Elizabeth Flock - Emma i ja.pdf

(1015 KB) Pobierz
Elizabeth Flock
EMMA I JA
Moim rodzicom - Barbarze i Regowi Brack
Nic nie jest grzesznego, co jest poza nami.
Widzialne, niewidzialne, piękno i grzech tylko w nas mieszkają.
(O Matko - O Siostry drogie!
Jeśliśmy zgubieni, żaden zwycięzca nas nie pokonał.
O własnych siłach zstępujemy w wieczysty mrok.) Walt Whitman,
„Źdźbła trawy”, 1900
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gdy Richard uderzył mnie pierwszy raz, zobaczyłam przed oczami
gwiazdy, całkiem jak w kreskówkach. Ale to był tylko cios otwartą dłonią,
nie taki, jaki widziałam, kiedy tato Tommy’ego Bucksmitha rąbnął go tak
mocno, że Tommy upadł na ziemię i głowa aż mu się odbiła od chodnika.
Richard chyba nie umiał robić takich fikołków, jakie robiłam z tatą.
Stawaliśmy twarzami do siebie, trzymałam tatę za ręce i wspinałam się po
jego nogach aż nad kolana, a potem odpychałam się i obracałam do tyłu
między naszymi ramionami. To była świetna zabawa i chciałam ją pokazać
Richardowi. Wtedy właśnie przekonałam się, że lepiej omijać go z daleka, i
teraz staram się jak najwięcej czasu spędzać poza domem.
W miasteczku, które nazywa się Toast, nie można się zgubić.
Tutaj mieszkam: Toast w Karolinie Północnej. Nie wiem, jak jest gdzie
indziej, ale tutaj wszystkie ulice ponazywane są od tego, co się na nich
znajduje. Mamy ulicę Pocztową i Frontową, na którą wychodzą fronty
sklepów, a następna nazywa się Tylna i oczywiście są na niej tyły sklepów.
Jest ulica Nowokościelna, choć kościół, który stoi przy jej końcu, wcale nie
jest już nowy. Mamy ulicę Do Farmy Browna, gdzie mieszka Hollis Brown
ze swoją rodziną, a przed nim mieszkali tam inni Brownowie, których mama
znała, ale nie za bardzo lubiła. Jest też ulica Górna i Nadrzeczna, toteż
tabliczki z nazwami ulic zaprowadzą cię wszędzie, dokądkolwiek się
wybierasz. Ja mieszkam przy Drodze do Młyna Murraya, więc pewnie
gdybyście nie wiedzieli, to pomyślelibyście, że nazywam się Murray, ale
moje nazwisko brzmi Parker. Pan Murray zmarł na długo przed tym, zanim
się tu wprowadziliśmy. Nic nie zmieniliśmy w jego domu. Droga dojazdowa,
która prowadzi tu od drogi numer siedemdziesiąt cztery, to zwykła trawa
rosnąca między dwiema prostymi koleinami - dzięki temu koła wiedzą, jak
mają jechać.
Pierwszą rzeczą, jaką się widzi przy tej drodze, jest młyn stojący na
starych słupach nad stawem. Do drzewa na brzegu nadal przybita jest
tabliczka z namalowanym złuszczoną farbą napisem „Zakaz łowienia ryb w
niedzielę”, a całą jedną ścianę młyna zajmuje stary szyld pana Murraya, na
którym kogut pieje słowa: „Karma Nutrena…
Pewność, bezpieczeństwo, oszczędność”. Trudno już odczytać te słowa,
bo cały plakat pokryty jest od góry do dołu drobnym czerwonym pyłem z
drogi, która biegnie obok, ale koguta wciąż widać wyraźnie. Na drzwiach
młyna wisi przybita pinezkami kartka: „UWAGA. Sprzedaż, dostarczanie,
oferowanie do sprzedaży lub przechowywanie ziarna z domieszkami albo
fałszywie oznakowanego jest nielegalne i będzie karane grzywną w
wysokości 100 dolarów lub 60 dniami aresztu, lub jednym i drugim”.
Przepisałam to wszystko do szkolnego zeszytu.
- Oj!
Zeszyt zatacza łuk i upada na piach.
- No, tego to na pewno się nie spodziewałaś! - śmieje się Richard, gdy
rzucam się w stronę zeszytu, żeby go podnieść, zanim on zdąży po niego
sięgnąć. - Musi tam być coś ważnego, skoro tak mocno go ściskasz! Pokaż no
- i wyrywa mi zeszyt z rąk, nie zdążę nawet pisnąć.
- Oddaj!
- „Collie McGrath nie rozmawia ze mną przez tę historię z żabą…” -
podnosi wzrok - co to za historia z żabą?
- Oddaj mi to!
Ale gdy próbuję odebrać mu notatnik, odpycha mnie i przerzuca kartki,
przesuwając brudnymi paluchami po linijkach pisma.
- A gdzie tu jest coś o mnie? Już się nie mogę doczekać, żeby zobaczyć,
co o mnie piszesz. Hm… - przerzuca kolejne kartki - mama to, mama tamto.
Jezu święty, a nic tu nie ma o twoim ukochanym tatusiu?
Rzuca zeszyt na ziemię.
Czuję, że nie powinnam po niego sięgać, dopóki Richard sobie nie
pójdzie, pochylam się jednak i już po chwili jestem wściekła, że nie
posłuchałam tego wewnętrznego głosu, bo kopniak przewraca mnie na piach.
- Masz! Żebyś miała o czym pisać!
Mieszkam tu z ojczymem, to znaczy Richardem, mamą i siostrą Emmą.
Emma i ja jesteśmy jak Śnieżyczka i Różyczka i chyba dlatego to jest nasza
ulubiona bajka. Opowiada o dwóch siostrach: jedna ma bardzo jasną skórę i
złote włosy, tak jak mama, a druga ma ciemniejszą skórę i włosy w kolorze
takim, jak źrenica oka. To ja.
Kolor moich włosów zmienia się zależnie od pory dnia i od miejsca, w
którym stoi ktoś, kto na nie patrzy. Z boku, w dzień, wydają się
fioletowoczarne, ale wieczorem i od tyłu przypominają resztki spalonego
drewna w kominku. Włosy Emmy, gdy są czyste, wyglądają jak kłaczki
bawełny: zupełnie białe. Zwykle jednak są tak brudne, że przypominają stare
zakurzone listy, które mama przechowuje na półce w szafie, w pudełku po
butach.
Richard. Ten facet nie jest podobny do żadnej postaci z bajek czytanych
na dobranoc. Wierzę mamie, gdy mówi, że różni się od tatusia jak noc od
dnia. Bo przecież człowiek, do którego ludzie ustawiają się w kolejce, żeby
kupić od niego wykładzinę, musi sprawiać sympatyczne wrażenie, prawda?
Mama mówi, że tak właśnie było z tatusiem. Richard nie jest nawet w
połowie tak sympatyczny.
Kiedyś powiedziałam mamie, że dla mnie jest wstrętny, ale nie spodobało
jej się to i odesłała mnie do mojego pokoju. Kilka dni później, gdy Richard
znów się jej czepiał, wykrzyczała mu, że nikt go nie lubi i nawet jego własna
pasierbica uważa, że jest wstrętny. Gdy to mówiła, stałam nieruchomo,
słuchając tykania plastikowego zegara w kształcie stokrotki, który wisi w
kuchni na ścianie, i wiedziałam, że już za późno, by uciec.
Mama mówiła, że nasz tatuś był najlepszym sprzedawcą wykładzin w
całej Karolinie Północnej. Musiał ich sprzedać chyba z tonę, bo dla nas nie
został ani jeden kawałek; mamy w domu twarde linoleum. Po jego śmierci
mama pozwoliła mi zatrzymać zieloną próbkę wykładziny, którą znalazła na
tylnym siedzeniu samochodu taty, gdy go sprzątała, zanim zabrał go pan
Dingle. Próbka musiała odpaść od wielkiego kartonu, na którym było wiele
innych kwadracików w różnych kolorach, żeby ludzie mogli jak najlepiej
dopasować wykładzinę do swojego życia. Schowałam tę próbkę w szufladzie
białej wiklinowej szafki nocnej, która stoi przy moim łóżku, w starym
pudełku po cygarach. Pudełko ze wszystkich stron pooklejane
Zgłoś jeśli naruszono regulamin