Zagajewski Adam - Poeta rozmawia z filozofem (2021).pdf

(1253 KB) Pobierz
ADAM
ZAGAJEWSKI
POETA ROZMAWIA Z FILOZOFEM
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN 978-83-8259-037-1 (mobi)
ISBN 978-83-8259-038-8 (epub)
ISBN 978-83-8259-039-5 (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
Lustro kłamie
Poeci na ogół nie umieją wygłaszać wykładów. Wiersze dyktuje im natchnie-
nie, ale niestety muzy wykładów nie ma; przecież nie jest nią ukryta pod ma-
ską Talia i nie Melpomena, specjalistka od tragedii, nie surowa Urania,
zaprzyjaźniona z Jarosławem Iwaszkiewiczem, nie zamyślona Polihymnia,
nie Klio nawet, nie inne muzy – i na pewno nie Mnemozyne, która opiekuje
się całą tą niesforną dziewiątką dziewic. Może dlatego właśnie wykłady –
i eseje – poetów rozpadają się najczęściej na małe fragmenty, jak źle roztarta
masa tortowa – tak jakby od czasu do czasu muza jednak podszeptywała
jakiś pomysł, jakieś rozwiązanie, ale zawsze za mało na to, żeby uformować
wypowiedź w koherentną, przekonującą całość.
Także i dlatego, że ktoś, kto pisze wiersze, w wykładzie będzie się starał
powiedzieć jak najmniej – to lęk chciwca, który może się obawiać, że obda-
rzając słuchaczy wykładu udanym sformułowaniem, odbiera je czytelnikom
własnych wierszy… Tak może powstaje szczególna teologia negatywna
poetyckich wykładów – wszystko dla poezji, niewiele dla wykładu!
Wykłady o poezji wygłaszane przez poetów są na ogół rozproszone –
w listach, dziennikach, esejach, komentarzach, recenzjach, przygodnych
uwagach, wywiadach. I to rozproszenie nie bierze się wcale z przyczyn
czysto zewnętrznych, z braku okazji – czy ambicji – do ogłoszenia spójnej
doktryny, z powodów związanych z praktyką wydawniczą czy może z bra-
ku czasu. Nie, urywkowość tych uwag i spostrzeżeń ma, jak mi się wyda-
je, głębszy charakter. Poeci są praktykami, nie teoretykami; zazdroszczą
może uczonym ich syntetycznych umiejętności (czy naprawdę?), sami ich
jednak nie posiadają – w rozproszeniu dostrzegają wskutek tego nawet
pewną zaletę. Uważają, że rozproszenie pozwala na partyzancki niejako
dostęp do prawdy; zakładają, iż uniwersyteccy filozofowie postępują jak
BIBLIOTEKA NARODOWA
1
poeta rozmawia z filozofem
regularne wojska, idące zwartą kolumną, potężne, lecz mało elastycz-
ne w sposobach działania, poeci zaś, gdy przyjdzie im wypowiadać się
w sposób refleksyjny, przypominają raczej oddział partyzantów przerzu-
cający się z jednej doliny w drugą, rozwiązujący się na zimę i zawiązują-
cy od nowa wiosną, gdy śpiewają ptaki. Wojna partyzancka ma tu może
nawet przewagę nad regularną: przeciwnik jest bowiem bardzo groźny,
mamy do czynienia z zagadką poezji. A z historii wojen wiadomo, iż sys-
tem partyzancki jest skuteczny właśnie wtedy, gdy ma się przeciwko sobie
górującego nad nami adwersarza.
Być może wiąże się to z pewną generalną cechą poezji: poeci, w od-
różnieniu od filozofów, nie dążą do ustanowienia jednej centralnej me-
tafory, z którą identyfikowałoby się ich wizję – metafory w rodzaju ja-
skini Platona, monady Leibniza, nadczłowieka Nietzschego, prześwitu
Heideggera, jednego, centralnego obrazu, tylko szukają głębokiej prawdy
o świecie, o człowieku, w inny sposób, w strumieniu zmiennych metafor,
w strumieniu wierszy, w rzece obrazów – przy czym jednym z motorów
tego jest silne poczucie, że obrazy i metafory, choćby najbardziej udane,
są zawsze niewystarczające, że koniecznie trzeba iść – czy płynąć – dalej,
bo jeszcze się nie znalazło odpowiedzi, a może nawet nie chce się jej zbyt
wcześnie znaleźć.
W tym strumieniu – innym u każdego poety – odnaleźć można prawie
zawsze pewnego rodzaju jedność, ale nie pytajcie o nią poety, odmówi od-
powiedzi na pytanie, czym jest ta jedność. Odmówi odpowiedzi, ponieważ
nie zna jej, zaledwie ją przeczuwa. Ta jedność stanie się może dopiero jego
epitafium. Co prawda, jak wiemy, istnieje tradycja poetyckiego formuło-
wania epitafium dla samego siebie, ale przecież nie wszyscy poeci planują
własny nagrobek – chyba że żartobliwie.
W wykładach Mickiewicza, w listach Krasińskiego, Słowackiego, chęt-
nie cytowanych listach Norwida, długich, natchnionych i szczegółowych
listach Rilkego, w tomach cynicznych i mądrych listów Gottfrieda Benna
do pana Oelze, kupca z Bremy, w dzienniku poetyckim Seferisa, esejach
Montalego, przenikliwych szkicach Czesława Miłosza, w obszernym, pięk-
nym i nierównym dzienniku Paula Claudela, w esejach i recenzjach Audena
czy Seamusa Heaneya, rozmowach i szkicach Anny Achmatowej, w zapi-
skach Cwietajewej i Anny Kamieńskiej, listach i rozmowach Goethego,
BIBLIOTEKA NARODOWA
2
poeta rozmawia z filozofem
wspaniałych listach Hölderlina, aforyzmach Baudelaire’a, esejach i wypowie-
dziach Mandelsztama, listach Mallarmego, w niezliczonych innych notatkach
innych poetów znajdziemy rozproszone bezcenne uwagi o poezji (i tylko
w listach Baudelaire’a spotkamy przede wszystkim prośby o pieniądze).
Jednym z najlepszych, i najbardziej szalonych, i pogodnych, i pomy-
słowych, i młodzieńczych, genialnych wykładów o poezji jest tom listów
angielskiego poety Johna Keatsa (przypomnę, że urodził się on w roku
1795 i zmarł na gruźlicę w Rzymie, mając tylko 26 lat; jego grób na małym
protestanckim cmentarzu w pobliżu piramidy Cestiusza wciąż jest pokry-
ty kwiatami) – można go wręcz uznać za model refleksji poety o poezji,
myśli kapryśnej, zmiennej, przeskakującej z tematu na temat. W swych
listach Keats mówi przez chwilę o pogodzie, opowiada o swoich podró-
żach po Anglii i Szkocji, o rodzinnych finansach, o chorobach, o świeżo
poznanych ludziach, o przyjaciołach, którzy się kłócą, godzą i znowu kłócą
z najbłahszych powodów – bo pani Hunt nie oddała na czas srebrnych sztuć-
ców Haydonowi – i zaraz potem wypowiada nieśmiertelną uwagę o poezji,
przytacza fragment Szekspira, wpisuje kilka strof własnego wiersza, formu-
łuje swoje plany, swoje marzenia, opowiada o spacerach, o przedstawieniach
teatralnych, o kolacji ze znajomymi i o tym, czym jest ludzkie życie. Ta wspa-
niała mieszanka wysokiego z niskim, życia codziennego z metafizyką, troski
o pieniądze z nagłym przypływem natchnienia poetyckiego podoba nam
się bardzo i trafia, może niespodziewanie, w sedno naszych oczekiwań –
bo przecież i my, późni mieszkańcy naszej niemłodej już nowoczesności, też
widzimy jasno, że nie powinniśmy rozdzielać rzeczy wysokich od niskich;
nie znosimy patosu, zwłaszcza abstrakcyjnego patosu nieudanych kazań
i nieudanych poematów, nie lubimy przemówień i wierszy oderwanych od
codzienności, kochamy – zapewne bez wzajemności – konkret, mamy dużo
praktycznych i konkretnych zmartwień, wciąż mamy pogodę lub deszcz,
dachy domów na przemian mokną i schną, i tańczy na nich promień słoń-
ca, kłócimy się i godzimy z przyjaciółmi z błahych powodów, obchodzimy
urodziny i imieniny, słuchamy wiadomości radiowych – i zarazem wiemy
też, że wszystkie te praktyczności, ciekawe same w sobie, niezbędne, tracą
znaczenie, tracą sens, płowieją, stają się beznadziejnie nudne – jeśli od
czasu do czasu nie użyźni ich przypływ natchnienia, jeśli nie odwiedzi ich
oddech poezji, muzyki czy modlitwy.
BIBLIOTEKA NARODOWA
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin