Marta Obuch - Diabelska ewolucja.pdf

(3666 KB) Pobierz
MARTA OBUCH
AJCULOWE
AKSLEBAID
Wydawnictwo: Muza 2009
Długo z tą książką zwlekałam.
I tak miało być. Gdybym nie poczekała, nie poznałabym wielu ludzi,
którzy sprawili, że przybrała ona poniższy kształt. Jestem im wdzięczna.
Oto oni:
Witek – podzielił się ze mną swoimi narzędziami i jemu jest ten
kryminałek dedykowany.
Podróżnicy Katarzyna i Krzysztof Lipińscy – pokonali 1800 kilometrów,
zwiedzając Kenię i robiąc tysiące zdjęć, które mi w swojej życzliwości
przekazali.
Brat Robert – franciszkanin mieszkający w Nairobi, opisał mi dokładnie
drogę z lotniska w Nairobi do Muzeum Narodowego, nie szczędząc tak
pikantnych szczegółów, jak kolor kupy marabutów.
Doktor Marek Gaj – podszepnął tytuł pracy doktorskiej z zakresu
genetyki.
Mojej siostrze Dorocie dziękuję za rozbrajający opis doznań podczas lotu
samolotem, Aguni za rozmowę w empiku, a mężowi za wsparcie, na jakie
mogę liczyć podczas pisania każdej książki.
Uwieńczeniem mojej prywatnej przygody z ewolucją było poznanie tego
roku w Muzeum Historii Naturalnej światowej sławy paleoantropologa,
Christophera Stringera. Rozmowa z nim sprawiła mi ogromną radość.
już nawyk.
Od miesięcy łakomie pochłaniał każdą literę tekstu, jeśli w jakikolwiek
sposób dotyczył on Kenii. Stał się więc chodzącą skarbnicą czy raczej
gmerającym w Internecie skarbem wiedzy o tym afrykańskim kraju. Skarb
mierzył trochę ponad sto osiemdziesiąt centymetrów, chrupnął kostkami
dłoni i chciał się właśnie zwlec sprzed komputera, ale natrafił na artykuł
dotyczący Nairobi, czyli miasta, do którego teoretycznie powinien dotrzeć
za kilkanaście godzin. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – dodał w
duchu, ale zaraz przywołał się do porządku. Jakie „jeśli”? W ogóle nie ma
takiej możliwości, żeby była taka możliwość! Oczywiście, że wszystko
pójdzie zgodnie z planem. Afryka czeka! Nie po to przygotowywał
wyprawę od kilku miesięcy, żeby teraz dopuszczać do siebie czarne myśli.
Żółć, zieleń, błękit. W tych kolorach buzuje życie. Czarnizny i ponuractwa
będą wywalone ze słonecznej krainy na zbity pysk.
Wyznawcy diabła
– tytuł złowrogo krzyczał z monitora. Cezary się
skrzywił. Tania sensacja, i tyle.
– Srawcy, nie wyznawcy – wymruczał, ale przebiegł oczami po ekranie.
Mówi się, że członkowie tej organizacji piją krew, i oskarża się ich o
potworne zbrodnie. Pani Charity Bokino, komisarz rejonowy Północnego
Nairobi, nie ryzykuje. Wszędzie nosi ze sobą nawet nie jeden, ale dwa
pistolety. I nie rusza się bez uzbrojonych ochroniarzy. „Mungiki...” –
szepcze. – Grożą mi obrzezaniem.
Organizacja Mungiki jest otoczona nimbem tajemnicy. Krwawej
tajemnicy – w ciągu miesiąca ponad 50 osób zginęło w brutalnych
mordach, strzelaninach i nie mniej brutalnych akcjach policji
wymierzonych w nieuchwytną grupę. Policja twierdzi, że celem Mungiki
łaim yrazeC
jest destabilizacja kraju przed planowanymi na grudzień wyborami
prezydenckimi – i oskarża organizację o wyjątkowo bezwzględne i podłe
działania: obcinanie nóg, obdzieranie głów ze skóry, picie ludzkiej krwi...
Przedstawiciele rządu mówią o wymuszeniach i haraczach, a także o
ćwiartowaniu ofiar, by zastraszyć innych.
Redaktor: „The New York Times” 28.06.2007
Mungiki.
O sekcie słyszał nie po raz pierwszy. Z niewytłumaczalną fascynacją
odnajdywał w mediach informacje na jej temat. Wiedział, że prawda w
przypadku prasy, radia i telewizji to pojęcie rozmyte, niemniej szukał w
dostępnych przekazach jakiejś prawidłowości, klucza, który pozwoliłby
zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi. W żadnego diabła nie wierzył. A
dociekanie przyczyn było dla niego po prostu natrętną potrzebą. Zawsze. I
w każdych okolicznościach.
Mungiki. Trop wiódł wyraźnie, jak w przypadku innych magicznych
zdarzeń politycznych, do władzy i pieniędzy. Pozostawało zagadką, kto
komu i za co płaci oraz co dostaje w zamian.
Zerknął na zegarek.
Późno już.
Za oknem od kilku godzin szalał deszcz. Jak tak dalej pójdzie, będzie
potrzebował wędkarskich kaloszy po pępek albo kajaka, żeby dostać się do
auta. Ale za to jutro w nocy zaczerpnie głęboko powietrza i poczuje w
piersiach ciepły afrykański wiatr.
I będzie mu najzupełniej obojętne, że ten sam wiatr wieje nad dredami
członków jakiejś tam sekty, o której fajnie było czytać, ale z którą osobiście
nie zamierzał mieć nic wspólnego. Absolutnie nic!
,anabuks ,akreikeiS
 
 
 
była chyba lekko tępa.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin