Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa - Haruki Murakami.pdf

(1279 KB) Pobierz
HARUKI MURAKAMI
Bezbarwny Tsukuru Tazaki
i lata jego pielgrzymstwa
Tytuł oryginału japońskiego:
Shikisai o motanai Tazaki Tsukuru to, kare no junrei no toshi
Projekt serii: Agnieszka Spyrka
Projekt okładki: Anna Pol
Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz
Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Maria Śleszyńska
Zdjęcie na okładce
© Michael Kloth/Corbis/FotoChannels
© Haruki Murakami 2013. All rights reserved
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2013
© for the Polish translation by Anna Zielińska-Elliott
ISBN 978-83-7758-550-4
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Warszawa 2013
Wydanie I
1
Od lipca do stycznia drugiego roku studiów Tsukuru Tazaki myślał wyłącznie
o śmierci. W tym czasie obchodził dwudzieste urodziny, ale ta data – zwykle
ważna dla młodego człowieka – nie miała dla niego większego znaczenia[1].
Rozstanie z życiem wydawało mu się w tamtych dniach czymś wyjątkowo
naturalnym i sensownym. Sam do dziś nie wiedział, dlaczego nie zrobił
wówczas tego ostatniego kroku, bo przecież przekroczenie progu dzielącego
życie od śmierci wydawało mu się wtedy prostsze niż wypicie surowego
jajka.
Być może nie popełnił samobójstwa, ponieważ myśli o śmierci były zbyt
czyste, zbyt intensywne, a poza tym nie przeradzały się w konkretne
rozważania na temat możliwych sposobów odebrania sobie życia. Konkrety
były wówczas kwestią raczej drugorzędną. Gdyby dostrzegł w pobliżu drzwi
wiodące ku nicości, pewnie bez wahania by je otworzył. Zrobiłby to bez
namysłu, jakby wykonywał codzienną czynność, na którą akurat przyszła
kolej. Ale na szczęście czy nieszczęście nie potrafił takich drzwi odnaleźć.
Może powinienem był wtedy umrzeć, myślał często Tsukuru. Wtedy
otaczający mnie świat by nie istniał, a to, co uważane jest za rzeczywistość,
przestałoby nią być. To dość atrakcyjna możliwość. Ten świat nie istniałby
dla mnie z tej samej przyczyny, z której ja sam nie istniałbym dla niego.
Ale jednocześnie Tsukuru nie do końca rozumiał, dlaczego musiał wtedy aż
tak bardzo zbliżyć się do śmierci. Nawet biorąc pod uwagę, że zaistniał
konkretny powód, dlaczego to dążenie było aż tak silne, dlaczego pochłaniało
go prawie przez pół roku? Był pochłonięty… tak, to doprawdy trafne
określenie. Jak ten człowiek z Biblii, który przetrwał w brzuchu ogromnego
wieloryba, Tsukuru wpadł do żołądka śmierci i w ciemnym bezruchu tej
jaskini spędzał pozbawione dat dni.
Żył w tym czasie jak somnambulik albo jak zmarły, który jeszcze się nie
zorientował, że nie żyje. Gdy wschodziło słońce, budził się, mył zęby, ubierał
się w cokolwiek, wsiadał do pociągu, jechał na uczelnię, szedł na wykłady i
robił notatki. Jak przechodzień targany wichurą chwyta się desperacko
latarni, on chwytał się rozkładu zajęć, jedynej konkretnej rzeczy, którą miał
w zasięgu ręki. Odzywał się, tylko gdy miał do kogoś sprawę, a po powrocie
do mieszkania siadał oparty o ścianę i rozmyślał o śmierci albo o
niedostatkach życia. Miał przed sobą szeroko otwartą paszczę czarnej
otchłani prowadzącej aż do jądra Ziemi. Widział w niej jedynie wirującą
nicość zmieniającą się w stwardniałe chmury, słyszał tylko głęboką ciszę,
która naciskała na jego bębenki.
Kiedy nie myślał o śmierci, nie myślał o niczym innym. Wcale nie było
trudno o niczym nie myśleć. Nie czytał gazet, nie słuchał muzyki, nie czuł
nawet pożądania płciowego. To, co się rozgrywało na świecie, nie miało dla
niego żadnego znaczenia. Kiedy czuł się zmęczony siedzeniem w mieszkaniu,
wychodził i spacerował bez celu po okolicy. Albo szedł na dworzec, siadał na
ławce i w nieskończoność przyglądał się przyjeżdżającym i odjeżdżającym
pociągom.
Codziennie rano brał prysznic, starannie mył włosy, dwa razy w tygodniu
robił pranie. Czystość była właśnie jedną z tych latarń i jej się uchwycił.
Pranie, kąpiele i mycie zębów. Prawie nie zwracał uwagi na jedzenie.
Kupował obiad w uczelnianej stołówce, a potem nie myślał już o porządnym
posiłku. Gdy czuł głód, chrupał kupione w pobliskim supermarkecie jabłka
czy warzywa. Albo jadł nieopieczony chleb tostowy i popijał mlekiem prosto
z kartonu. Gdy przychodził czas spoczynku, wypijał szklaneczkę whisky,
zupełnie jak lekarstwo. Na szczęście miał słabą głowę, więc nawet mała ilość
whisky łatwo przenosiła go do świata snu. Nic mu się wówczas nie śniło, a
nawet jeśli jakiś sen się zaczynał, to i tak od razu ześlizgiwał się w nicość po
gładkiej powierzchni równi pochyłej jego świadomości, gdzie nie miał się
czego uchwycić.
Tsukuru Tazaki wiedział, dlaczego śmierć tak silnie go wówczas pociągała.
Pewnego dnia czworo starych przyjaciół oznajmiło, że nie chcą go więcej
widzieć ani mieć z nim nic wspólnego. Oświadczenie to było zdecydowane,
ostateczne i nieoczekiwane. Nie wyjaśniono mu nawet, co było przyczyną
tego nader nieprzyjemnego komunikatu. On nie zapytał.
Przyjaźnił się z tą czwórką od czasów liceum, lecz sam wyjechał już z
rodzinnego miasta i studiował w Tokio. Dlatego wykluczenie z grupy nie
miało negatywnego wpływu na jego codzienne życie. Nie było obawy, że
spotka kogoś z nich przypadkowo na ulicy i poczuje się niezręcznie. Logicznie
biorąc, dzięki temu powinno mu być łatwiej. Jednak właśnie przez to
oddalenie ból jeszcze się wzmógł, stał się bardziej dotkliwy. Odrzucenie i
Zgłoś jeśli naruszono regulamin