Tajemnica Ksiegi.pdf

(165 KB) Pobierz
Rozdział 1
Dawne i nowe sprawy
Było cudowne, wiosenne popołudnie.
Promienie znajdującego się jeszcze wysoko nad
horyzontem słońca ozłacały radośnie dachy i
wieże królewskiego miasta Sarmizy - stolicy
Terravii i rozsypywały się tysiącem iskier,
rozpraszane przez kryształowe okna Wysokiego
Zamku. W mieście panował zwyczajny o tej
porze dnia ruch i gwar, a w powietrzu unosiła się
atmosfera spokoju i szczęścia.
Jakże wiele zmieniło się tutaj przez
ostatnie kilka lat! Smutny, przeklęty kraj pełen
nieszczęśliwych ludzi i budzące grozę Skalne
Miasto, jakim była niegdyś za sprawą złego
zaklęcia Sarmiza, przestały istnieć i przemieniły
się z powrotem w kwitnące miejsce – a wszystko
to za sprawą jasnowłosego chłopca i jego
wiernych przyjaciół. Chłopiec ów przybył przed
laty do Terravii z dalekich zachodnich krajów,
niespodziewanie dla
wszystkich – a w
szczególności dla samego siebie – uwalniając
nieszczęsną krainę spod panowania złego
czarnoksiężnika. Okazał się przy tym być
zaginionym przed laty synem królewskim.
Historia ta, krążąc z ust do ust, zdążyła już
zamienić się w ballady, śpiewane podczas uczt
przez wędrownych muzykantów, w długie zaś
zimowe wieczory opowiadano ją sobie w całej
krainie. Ludzie, szczęśliwi i wolni, darzyli
bowiem wielką miłością dobrego króla Eliana i
jego odzyskanego syna.
Od tamtego czasu Dorian wydoroślał i
zmienił się. Nie był już zagubionym chłopcem,
lecz młodzieńcem, o tych samych jednakże co
dawniej jasnych włosach, opadających na twarz i
przenikliwym spojrzeniu, które widziało więcej,
aniżeli niektórzy mogliby sobie życzyć.
Na dworze ojca w pięknej Sarmizie czas
upływał mu niesłychanie szybko na uczeniu się
tego wszystkiego, co powinien wiedzieć i umieć
przyszły władca, a w czym miał niejakie
zaległości. Nadrabiał je szybko, zyskując przy
okazji także nieco więcej pewności siebie i
stanowczości. Nauka zresztą nie była dla niego
wcale przykrym obowiązkiem, a ćwiczenia
rycerskie traktował raczej jak rozrywkę. Był
Kup książkę
niezłym szermierzem, jednak ku jego nieustannej
konfuzji w celnym strzelaniu z łuku nieustannie
przewyższała go Flora.
Mieszkała ona na zamku i była traktowana
przez króla Eliana i królową Vera-min niemalże
jak córka. Ujmowała wszystkich swoją
otwartością,
wesołym
usposobieniem
i
serdecznym
śmiechem,
wielu
przeto
młodzieńców wzdychało do niej mniej lub
bardziej skrycie. Flora niewiele się tym
przejmowała, zresztą królowa zapowiedziała
stanowczo, że w żadnym wypadku nie wyrazi
zgody na jej zamążpójście, zanim nie ukończy lat
dziewiętnastu.
Brakowało jeszcze trochę do tych urodzin,
więc dziewczyna każdemu z młodzieńców, który
ośmielił się napomknąć o swoich uczuciach,
przedstawiała
gorliwie
wolę
królowej.
Prawdziwy zaś powód, dla którego nie spojrzała
na żadnego z nich, chowała głęboko w swoim
sercu i tylko wierna przyjaciółka, kotka Izolda,
domyślała się tego powodu. Lecz Izolda była
wyjątkiem, gdyż przed jej bystrym, kocim
wzrokiem niewiele rzeczy mogło się ukryć.
Kup książkę
- Floro! – zawołał Dorian tego właśnie
słonecznego, wiosennego popołudnia, ujrzawszy
dziewczynę w oknie - może miałabyś ochotę na
małą przejażdżkę?
- Może i tak. A dokąd?
- Chciałbym jutro odwiedzić naszego
starego Zefiryna, bo coś długo nie pokazuje się
w Sarmizie.
- Racja! To niezły pomysł – stwierdziła
Flora, wychylając się znad parapetu – ale
musielibyśmy wyruszyć o świcie. Wolałabym
dotrzeć na miejsce przed zmrokiem.
- Tak jest. To jak, jedziesz? A wiesz, że
nawet Izolda postanowiła zaszczycić mnie
swoim niezastąpionym towarzystwem?
- Czyżbym w twoich słowach słusznie
wyczuwała ironię, Dorianie? – odezwała się
Izolda, zjawiając się swoim zwyczajem nie
wiadomo skąd.
- Ależ skąd – zaprzeczył z niewinną miną
– ale przecież nie lubisz smoka Zefiryna –
Dorian mrugnął porozumiewawczo w stronę
Flory, nie uszło to jednak bystremu oku kotki.
Skrzywiła się.
Kup książkę
- Lubię, nie lubię, nie twój interes. A
pojadę, bo tak mi się podoba – oświadczyła i
odwróciła się z godnością, zamiatając puszystym
ogonem.
Dorian i Flora uśmiechnęli się do siebie.
Izolda mimo ostrego języka i nieco drażliwej
natury miała wiele poczucia humoru, obydwoje
jednak wiedzieli, że po prostu bała się trochę
smoka Zefiryna, ale za żadne skarby świata nie
chciała się do tego przyznać. Choć
przyzwyczaiła się trochę do jego wielkich,
żółtych ślepiów i paszczy pełnej zębów, to
jednak ciągle robiły one na niej niezbyt miłe
wrażenie. Cóż, smoki zdecydowanie nie należą
do najurodziwszych istot.
***
Nazajutrz wczesnym rankiem trójka
przyjaciół wyruszyła w drogę. Wyprawa nie była
daleka – jeśli wyjechało się konno o świcie i
dobrze znało leśne ścieżki i skróty, to przed
zapadnięciem zmroku można było dotrzeć do
pieczary smoka. Dorian i Flora znali drogę
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin