Dorota Milli - Dom na wyspie(1).pdf

(2071 KB) Pobierz
Ewie i Beacie! Przyjaciółkom ze szkolnej ławki.
Żałuję, że nie spisywałam wszystkich naszych pomysłów.
Jeśli tylko przezwycięży wątpliwość,
znajdzie szczęście tam,
gdzie z początku nic go nie będzie zapowiadać.
Bernhard Schlink
PROLOG
Ciemność opatuliła ją jak koc, ale nie dała ciepła. Wstrząsnął nią
dreszcz, przebiegł po skórze jak intruz, pozostawiając chłód.
Pobliskie drzewa nie dawały schronienia, a nisko zwisające gałęzie
jak palcem wskazywały jej obecność. Cienie igrały, mrok się
nasilał, morze w oddali ucichło. Szmery i echo głosów wypełniały
przestrzeń, nasilając strach, powstrzymując jej krzyk.
Została sama, a miały trzymać się razem. Wsłuchiwała się w las,
wyławiając właściwe dźwięki, idąc za nimi jak po śladach na
piasku. Przyśpieszony oddech zagłuszał jej trop, zmuszał do biegu,
poszukiwania nadziei w ciemności. Zobaczyła niewyraźne sylwetki,
które z każdym krokiem nabierały czytelniejszych kształtów.
Usłyszała głos w oddali, niezbyt wyrazisty, po chwili głośny
i jazgotliwy. Poczuła gwałtowny dotyk i wydała krzyk, który
niepowstrzymywany wydostał się z jej gardła.
Zacisnęła powieki, a gdy je uniosła, była sama z uciążliwym
przyśpieszonym oddechem, który przytłumił inne dźwięki.
W blasku pełnego księżyca uparcie przebijającego się przez gałęzie
dostrzegła mosiężne ogrodzenie, ścianę z cegieł i wyszczerbione
schody. Zrobiła krok, by zejść, zebrała się na odwagę i postawiła
kolejny. Wyciągnęła przed siebie dłoń i dotknęła drewna,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin