Iljin Michał - Czarno na białym (1964).pdf

(1534 KB) Pobierz
M. Iljin
Czarno na białym
Nasza Księgarnia
Warszawa 1964
CZĘŚĆ PIERWSZA
Żywa książka
Jak wyglądała pierwsza książka?
Czy wydrukowano ją, czy też odręcznie napisano? Czy była zrobiona z papieru, czy
z jakiegoś innego materiału? I w jakiej bibliotece można ją znaleźć, jeżeli dotychczas
istnieje?
Opowiadają, że był taki dziwak, który poszukiwał pierwszej książki we wszystkich
bibliotekach świata. Całe dnie spędzał wśród stosów i szeregów pożółkłych ksiąg pachnących
stęchlizną. Kurz grubą warstwą pokrywał jego ubranie i obuwie, niby pył przebytych dróg
świata. W końcu zabił się spadając z wysokiej drabinki przestawionej do półki z książkami.
Ale jego poszukiwania nie dałyby żadnego rezultatu, nawet gdyby żył o sto lat dłużej.
Pierwsza bowiem książka rozpadła się w proch na wiele tysięcy lat przed jego urodzeniem.
Pierwsza książka w niczym nie przypomniała naszych książek. Miała ręce i nogi, nie
leżała nigdy na półce, umiała mówić i nawet śpiewać. Była to żywa książka: człowiek-
książka.
W owych czasach, gdy ludzie nie umieli jeszcze ani czytać, ani pisać, gdy nie było ani
liter, ani papieru, ani atramentu, ani piór stare podania, prawa i wierzenia, zamiast na półkach
bibliotecznych, przechowywano w pamięci ludzkiej. Ludzie umierali, ale podania
pozostawały. Noszą one też nazwę „podań” dlatego, że były podawane z ust do ust.
Ale przekazywane z ust do ust podania pomału się zmieniały. Coś niecoś do nich
przybywało, coś niecoś z nich ubywało. Czas szlifował i wygładzał je, tak jak woda bieżąca
szlifuje kamienie. Podanie o jakimś dzielnym wodzu zamieniało się w bajkę o bohaterze,
który nie lęka się strzały ani dzidy, który w lesie czuje się jak wilk, a w powietrzu unosi jak
orzeł.
W starożytnej Grecji opowiadano
Iliadę
i
Odyseję -
podania o wojnie trojańskiej. Wiele
czasu minęło, zanim podania te zostały wreszcie spisane.
Bajarz, czyli rapsod, jak go nazywano w Grecji, był na ucztach mile widzianym gościem.
Siadywał w rzeźbionym fotelu, oparty o wysoką kolumnę. Nad jego głową wisiała lira.
Uczta zbliża się ku końcowi. Olbrzymie półmiski mięsiwa zostały opróżnione, kosze
chleba opustoszały, złote kubki przestały się już napełniać. Biesiadnicy są nasyceni i teraz
łakną pieśni. Rapsod sięga po lirę i uderzając w struny zaczyna długą opowieść o mądrym
królu Odysie i dzielnym wodzu Achillesie.
Piękne były pieśni rapsodów, a jednak nasze książki są lepsze. Za niewielką sumę
pieniędzy; każdy może nabyć w księgarni tomik
Iliady,
który z łatwością mieści się w
kieszeni, który nie chce ani jeść, ani pić, który nie może zachorować ani umrzeć.
Przy tej okazji przypomina mi się
Opowieść o żywej bibliotece
Był kiedyś w Rzymie bogaty kupiec nazwiskiem Hicellus. Opowiadano cuda o jego
majątku. Pałac Hicellusa był tak wielki, że w jego wnętrzu zmieściłoby się całe miasto.
Do stołu Hicellusa zasiadało codziennie trzysta osób. Nie był to zresztą jeden stół, ale aż
trzydzieści.
Hicellus częstował swoich gości najbardziej wyszukanymi potrawami. W owych czasach
należało jednak do dobrego tonu podejmować nie tylko smakowitym jadłem, lecz również
zajmującą i dowcipną rozmową.
Hicellusowi nie zbywało na niczym - brak mu było tylko jednej rzeczy: wykształcenia.
Nie umiał nawet porządnie czytać. Ludzie, którzy chętnie biesiadowali za jego stołem,
wyśmiewali się z niego po kryjomu.
Hicellus nie umiał prowadzić rozmowy przy stole. Gdy zdarzyło mu się wtrącić czasem
jakieś słówko, spostrzegał, że goście z trudem ukrywają śmiech.
Takiego stanu rzeczy nie mógł znieść. Był jednak zbyt leniwy, aby się zabrać do nauki. W
ogóle nie był przyzwyczajony do pracy. Zastanawiał się długo, jak wybrnąć z tej sytuacji, i
wreszcie wpadł na następujący pomysł.
Polecił swemu zarządcy wybrać spośród licznych niewolników dwustu najmądrzejszych i
najzdolniejszych. Każdemu z nich kazano nauczyć się na pamięć jednej jakiejś książki. Na
przykład - jednemu całej
Iliady,
drugiemu
Odysei
itd.
Wiele pracy musiał zużyć zarządca, wiele razów znieśli niewolnicy, zanim zachcianka
Hicellusa została spełniona. Nie potrzebował teraz czytać książek, gdyż miał swoją żywą
bibliotekę. Podczas uczty wystarczyło tylko dać znak zarządcy, aby z tłumu milczących
niewolników, którzy stali pod ścianami, wystąpił jeden i wygłosił stosowną do okoliczności
cytatę. Niewolnicy otrzymywali odpowiednie przezwiska: jeden nazywał się Iliada, drugi
Odyseja, trzeci Eneida - według tytułów książek.
Hicellus dopiął swego. Cały Rzym mówił tylko o jego niezwykłej bibliotece. Ale sława
Hicellusa nie trwała długo. Zdarzył się bowiem pewien wypadek, który sprawił, że cały Rzym
pękał ze śmiechu na wspomnienie bogatego nieuka.
Razu pewnego, po obiedzie, rozmowa zeszła, jak zwykle, na tematy poważniejsze.
Przypomniano sobie, jak ludzie w dawnych czasach ucztowali.
- W
Iliadzie
jest o tym piękny ustęp – rzekł Hicellus mrugając na zarządcę. Ale zarządca,
zamiast skinąć na niewolnika, padł Hicellusowi do nóg i drżącym z trwogi głosem
powiedział:
- Wybacz panie! Iliadę boli dzisiaj brzuch!
Opisany fakt wydarzył się przed dwoma tysiącami lat. Lecz do dziś dnia, mimo
olbrzymiej ilości książek na świecie, posługujemy się jeszcze nieraz żywymi książkami.
Gdybyśmy mogli wszystkiego nauczyć się z książek, nie potrzebowalibyśmy chodzić do
szkoły, aby słuchać wykładów nauczycieli. Książki nie można o nic zapytać, a nauczyciela
zawsze można poprosić, by wytłumaczył to, czego nie rozumiemy.
A „żywa gazeta”? Jest zabawniejsza i bardziej zajmująca od drukowanej. Tak samo jak
sztuka oglądana w teatrze robi znacznie większe wrażenie niż przeczytana.
Żywa książka przydaje się nam do dziś dnia. Ale żywy list jest niepotrzebny i
niewygodny.
W dawnych czasach, gdy nie umiano pisać, nie istniała oczywiście i poczta. Gdy trzeba
było przesłać jakąś wiadomość, używano posłańca, który z pamięci powtarzał to, co mu
polecono.
Ale co by było, gdybyśmy dzisiaj musieli posługiwać się takimi posłańcami? Wątpię
bardzo, czy znalazłby się człowiek zdolny do zapamiętania na przykład dwustu listów
dziennie. Gdyby zaś nawet ktoś zaryzykował podjęcie się takiego obowiązku, nie wynikłoby
stąd nic dobrego.
Przychodzi na przykład taki posłaniec do pana Jana w dniu jego imienin.
Gospodarz, czekający na gości, sam otwiera mu drzwi.
- Czego pan sobie życzy?
- Mam list do pana. Niech pan posłucha:
Kochany Janku!
Życzę ci wszystkiego najlepszego. Czy dawno już pobraliście się? Jutro o dwunastej w południe
musisz zgłosić się do sądu w sprawie kradzieży u pani Kowalskiej. Poproś ją, aby była łaskawa
odwiedzać nas częściej...
Pan Jan stoi zupełnie oszołomiony. A biedny posłaniec, któremu w głowie poplątało się
dwieście różnorakich poleceń , mówi dalej jak nakręcony patefon...
Pomocnicy pamięci
Znam pewnego dobrego, wesołego staruszka, który gotów jest zawsze każdemu przyjść z
pomocą. Nie wygląda zupełnie na swoje osiemdziesiąt lat. Oczy patrzą bystro, policzki ma
rumiane, chód rześki, żwawy. Jednym słowem - zuch.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że pamięć go już wyraźnie zawodzi. Zdarza
mu się, że przyjdzie - i nie pamięta po co. Nigdy nie może zapamiętać imion. Znamy się od
wielu lat, a jednak za każdym razem nadaje mi inne imię: to mówi do mnie „Piotrze
Grigoriewiczu”, to „Janie Siemionowiczu”.
Gdy go ktoś prosi o jakąś przysługę, staruszek pyta kilkakrotnie, o co chodzi, starając się
zapamiętać. Wydaje się, że mu się to udało. Ale dla pewności zawiązuje jeszcze supełek na
chustce do nosa. Całą chustkę ma w supełkach. Niewiele mu to jednak pomaga. Wyciąga z
kieszeni chustkę, przygląda się jej - supełki są, ale nie wiadomo, co który oznacza. Nawet
człowiek o bardzo dobrej pamięci straciłby orientację wśród takich przedziwnych notatek.
Gdyby supełki na chustce były różne, a każdy z nich oznaczał jakieś słowo lub literę,
sprawa przedstawiałaby się inaczej. Każdy mógłby staruszkowi dopomóc w odcyfrowaniu
jego supełkowych notatek.
Pismo węzełkowe
Pismo paciorkowe
„Pismo supełkowe” istniało kiedyś, w czasach gdy ludzie nie umieli jeszcze pisać. Bardzo
kunsztowne pismo węzełkowe wymyślili mieszkańcy Peru w Ameryce Południowej. Dziś
jeszcze można spotkać tam starych pasterzy, którzy znają to pismo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin