
znienawidzonego,
trójgłowego potwora*
1
.
Tak naprawdę, to nie bardzo wiemy, kiedy „porozumienie
trzech" zostało zawarte — przed wyborem Cezara na konsula
roku 59 (przed naszą erą oczywiście) czy też dopiero w trakcie
trwania tegoż konsulatu. Zapewne zresztą nie powstało ono od
razu, w wyniku jednego spotkania i jednej tylko konferencji,
lecz było rezultatem wielu spotkań, narad i przygotowań.
W każdym razie ostateczna, podstawowa formuła tego
superrządu Republiki była zadziwiająco, wręcz genialnie prosta
i sprowadzała się do stwierdzenia, że „odtąd nie stanie się
w Rzeczpospolitej nic, co nie podobałoby się któremukolwiek
z trzech". Ta nader pojemna i skuteczna formuła pozwoliła trzem
najpotężniejszym ludziom w Republice zrealizować ich najistot­
niejsze plany polityczne, a państwu szarpanemu od wielu lat
coraz groźniejszymi kryzysami zapewniła względną stabilizację.
Teraz sytuacja zmieniła się radykalnie, a bardziej daleko­
wzrocznie myślących przedstawicieli klasy politycznej R.epub-
liki zaczęły dręczyć pytania, na które, prawdę mówiąc, trudno
było znaleźć dobrą odpowiedź: jak ułożą się stosunki między
Pompejuszem a Cezarem? Czy państwo nie okaże się za małe
dla tych dwóch gigantów? Czy dojdzie między nimi do
otwartej wojny, a jeśli tak, to po czyjej stronie się opowiedzieć
w tym konflikcie?
Pytania wręcz fundamentalne, bo od prawidłowej odpowie­
dzi zależało wszystko: byt polityczny, majątek, a nawet życie.
7
Co więc uczynić, kogo wybrać, aby nie znaleźć się na
przyszłych listach proskrypcyjnych? Czyż więc można dziwić
się frustracji, wręcz przerażeniu elit politycznych i gospodar­
czych Rzymu?
W chwili, gdy w Persji dopełniał się los Krassusa, Cezar
zajęty był tłumieniem kolejnego powstania Galów, którzy przez
wiele lat nie chcieli pogodzić się z utratą niepodległości i przyjąć
ofiarowanego im przez zdobywcę dobrodziejstwa par
Romana.
Mimo to jednak nie zaniedbywał spraw politycznych i pilnie
śledził przebieg wydarzeń w dalekiej „stolicy świata", interesując
się zwłaszcza poczynaniami Pompejusza. Czy już wówczas
przewidywał możliwość konfliktu z tym „ulubieńcem fortuny"?
Być może tak! Napięcia między triumwirami pojawiały się
przecież już za życia Krassusa. Czasami dochodziło do sporów
między Pompejuszem a Cezarem, częściej między Krassusem
a Pompejuszem. Zawsze jednak był wówczas „ten trzeci", który
mógł podjąć akcję mediacyjną i pogodzić zwaśnionych wodzów.
Tak było na przykład w styczniu 56 r. p.n.e., kiedy to
Pompejusz na posiedzeniu senatu oskarżył prawie otwarcie
Krassusa o przygotowywanie spisku na jego życie. Wówczas
wizja rozpadu triumwiratu niepomiernie ośmieliła wrogich
Cezarowi optymatów, którzy zaczęli grozić odebraniem mu
namiestnictwa w Galii (jawnie zapowiadał to kandydujący na
konsula Lucjusz Domicjusz). A to oznaczało nie tylko klęskę
planów politycznych, ale mogło w konsekwencji doprowadzić
do procesu sądowego i skazania zwycięskiego wodza. Nic
więc dziwnego, że Cezar podjął wówczas natychmiastową
i energiczną akcję mediacyjną, w wyniku której doszło do
zjazdu w miasteczku Luka w Apeninach, gdzie po trudnych
negocjacjach odnowiono układ. Pogodzeni ze sobą Krassus
i Pompejusz zostali konsulami roku 55 p.n.e. i, realizując
obietnice, przeprowadzili uchwałę przedłużającą namiestnictwo
Cezara do 1 marca 50 r. p.n.e.
Ale obecnie nie było już Krassusa! W razie nowego
konfliktu nie było więc nikogo, kto mógłby zaofiarować
8
„misję dobrej woli" i pogodzić zwaśnionych. Dla Cezara była
to strata szczególnie bolesna, gdyż — po pierwsze, w więk­
szości przypadków Krassus był jego sojusznikiem — a po
drugie, w nowo powstałym układzie był on, przynajmniej na
razie, stroną słabszą, bardziej znienawidzoną przez senat,
a zwłaszcza optymatów i narażoną na ich ataki.
Sytuację dodatkowo pogorszyła śmierć Julii, żony Pompe-
jusza a zarazem córki Cezara, za jednym bowiem zamachem
przestała istnieć również więź uczuciowa łącząca tych dwóch
najważniejszych i najpotężniejszych obecnie w Republice
wodzów i polityków. Teraz więc liczyły się już między nimi
tylko interesy polityczne, a te coraz wyraźniej były rozbieżne.
W czasie bowiem, gdy Cezar ugruntowywał swą sławę
i pozycję poprzez podbój Galii, przebywający w Rzymie
Pompejusz zdołał osiągnąć rzecz — w praktyce wydawało się
nieosiągalną — względy ludu i równocześnie coraz wyraź­
niejsze poparcie senatu. Nic więc dziwnego, że zaczął uważać
siebie za władcę Republiki z nadania obu jej najważniejszych
filarów — arystokracji i ludu. Wprawdzie ze strony arystokracji
było to typowe małżeństwo z rozsądku, a w dodatku przez
długi czas na pograniczu rozwodu, gdyż wiele wskazuje na to,
że większość
nobilitas
najchętniej pozbyłaby się nie tylko
Cezara, ale również Pompejusza, a więc obu „opiekunów"
republiki, i powróciła do bardzo dla nich wygodnej formuły
rządów wprowadzonej ongi przez Sullę — ale tak naprawdę
tylko nieliczni (jak np. dość ograniczony Katon), wierzyli, że
było to jeszcze możliwe. Dla większości senatorów był to
więc raczej wybór między mniejszym i większym złem,
a — zdaniem większości — tym mniejszym złem był Pompe­
jusz, który przecież w 84 r. p.n.e., gdy w Italii wylądowały
wojska Sulli rozpoczynającego wojnę z Cynną i tzw. stronnic­
twem mariańskim (od nazwiska wielkiego wodza, reformatora
i głównego przywódcy popularów, Mariusza), nie tylko stanął
po jego stronie, ale nawet przyprowadził do jego obozu trzy
legiony sformowane własnym sumptem. Pamiętano Pompeju-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin