Elizabeth Flock - Dogonić rozwiane marzenia.pdf

(866 KB) Pobierz
Elizabeth Flock
Dogonić rozwiane marzenia
Tytuł oryginału:
Sleepwalking in Daylight
Samantha
Nie uprawialiśmy seksu od jedenastu miesięcy. Prawie cały
rok.
To dłużej niż trwa rozwój ludzkiego płodu. Pamiętam o tym z
dwóch powodów: po pierwsze to była nasza rocznica ślubu, a
w rocznicę ślubu seks to pewnik; po drugie następnego
wieczoru miał miejsce incydent ze światłem. Czytałam
książkę o rodzinie misjonarzy w Afryce. W kalendarzu notuję
wszystko, co czytam, a w ogóle doskonale pamiętam, jak
żałowałam, że to nasza rocznica ślubu, bo akurat dotarłam do
bardzo ciekawego rozdziału.
Tymczasem musiałam udawać, że nie widzę, jak Bob robi
wszystko, czego jego zdaniem oczekuje się od mężów
obchodzących rocznicę ślubu.
A więc następnego wieczoru byliśmy na piętrze w pokoju,
który obok kuchni jest najważniejszym pomieszczeniem w
domu. Bob siedział w rogu przy komputerze, szukając na
eBayu rakiet tenisowych.
– Czemu po prostu nie pójdziesz do sklepu sportowego? –
spytałam go wcześniej.
– Szukam starych drewnianych rakiet – odparł, nie podnosząc
wzroku.
Wzruszyłam ramionami i ponownie zagłębiłam się w lekturze.
Pamiętam uczucie zaskoczenia, gdy spojrzawszy wokół,
uświadomiłam sobie, że nie znajduję się w Kongo w czasach
wojny domowej, tylko w swoim ładnym dwupiętrowym domu
w dzielnicy North Side w Chicago. Uwielbiam, gdy książka
jest tak dobra, że zapominasz, kim jesteś i gdzie przebywasz.
Usłyszałam, jak Bob ciężko wzdycha i odsuwa się od dużego
biurka zasłanego zadaniami domowymi dzieci, prośbami o
zgodę na udział w wycieczkach, zawiadomieniami ze szkoły.
Wychodząc z pokoju, zgasił światło.
Dopiero gdy zawołałam za nim, wrócił i włączył je ponownie,
mrucząc:
– O, przepraszam. Zapomniałem, że tu siedzisz.
Jednak najbardziej dotknęło mnie to, że wcale nie próbował
mi nic udowodnić. On naprawdę zapomniał, że byłam razem z
nim w pokoju. I to jest właśnie sedno sprawy. Od tamtej pory
nie uprawialiśmy seksu.
Wiem, że ten incydent ze światłem wydaje się całkiem błahy,
ale wszyscy znamy te momenty, gdy miarka się przebrała.
Takiej chwili nie da się precyzyjnie określić, wiadomo jednak,
że coś się zmieniło, że to ostatnia kropla.
Od jakiegoś czasu każde z nas powoli pogrążało się we
własnym świecie, a ja to po prostu ignorowałam. Aż do tej
pory. A teraz nie mogę już tego dłużej znosić.
A przecież dopiero w zeszłym tygodniu kupiłam maślankę do
naleśników, które postanowiłam zrobić bez żadnego
konkretnego powodu. Ot, taka niespodzianka.
Uznałam, że chociaż raz mogę zdobyć się na jakiś wysiłek.
Kupiłam maślankę, bo wiem, że Bob lubi, gdy naleśniki są
treściwsze. Kiedyś mówił o nich „bajeranckie naleśniki’’
tonem, który sugerował, że dziękuje mi za pokonanie
dodatkowej drogi, gdy takiego wysiłku wymagało kupienie
czegoś w rodzaju maślanki. Jednakże w zeszłym tygodniu w
ogóle nie zauważył, że na śniadanie jemy coś innego niż płatki
z zimnym mlekiem, a gdy ostrożnie zsuwałam na talerz stos
naleśników, machnął
niecierpliwie ręką, mówiąc:
– Mnie nie dawaj. Na Irving Park są roboty drogowe, więc
musimy już ruszać. Chodźcie, dzieciaki.
Nasi ośmioletni synowie, Jamie i Andrew, jeszcze z pełnymi
buziami chwycili nagolenniki i korki. Tak bardzo różnią się
wyglądem i charakterem, że czasem zastanawiam się, czy
faktycznie są bliźniakami. Jamie porusza się powoli i z
rozwagą, jakby musiał przemyśleć każdy krok. Przed
śniadaniem porządnie ułożył sprzęt piłkarski przy drzwiach
wyjściowych. Obok postawił
Zgłoś jeśli naruszono regulamin