Miejsce.pdf

(3843 KB) Pobierz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub
fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci est zabronione.
Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie
książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie
praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami
firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań, by zawarte
w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej
odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym
ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz
Wydawnictwo HELION nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za
ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych
postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości
— oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest
czysto przypadkowe.
Redaktor prowadzący: Barbara Lepionka
Ilustracja okładkowa, projekt okładki: ULABUKA
Wydawnictwo HELION
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail:
editio@editio.pl
WWW:
http://editio.pl
(księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://editio.pl/user/opinie/miejsc
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-283-5484-5
Copyright © Dominika Kluźniak 2019
Printed in Poland.
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
Kiedy spojrzycie w prawo, zobaczycie kr t , w sk drog ,
która znika zaraz za altan , dalej s ju tylko wzgórza i las.
W dole wida pi domostw, niskich, kr pych i niezbyt kolo-
rowych, w a ciwie pasuj cych tu do ka dej pory roku, takich
typowo polskich wyblak ych bry o niezdecydowanej i nie-
jednorodnej architekturze. Po lewej stronie natomiast króluje
mocno pochy y stok, obsadzony u góry wysokimi sosnami,
a bli ej mojego domu starymi jab oniami, czere niami i li-
wami. Dalej, za stokiem, znowu kilka wzniesie , pi knych,
kr g ych i mi kkich. A jeszcze dalej po prostu wznosz si
góry. Ale my l , e to nie jest atwe wznosi si i wzrasta po-
nad innych, by silnym i pi knym. Budzi zachwyt i l k. Po-
zwoli targa si wiatrom i smaga letniemu s o cu. Porasta
mchem, kosodrzewin i sosnami, aby na koniec pozwoli wi-
churze wyrywa z siebie korze po korzeniu. Przyjmowa
ch ód i opatula si mg , zezwoli ludziom zej ze szlaku,
zagubi ich, popl ta cie ki, by ostatecznie wyprowadzi
zb kanych na szczyt lub wyt sknion drog . To nie jest a-
twe królowa nad dolinami. To si udaje tylko najm drzej-
szym. Patrze z góry, lecz nie wywy sza si . One to jednak
potrafi , te moje nie ne Kot y. Potrafi sta spokojnie. Jak
ja teraz.
Kup książkę
Poleć książkę
Oczywi cie jako dziecko nie zastanawia em si nad takimi
rzeczami. Wtedy góry by y tylko takim czym , na co mo na
si ewentualnie wspi , co ka dego ranka widzisz z okien
domu, lub nie widzisz, bo nagle znikn y ca e we mgle. O nie,
jeszcze wtedy góry nie wzbudza y nawet szacunku, bo moim
wiatem rz dzili wówczas tylko doro li. Je li wi c w ogóle pa-
trzy em na nie w dzieci stwie z ciekawo ci , to tylko dlatego,
e babcia opowiedzia a mi, jak powsta y. Mówi a o czasach,
kiedy Pan Bóg przemierza swobodnie wiat, na którym nie
by o jeszcze ludzi. Opowiada a o górach, dolinach i lasach,
które zachwyca y pi knem, cho nikt przecie nie móg tego
wówczas potwierdzi . Widzia je tylko Pan. Opowiada a
o spokoju i ciszy, która przepe nia a ziemi …
Ale którego dnia równie Z y zaw drowa w te strony
i zobaczy Karkonosze o wietlone blaskiem wschodz cego
s o ca. Zda o mu si , e widzi rzecz niesko czenie dosko-
na , wi c, jak to zwykle ze z ym bywa, poczu w sobie moc
nienawi ci. Jego olbrzymie d onie zacz y szarpa dar i wy-
rywa górskim stokom wn trzno ci. Kamienie wybierane
jego pazurami u o y y si po chwili w poka ny stos. Jak e
olbrzymia musia a by ta si a, która kierowa a anio em, e
uda o mu si usypa gór najpot niejsz w ca ej okolicy!
Ale on tego nie widzia , nie czu . Pracowa do wieczora.
A wtedy spad pierwszy nieg i pokry wyrwane w z o ci g azy.
Przysypa te swoimi p atkami dwa ogromne wg bienia,
które Z y wyry w zboczach gór.
Odst pi na kilka kroków. Obrzuci wzrokiem swoje dzie o
i zrozumia , e po raz kolejny pope ni b d. Co , co postano-
4
Kup książkę
Poleć książkę
wi zniszczy , zmieni o tylko kszta t i form . Lecz pozosta o
pi kne. Odszed . Podobno z podkulonym ogonem.
Gdy by em dzieckiem, zastanawia em si nad tym ogo-
nem i nad samym stworzeniem zwanym Z ym. Nie potrafi-
em sobie wyobrazi kogo tak wielkiego, kto jednocze nie
nie by przecie zwyczajnym olbrzymem. Kogo , kto rozpru
górom brzuch, kto ustanowi nowy szczyt. Jakie musia
mie rozmiary! Jednocze nie, co rozumiem dopiero teraz, nie
b d c wcale cz owiekiem g boko wierz cym, zrozumia em,
e w tej sile by o tyle samo bezsilno ci. Bo góry pozosta y
cudem, a kiedy ziemia wokó w ko cu si zaludni a, ludzie
nadali im najpi kniejsze nazwy. I tak stos usypanych przez
Z ego kamieni nazwali nie k , a dwa wg bienia — nie -
nymi Kot ami.
I to je w a nie widz codziennie, kiedy stoj c w drzwiach
mojego domu, obracam g ow lekko w lewo.
Ten dom nie pojawi si w moim yciu przypadkiem. On
ju na mnie czeka od dzieci stwa. To w nim sp dza em ka -
de wakacje, nim sta em si doros y. Potem rzecz jasna, zaj ty
yciem, o tym domu niemal e zapomnia em. To znaczy on
by ze mn i we mnie zawsze, ale niezbyt blisko. A momen-
tami bardzo daleko. Raczej jako t o, jak cz
krajobrazu
z dzieci stwa, jak wspomnienie, którego nic nie zatrze
oprócz codziennych spraw, bo te — nawet je li s b ahe —
potrafi przes oni wszystko. Czeka na mnie, cho dawno
przesta nale e do kogokolwiek z mojej rodziny. Zap aci em
za niego gotówk , bo sta mnie by o na to, ale nie od razu si
urz dzi em. Chcia em zobaczy , jak to wszystko nam si
5
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin