Siewierski Jerzy - Sześć barw grozy.txt

(313 KB) Pobierz
x
8-tH; -94
JERZY SIEWIERSKI SZEĆ BARW GROZY
CZYTELNIK WARSZAWA 1985
1088040808
Okładkę i kartę tytułowš projektował Zbigniew Czarnecki
548423
C Copyright by Jerzy Siewierski, Warszawa 1985 ISBN 83-07-01371-2
wiecidełka, które ci ofiarowałem, Teofilo, to tylko imitacje. Mam jednak trochę nadziei, że i one mogš cię ucieszyć, choć blask ich daleki od rozbłysków szlachetnych ogni rozwietlajšcych prawdziwe klejnoty..."
Jean de Bourdeviile
Teofila, czyli domylnoć serca"
Paryż 1783 T H s. 93
-i J
-etty. Nie Vw i nie
ZWIERCIADŁO WENUS	ukosz-
Byłem
Po raz pierwszy ujrzałem jš w drugš niedzielę po .esera nych wištkach. Siedziała w oknie austerii signory i so-retty wsparta o adamaszkowš poduszkę i pozierała citzek wie na ulicę. Płeć miała słońcem nie zepsutš, białš , marmur kararyjski, pier bujnš i kršgłš, włos cudro-trefiony a oczy wielkie i gorejšce jakoby dwa wspaniaiix klejnoty ze skarbca Saladyna. Jakem jš zobaczył te w chwili tej samej zapłonęły we mnie chucie, żšdze i namiętnoci. Tak mi się cudna wydała, że bez żadnej pamięci na stan mój chudopacholi, zapragnšłem natychmiast te płomienie ugasić i czasu nie tracšc wejć z cudnš signorš w bliższš komitywę.
Podbiegłem tedy pod okno, dwornie się ukłoniłem i przyciskajšc prawe dłoń do serca, w którym gorzały miłosne płomienie, rzekłem:
- Witaj cudna madonno! Jakież to bogi sprowadziły Cię do naszego miasta? Powiedz mi swoje imię, o piękna nieznajome!
A ona w odpowiedzi wydęła wzgardliwie różane usteczka, wzruszyła kršgłymi ramionami i umknęła od pkna w głšb izby, a ja zostałem na dole z sercem namiętnociš przepełnionym. Jej płochliwe zniknienie nie ostudziło mych zapałów. Przeciwnie, choć już jej nie mogłem podziwiać, to obraz wdzięków pozostawiony w mej pamięci sprawiał, że płomienie trawišcej mnie miłoci stały się jeszcze bardziej palšce.
Nie wiele mylšc wszedłem tedy do austerii signory Lauretty. Kazałem sobie podać wina z korzeniami za cztery soldy, a kiedy Lauretta przyniosła mi dzban i czarkę zapytałem o pięknš nieznajomš, która w austerii gociła.
Pytałem niby obojętnie, ale nie umiałem dobrze ukryć
pomieszania i z drżenia głosu mego signora Lauretta w mig pojęła co się mi przytrafiło.
- Wybij jš sobie z głowy, Timoteo! - rzekła ze miechem nalewajšc wina do czarki. - Nie dla psa kiełbasa, nie dla kota słonina. Obejć się musisz smakiem, biedaku. Tak dama to nie dla ciebie kšsek. Przyjechała z Florencji i na imię ma Yeronica. Wiedz, że ma wiele bogatych strojów, klejnotów i z pewnociš nawet nie spojrzy na takiego golca jak ty.
- Pani Lauretto - zawołałem z zapałem - nie wszystkie niewiasty łšczš miłowanie z klejnotami i złotem... Serce nie jednej bardziej wzruszy kunsztowna miłosna cancona niż mieszek pełen dukatów... Nie mam wprawdzie złota, ale umiem dwornie mówić i układam pieni, od których słuchania słodko dygoczš serduszka niewiecie...
- A niech cię frybra cinie! O, głupi Timoteo! I ty chcesz sprawić aby pani Yeronica była ci powolna gwoli twoim uciesznym piosneczkom? O więta Balbino! Nie widziałam większego dutka! Dowiedz się głupcze, że pani Yeronica to rzetelna kurwa, sławna florencka kurtyzana! Taka co za najpiękniejszš piosneczkę nie da sobie nawet cycuszka pomacać! Mieszka u mnie już tydzień i co dzień nachodzi jš wielu frantów. Kogo tu już nie było! Najbogatsi i najcnotliwsi panowie z naszego miasta przysyłajš jej swoje hołdy, najpiękniejsze suknie i drogie prezenty, a ona jeszcze żadnego z zalotników nie wybrała... Nosem kręci, bo jej się wydaje, że wszystkiego co jej ofiarowujš jeszcze za mało, by mogła im za to usłużyć swoim wdzięcznym kuperkiem, więc żadnemu jeszcze dotšd nie wygodziła... Gdyby httwet Sftm boski Petrarka powstał z grobu i składał jej jako miłoshš zapłatę swe najpiękniejsze sonety, pani Yeronica w nos by mu się zamiała... Ona chce tylko złota, dużo, bardzo dużo brzęczšcego złota. Dzwonienie dukatów w dobrze wypchanym mieszku milsze jest jej uszkom niż melodia nawet najpiękniejszej ,cancony.
f) Bardzo mnie zafrasowały słowa-signory Lauretty. Nie ijniałem worka z dukatami, nie miałem klejnotów i nie Itnogłem przesłać pięknej florentynce wraz z hołdami kosztownych gocińców, które by skłoniły jš ku mnie. Byłem tylko skromnym uczniem i sekretarzem uczonego mesera Bartolomeo. Umiałem pisać, układać zmylne triolety i sonety, grać na lutni a nawet czytać po grecku, ale mieszek miałem pusty.
Mój mistrz meser Bartolomeo był mężem wielce uczonym, wymieniał listy z najwietniejszymi humanistami^ całej Europy, cieszył się przyjaniš ksišżšt i królów, ale płacił mało, bo pogršżony w swej pracy nie dbał jako aby przyjań tylu wietnych władców zamieniła się w brzęczšcš monetę. Zatopiony w uczonych rozmylaniach lekce sobie ważył dobra doczesne. Ponad wino przekładał ródlanš wodę, a ser i ciemny chleb bez omasty wolał od pieczeni...
Przez dni kilka chodziłem smutny i zwarzony, jakbym cierpiał na niestrawnoć albo mnie zmora dusiła. Próbowałem znaleć ukojenie w pracy i przykładałem się pilnie do tłumaczenia na łacinę starodawnego greckiego manuskryptu traktujšcego z punktu widzenia magii naturalnej o właciwociach pewnych kruszców, kamieni i ziół.
Praca jednak szła mi niesporo i mistrz Bartolomeo, dla któregom jš wykonywał wkrótce to zauważył. Mistrz był dla mnie niby ojciec, więc się zatroskał moim stanem.
- Smucisz mnie, Timoteo - rzekł - jeste blady, roztargniony i mylisz przypadki deklinacyjne... wiadczy to dowodnie o tym, że dręczš'cię jakie niezdrowe wapory. Ale nie lękaj się, synu. Na szczęcie żyjemy w czasach, kiedy uczeni mężowie odgrzebali z pyłu zapomnienia mšdre nauki Galena i Hipokratesa. Znajdzie się więc rada na twe niedomagania. Czytałem niedawno co mistrz Paracel-sus radzi czynić w takich przypadkach. Szybko wypędzimy z ciebie niezdrowe wapory! Przyrzekam ci, że wkrótce
znowu będziesz miał lica rumiane oraz przestaniesz mylić przypadki i greckie koniugacje...
Próżnom się próbował wymówić tej kuracji. Mistrz ogarnięty wielkš troskš zarówno o moje zdrowie, jak i o dobry przekład greckiego manuskryptu poił mnie naparami ziół i miksturami różnych ingrediencji. Mocne to były leki i wielki mi czyniły wstręt w żołšdku, ale jako nie potrafiły uleczyć mojego cierpienia. Obraz pięknej kurtyzany głęboko zapadł mi w serce. Płonšłem nadal wielkš ku niej miłociš, której płomieni nic nie potrafiło ugasić.
Często wymykałem się z domu mistrza i pozostawiwszy nieszczęsne tłumaczenie greckiego manuskryptu, które szło mi coraz bardziej kulawo, biegłem pod austerię signo-ry Lauretty, aby choć z daleka pozierać na paniš, ku której zwracały się me pragnienia. Widziałem jš kilkakroć w oknie i za każdym razem widok ten sprawiał, iż trawišce mš duszę płomienie rozżarzały się na nowo. Szczególnego doznałem cierpienia, gdym pewnego dnia pojšł, że piękna Yeronica dokonała już wyboru galanta, bo w oknie obok niej pojawiła się spasiona na podobieństwo wieprza postać signora Matteo Unzzoni, najbogatszego bankiera w naszym miecie...
Nieznona myl o tym, że ta kufa tłuszczu, tenzafajdany obleny grubas obłapia wdzięczne ciałko pięknej floren-tynki i że za swoje dukaty może jš bóć dowoli swoim rożenkiem sprawiła ból okrutny... Krew mi do głowy uderzyła i uciekłem co prędzej spod okna austerii, cierpišc męki straszliwe niby nieszczęsny skazaniec szarpany przez kata rozpalonymi cęgami. Tego wieczora nie przetłumaczyłem już ani jednego zdania greckiego manuskryptu i zachowywałem się jakbym cierpiał na rozumu pomieszanie, czym sprawiłem mistrzowi wielkš troskę. Meser Bartolomeo srodze moim stanem zafrasowany przyrzšdził mi szczególnie mocnš miksturę i zmusił do jej wypicia. Ale widać mój dobry mistrz krzynę przesadził
10
w gorliwoci i zmieszał zbyt mocne ingrediencje, gdyż mój żołšdek się zbuntował i zwróciłem w jednej chwili wszystko com wypił. Lekarstwo więc podziałać nie zdšżyło i pozostałem smutny, cierpišcy i nieszczęliwy.
Noc całš przepłakałem gorzko i garciami rwałem sobie włosy z bezsilnej rozpaczy. Nad ranem przyszło opamiętanie. Pojšłem że muszę, jeli chcę spokój odzyskać, wytrzebić z serca i głowy wszelkš myl o pięknej kurtyzanie i wymazać z pamięci jej obraz. Poprzysišgłem sobie, że moja noga nie stanie więcej w pobliżu austerii signory Lauretty i lubowałem kupić więtemu Julianowi, do którego mam od pacholęcych lat szczególne nabożeństwo, najgrubszš woskowš wiecę, jeli pomoże mi wytrwać w tym rozsšdnym postanowieniu.
Po niadaniu złożonym z koziego sera, sałaty i dzbanka wody ródlanej zabrałem się do tłumaczenia uczonego Greka, starajšc się przełożyć na pięknš łacinę ustęp wyjaniajšcy właciwoci magiczne heliotropu, zielonego kamienia, który zmienia barwy w zależnoci od słonecznego wiatła, a odpowiednio użyty może uczynić człowieka niewidzialnym. Ale i tym razem szło mi niesporo, a obraz nadobnej florentynki dalej był obecny w mym sercu i pamięci. Spoglšdajšc na pożółkły pergamin zamiast greckich liter widziałem na nim jej perłowe zšbki, toczone ramiona i różane policzki...
więty Julian jako wzgardził woskowš wiecš ł nie wspomógł mnie swojš protekcjš. Około południa zapomniawszy o uczynionych lubach, rzuciłem w kšt grecki manuskrypt i ogarnięty pragnieniem ujrzenia choć z oddali pani mych myli, pobiegłem w stronę austerii signory Lauretty. Po drodze przypomniał mi się ten wieprz spasiony meser Matteo. Niech się udławi własnymi bdzinami! Gniewnie cisnšłem pięci i zrozumiałem, żem gotów rozpruć sztyletem jego obwisły kałdun i wypruć z niego wszystkie flaki!
11
Anim nawet pomylał, że za taki czyn srogo by mi przyszło pokutować, bo podesta naszego miasta surowo karał mężobójców... Namacałem rękš sztylet ukryty w fałdach kaftana. Nosiłem go tam od dawna, nie wiedzieć zresztš czemu, ukrywajšc to przed swoim mistrzem, który brzydził się żelazem i jak na prawdziwego męża uczonego przystało nienawidził przemocy. B...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin