Agata Przybyłek - Masz wiadomość.pdf

(874 KB) Pobierz
Agata Przybyłek
Masz Wiadomość
Mojemu mężowi, który też był kiedyś „rozczarowany”.
Dziękuję Ci za każdy dzień, który razem przeżyliśmy.
Każdy z nich jest najpiękniejszym dniem w moim życiu.
„Czasami Bóg zsyła nam cud,
Żeby nas cofnąć ze złych dróg
Mi zesłał Ciebie, dał więcej niż mógł”.
Paweł Domagała, „Czasami”
Prolog
Droga Córeczko,
nie mam pojęcia, w którym momencie swojego życia przeczytasz tę książkę.
Mogę to sobie tylko wyobrażać, a ponieważ jestem w tym specjalistką, to
wyobraźnia podsuwa mi mnóstwo scenariuszy. Raz widzę Cię leżącą na kocu
tej pamiętnej wiosny, gdy pierwszy raz się zakochasz, kiedy indziej, gdy
przygotowujesz się do ślubu i czytasz ją wieczorem, a nieopodal siedzi
mężczyzna twojego życia. Jeszcze innym razem widzę Cię cierpiącą po
poważnym zawodzie miłosnym, gdy wypłakujesz sobie oczy, myśląc, że oto
zawalił się cały Twój świat. Niestety, chociaż bardzo chciałabym Cię przed
tym uchronić, to zbyt dobrze wiem, że przed pewnymi rzeczami nie da się
uciec.
Chciałabym jednak, żebyś wiedziała, że nieważne, co zgotuje Ci los,
prawdziwa miłość zawsze zwycięża i warto na nią czekać. Czasami można ją
pomylić z zauroczeniem albo głupią miłostką, nie zawsze przychodzi wtedy,
gdy najbardziej byśmy tego chcieli, ale nie ma nic cenniejszego od dawania
miłości i bycia kochanym. Kiedy już przyjdzie, od razu ją rozpoznasz.
Wszystko w twoim życiu wyda Ci się nagle właściwsze i prostsze. Dokładnie
takie, jakie ma być. I o wiele lepsze, niż mogłabyś sobie wyobrazić.
Dlaczego to piszę?
Wiesz, odkąd pamiętam, miałam na swoje życie precyzyjny plan.
Stworzyłam go jeszcze w dzieciństwie. Chciałam w liceum poznać
wyjątkowego chłopaka, w połowie studiów zaręczyć się, wyjść za mąż
niedługo po obronie pracy magisterskiej, a potem wrócić w rodzinne strony
i żyć tam długo i szczęśliwie. Los spłatał mi jednak figla i ani jeden z tych
punktów nie raczył się spełnić.
Ale wiesz co? Dziękuję za to co wieczór. Dopiero gdy przestałam kurczowo
trzymać się swojego pomysłu, poczułam, czym jest prawdziwe szczęście.
I właśnie to zamierzam opisać w tej książce. Pozmieniałam imiona i pewne
fakty, ale chcę Ci opowiedzieć historię mojej największej miłości.
Rozdział 1
Julia wyszła z budynku dworca w centrum Gdańska zamyślona i omal nie
wpadła na idącego z naprzeciwka chłopaka.
– Uważaj! – Alicja, z którą przyjaźniły się już od ponad trzech lat, pociągnęła
ją za rękę. – No, chyba że to twój nowy sposób na podryw.
Julia natychmiast skarciła ją wzrokiem.
– Przepraszam – powiedziała zawstydzona do chłopaka.
– Nie szkodzi. – Posłał jej uśmiech.
Julia poprawiła szalik i popatrzyła na przyjaciółkę.
– Mogłaś darować sobie komentarz. Jestem pewna, że to słyszał.
– Nawet jeżeli, to co z tego? – Alicja wzruszyła ramionami, płosząc głosem
kręcące się nieopodal gołębie. – Nie znasz go, zresztą rękę dam sobie uciąć,
że już nigdy się nie spotkacie.
– Nie byłabym tego taka pewna. Świat jest mniejszy, niż nam się zdaje.
– No dobrze, w takim razie przepraszam.
– Przeprosiny przyjęte. – Julia była ugodowa.
– To co, kawa na starówce? – Alicja spojrzała w stronę przystanku
tramwajowego, z którego odjeżdżały pojazdy w tamtym kierunku. – To
szkolenie pozbawiło mnie resztek energii.
– Mnie tak samo. Poza tym myślę, że po ośmiu godzinach siedzenia
w skupieniu zasłużyłyśmy na chwilę przyjemności.
Alicja skinęła głową, więc ruszyły na przystanek. Julia jeszcze raz poprawiła
swój szalik. Nie założyła dzisiaj ulubionego czarnego komina i tkanina bez
przerwy spadała jej z ramion.
– Może lepiej go zdejmij? – zasugerowała Alicja.
– Dam mu ostatnią szansę. Jeśli jeszcze raz spadnie, to skończy w mojej
torebce – odparła i stanęła pod wiatą przystanku. Wiatr przestał w końcu
rozwiewać jej długie kasztanowe włosy i smagać po policzkach. Otarła
dłonią tusz do rzęs rozmazany w kącikach oczu. Od silnych podmuchów
czasami leciały jej łzy, co wielokrotnie było powodem jej frustracji –
zwłaszcza kiedy chciała dobrze wyglądać.
Julia była niewysoką, drobną dziewczyną o typowo słowiańskiej urodzie.
Wyraziste kości policzkowe, jasna cera i niebieskie oczy przyciągały męskie
spojrzenia. Może nie wyróżniała się z tłumu, ale była ładną, zadbaną kobietą.
Często nosiła sukienki i płaszcze za kolana, a jej cerę zwykle zdobił
promienny makijaż odejmujący jej lat.
Stojąc obok Alicji, Julia obrzuciła spojrzeniem innych podróżnych, a potem
spojrzała w niebo. Nad ich głowami fruwały mewy oraz gołębie, których
odgłosy niosły się po okolicy i mieszały z szumem przejeżdżających ulicą
aut. Jak na początek kwietnia dzień był naprawdę piękny. Wyglądało na to,
że po długiej zimie w końcu zbliżała się wiosna. Powietrze było świeże
i rześkie. Niebo miało delikatny odcień błękitu i w najlepsze świeciło słońce.
Jego jasne promienie odbijały się od okien budynków i potęgowały uczucie
ciepła. Nawet wiejący ostatnio nieustannie wiatr był dziś wyjątkowo łaskawy
i zelżał. Aż chciało się zrzucić grube kurtki i zamienić je na lżejsze płaszcze.
A potem pójść na spacer do Parku Oliwskiego albo na plażę i szukać po
drodze krokusów.
Julia westchnęła. Gdyby tylko pozwalał im na to plan zajęć… Chociaż były
z Alicją na piątym roku studiów filologii angielskiej i wszyscy dookoła
mówili im, że pod koniec nauki jest luźniej, one zupełnie tego nie czuły.
Przez cztery dni w tygodniu miały zajęcia od rana do późnych godzin
popołudniowych, a wykładowcy nie stosowali taryfy ulgowej. Resztę czasu
spędzały na konsultacjach albo w bibliotece, pisząc prace magisterskie, nie
mówiąc o tym, że obie jeszcze dodatkowo pracowały.
Na domiar złego ostatnie weekendy pochłaniało im to szkolenie, na które
zapisały się w grudniu. Chciały jak najlepiej wykorzystać ostatnie miesiące
w Gdańsku, ale teraz obie trochę żałowały tej decyzji. Warsztaty zajmowały
więcej czasu, niż sądziły, a do tego jeszcze ta dzisiejsza piękna pogoda…
Z trudem spędziły te kilka godzin zamknięte w czterech ścianach. I chyba
podczas każdej przerwy rozważały, czy nie lepiej byłoby pojechać jednak na
plażę.
– Muszę kupić na dworcu bilet na pociąg do domu, więc możemy chociaż
pójść na kawę na starówkę – zaproponowała w końcu Alicja, gdy obie
smętnie patrzyły przez okna. – Wiem, że to marny zamiennik spaceru po
Zgłoś jeśli naruszono regulamin