Pomerania Nr 4 1975.pdf

(21894 KB) Pobierz
1
L.
BĄDKOWSKI-PRO
WOKACJÄ .T. BOL
DUAN-OPOWIEŚĆ
OSO
BISTA • L ROPPEL-PORA
DNIK
KWIATOWY.K.
CIECHA
NOWSKI-KOBIETY
W WAL
CE.I. TROJANOWSKA—KOBIETY Z
RODU STOLEMEK • J. ZBRZYCA I
STASZKÓW JAN—WIERSZE * R. OSTROWSKA
- PRAWDZIWE * E. PUZDROWSKI —„MALIN
CZI ŚWIAT” STASZKOWEGO JANA B. JANOWICZ
-BAJKA KOCIEWSKA • J. BORZYSZKOWSKI - NA
MARGINESIE LEKTURY NIEZNANYCH „WIERSZY PIERWO
TNYCH" KARNOWSKIEGO • SŁOWNIK BERNARDA SYCH
TY UCZY • D. MAJKOWSKA I A. MAJKOWSKI — STRACHU I ZRĘ
KOVJINE • GUCZÓW MACK GODO • J. SAMP-BAŚNIE Z RO
DOWODEM • Z. BROCKI-WOKÓŁ NAZW KOŚCIERSKIEGO * .
4
1975
Redaktor
Wojciech Kiedrowski
Sekretariat
Krystyna Puzdrowska
Kolegium
Konrad Ciechanowski
Jerzy Kiedrowski
Wojciech Kiedrowski
Stanislaw Pestka
Edmund Puzdrowski
Jerzy Samp
Wydawca
Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie
Zarząd Główny
80-828 Gdańsk
Długi Targ 8/10
Teł. 31-36-56
Konto PKO:
Gdańsk 52-9-134
W numerze:
3
4
5
7
8
9
11
12
Wdzydzkie spotkania
T. BOLDtJAN — Opowieść osobista o mieście i ludziach
I.. BĄDKOWSKI _ Prowokacja
Folklor jak bumerang (z prof. R. WARME rozmawia M. A. KOWALSKI)
Średniowiecze pomorskie i prusikie (z doc. dr. J. POWIERSKTM rozmawia
T. BOLDUAN)
L. ROPPEL — Poradnik kwiatowy
J. ZBRZYCA _ Południca; Streszk
Ocena wydawnictw Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
13 K. CIECHANOWSKI — Kobiety pomorskie w walce z okupantem
17
20
21
I. TROJANOWSKA — Kobiety z rodu stolemek
Wieści zza oceanu
STASZKÓW JAN — Dzeń za dnierh; Kawałczi dróg...; Przestróżczi
22 E. PTJZBROWSKI — „Małinezi świat” Stawkowego Jana
24 Pst,..!
25
29
30
31
R. OSTROWSKA, — Prawdzifwe
B. JANOWICZ — Palcam śmytany zbierać nie banda
Słownik BERNARDA SYCHTY uczy
B. GRZĘDZICKI — Ostatni Wangrzyn na Kaszubach (dokończ.)
J. BORZYSZKOWSKI — Refleksje na marginesie lektury nieznanych „wierszy
pierwotnych” Jana Karnowskiego
.
J. KARNOWSKI — Wiersze pierwotne
D. MAJKOWSKA — Posłowie do nowego wydania sztuki „Strache i zrękovjine”
A. MAJKOWSKI — Strache i zrękovjine (fr.)
Z życia Zrzeszenia
GlfCZOw MACK gódo: Proporcjonalnoc; Świnia chce pic; Mądrzela
R. OSTROWSKA, I. TROJANOWSKA — Suplement do „Bedekera”
J. SAMP — Baśnie z rodowodem
Z. BROCKI — Wokół monografii nazw geograficznych Kościerskiego
Lektury
Klęka
Lisity
I
t
33
35
38
39
42
45
47
48
50
51
53
55
Wdzydzkie
spotkania
Przymierze z rzeczywistością — tak można by najogólniej nazwać ten­
dencje charakteryzujące współcześnie powstającą literaturę kaszubską,
Czasami rzeczywistość literatury bywała rzeczywistością nazbyt idealną,
aby mogła się w niej wyrazić skomplikowana prawda ludzkiego losu.
Niemniej literatura ta zawsze była literaturą pragnącą, skłonną do uścisku
z rzeczywistością. Postawa ta rodziła nadzieje i obawy zarazem o kształt
artystyczny literatury, której korzenie do niedawna zatopione były we
wciąż żywej ludowej wyobraźni i micie.
Nie tylko obawa o kształt artystyczny tej literatury — ale i o prawdę
człowieczego losu, którego uogólnieniem powinna być literatura —
spowodowała zapewne, że od kilku lat na gościnnej ziemi kościerskiej
spotykają się wszyscy ci, którym literatura ta nie jest obojętna.
Tegoroczne Spotkanie Twórców Literatury Kaszubsko - Pomorskiej,
które odbędzie się na przełomie lata we Wdzydzach, jest znakiem, że
pierwotna inicjatywa stała się tradycją. O tyle ważną, że są te spotkania
wyrazem żywej więzi pomiędzy działalnością społecznikowską, a twórczą
aktywnością, które na przestrzeni lat zespoliły wokół programu Zrzeszenia
Kaszubsko - Pomorskiego zastęp pisarzy, niezależnie od tego czy piszą
w literackiej polszczyźnie czy gwarach kaszubskich.
Życzliwość wobec inicjatyw i społeczna aktywność są zjawiskami god­
nymi uznania, ale jakakolwiek inicjatywa — nawet zrealizowana — zyskuje
swoją rzeczywistą wagę wtedy dopiero, gdy wywodzi się z najgłębszych
potrzeb społecznych. Idea spotkań wdzydzkich nie była i nie jest oderwana
od postulatów, które zgłaszała krytyka literacka i opinia twórców literatury
kaszubsko - pomorskiej.
Czytelnik tej literatury jest natomiast kimś anonimowym, o którym
niewiele da się powiedzieć. Nic ponad przypuszczenia. Nie prowadzono
żadnych badań nad tym, jakie jest znaczenie tej literatury w utrwalaniu
wciąż żywych wartości kultury regionalnej i tworzeniu nowych. W tej
sytuacji nadszedł chyba czas, aby po rozważeniu „Dróg rozwoju literatury
kaszubsko - pomorskiej” czy „Obrazu Kaszubów we współczesnym piśmien­
nictwie polskim”, zastanowić się nad rolą piśmiennictwa kaszubsko - po­
morskiego w kształtowaniu kultury literackiej regionu.
Piękną cechą wdzydzkich spotkań jest to, że po części tylko mają one
charakter odświętny. Będąc imprezą środowiskową są jednocześnie miej­
scem dialogu i dyskusji, forum oceniającym i kształtującym postawy spo­
łeczne, którego oddziaływanie przenika ramy środowiska literackiego
obejmując całość kulturalnych inicjatyw Zrzeszenia Kaszubsko - Pomor­
skiego.
Program wartości regionalnych, którym Zrzeszenie Kaszubsko - Pomor­
skie wzbogaca wartości uniwersalne, jest programem żywym także dlatego,
że realizuje się on poprzez najwyższą sferę ludzkiej aktywności — w twór­
czości. Widomym znakiem rzeczywistych więzi pomiędzy sferami społecznej
i twórczej aktywności, jest działalność wydawnicza Zrzeszenia, poprzez
którą twórczość pisarzy kaszubskich staje się rzeczywistym dobrem spo­
łecznym.
Opowieść osobista
o mieście
i
ludziach
Tadeusz Bolduan
Lubię to miasto, chociaż wiiele gorzkich słów o nim
napisałem i innych zachęcałem do kreślenia krytycz­
nych spostrzeżeń. Rozsadzane przez kontrasty publiez-
no-zwyczajowe zmieniało się ślimaczo, dźwigając ba­
gaż przeszłości w dolinie pośród jezior, w uroczym
plenerze zastygłej historii. Budziło się od czasu do
czasu, podejmowało nawet własne inicjatywy, ale
spełniało je niezgrabnie, niekiedy wręcz zabawnie ku
uciesze tych wszystkich, którzy szukali potwierdzenia
swoich niezbyt pochlebnych opinii o mieście i jego
mieszkańcach. Próbowało się zwracać ku przyszłości,
ale portkami zaczepione o słup graniczny dwóch epok
— przeszłej i przeżywanej — poddawało się własnej
niemocy. Niezgrabne takie, zasklepione w sobie, ma­
ło ambitne.
Kościerzyna spisywała swoją historię niejednolicie;
wynosiła się na szczyty regionalnych dziejów, to zno­
wu pomniejszała lub nawet przekreślała osiągnięte
rezultaty. Sprzyjała pracy ludzi ambitnych, to znowu
ich przepędzała. Potrafiła nawet narodowe cele gubić
w kramikarsko — kupieckich interesach.
Różnie bywało w historii i chociaż wiele jej kart
zapisała własną chlubą, nie potrafiła tego spożytko­
wać, by wybić się wśród miast kaszubskich chociażby
na centrum kulturalne. Pozostawała tylko Kościerzy­
ną, z której każdy kto chciał mógł sobie dowcipko­
wać
do woli. Wydała wielu znaczących w polskim ży­
ciu umysłowym i praktycznym ludzi — generałów,
profesorów, sędziów Sądu Najwyższego, wybitnych
inżynierów, ekonomistów —- ale nie potrafiła ich zwią
zać ze sobą emocjonalnie i w działaniu. Pamiętała
zawsze o swoich małych, partykularnych interesach,
grzęzła w nich, nie potrafiąc przezwyciężyć prywat­
nych sporów w imię ogólniejszych celów, które by ją
wyrwały z partykularza.
Używali sobie na Kościerzynie poeci i dziennikarze,
niektórzy z nich — jak Aleksander Majkowski —
dźgali kościerzaków ostrzem satyry. Zniechęceni a-
tmosferą miasta żyjącego obmowami bliźnich, dewo-
cyjnością nie spotykaną w innych miasteczkach ka­
szubskich, presją wywieraną na wszystkich, którzy
nie zamierzali utożsamiać się z kościerskim modelem
mieszczucha, wydali miastu i ludziom wojnę. Już Flo­
rian Ceynowa pisał w XIX wieku: „W Kościerzynie
Judasz się urodził... Kiedy poszedł do Pana Jezusa do
Ogrójca, to ze sobą zabrał wielką gromadę ludzi, a to
z tych borów od Kościerzyny... Oni we wszystkim swe
go naczelnika Judasza naśladują...”.
Naczelnik Judasz pojęciowo zrósł się z Kościerzyną
do tego stopnia, że jeszcze w latach sześćdziesiątych
naszego stulecia można było posłużyć się tym imie­
niem jako symbolem określającym pewne poczyna­
nia mieszkańców miasta pieczętującego się niedźwie­
dziem i nawet ich specyficzną mentalność częściowo
przypominającą wiek XIX. Bo też rynek kościerski,
zwłaszcza w niedzielę, pozostawał głównym miejscem
obserwacji ludzi, wymiany plotek i poglądów, kolpor­
towanych następnie sprawniej, niż można było przy­
puszczać.
Dziwiło mnie zawsze, że decyzje, które w latach
czterdziestych podejmowałem, lub podejmowali moi
kościerscy koledzy w społecznej działalności, zwła­
szcza w ówczesnym Związku Młodzieży Polskiej, oka­
zywały się decyzjami, których nie podejmowaliśmy,
albo tak wypaczonymi, że nie przypominały one tych
faktycznych. Przypisywanie działalności nie spełnia­
nej albo dopisywanie do tej działalności życzeń in­
nych, było niemal regułą. Dlaczego? Sądzę, że społe­
czeństwu kościerskiemu nie odpowiadała żadna dzia­
łalność, która coś zmieniała, która wyznaczała drogę
nowym prądom, nie usankcjonowanym dotychczaso­
wym postępowaniem. Ono siłę oburzało nawet nie na
wypaczenia tylko, które w latach czterdziestych
i zwłaszcza pięćdziesiątych były znaczne, towarzyszy­
ły one również i mojej działalności, ale w ogóle na
działanie, które kruszyło skorupę uformowaną przez
przeszłość. Nie chciało zrozumieć, że niczego nowego
nie można stworzyć bez otwierania starych ran i za­
dawania nwych. Tak jak postęp w technice zawsze
niósł ofiary w ludziach, tak postęp w politycznych
i ideologicznych przewartościowaniach świadomości
społeczeństwa musiał miażdżyć stereotypy zdawałoby
się na wieki utrwalone zasadami religii, czy innymi
normami moralnymi.
To prawda, w latach czterdziestych i pięćdziesią­
tych walił się gmach sielsko-anielskiej egzystencji
kościerzaków, jak wszędzie zresztą, może tylko dłużej
się walił, bo przykładów dobrej roboty w mieście nie
było zbyt wiele. Owszem, lata cale doświadczali mie­
szkańcy Kościerzyny nieudolności miejscowych władz,
które poruszały się jak w letargu pozbawione umie­
jętności i możliwości zarządzania. Takie były czasy,
ciężkie czasy pozbawiające inicjatywy nawet ludzi
zdolnych i prężnych, uniemożliwiające samogospodar-
ność, co się najdotkliwiej odbijało w ośrodkach za­
niedbanych i gospodarczo zapóźnionych. Ale powiedz­
my szczerze, że ówczesna sytuacja była niekiedy spo­
łeczeństwu kościerskiemu wygodna, można było zwa­
lać winę za wszelkie zło na władze administracyjne,
można było stać na uboczu, w nic się nie włączać,
tylko przypatrywać się, kiwać głowami i wspominać,
jak to drzewiej bywało. A bywało niby lepiej, a jak­
że, spokój był przede wszystkim... Nic więc dziwnego,
że' red. Stanisław Pestka w melancholijnej zadumie
wypowiedział wielce aluzyjną sentencję: „Gdy patrzę
na kościerskie koty, wypoczywam biologicznie”. No
i macie, nawet koty w Kościerzynie nie przejawiały
aktywności!
U schyłku lat pięćdziesiątych i szczególnie w la­
tach sześćdziesiątych fenomenem kościerskiej niemo­
cy zainteresowali się dziennikarze, zwłaszcza z gdań­
skich „Kaszeb” i z Polskiego Radia w Warszawie. Ty­
tuły artykułów i audycji: „Wojna domowa w Koście­
rzynie”, „W Kościerzynie straszy”, „Pan dyrektor —
to ja”, „Pijany lekarz we mgle”, „W Kościerzynie bu-
dują skwerek”, „Sanna pana burmistrza”, „Zniesła-
wiam po raz drugi”, „Taniec wokół Lubomira Szopin-
skiego”, „W Kościerzynie Judasz się urodził” — świad
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin