Na dalekim zachodzie Przygody w puszczach amerykanskich.pdf

(732 KB) Pobierz
James Fenimore Cooper
Na dalekim zachodzie.
Przygody w puszczach
amerykańskich
Wersja Demonstracyjna
Wydawnictwo Psychoskok
Konin 2017
Kup książkę
James Fenimore Cooper
„Na dalekim zachodzie. Przygody w puszczach amerykańskich”
Copyright © by James Fenimore Cooper, 1890
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2017
Zabrania się rozpowszechniania, kopiowania
lub edytowania tego dokumentu, pliku
lub jego części bez wyraźnej zgody wydawnictwa.
Tekst jest własnością publiczną (public domain)
Tekst oryginalny tłumaczenia: anonimowy
ZACHOWANO PISOWNIĘ
I WSZYSTKIE OSOBLIWOŚCI JĘZYKOWE.
Skład: Kamil Skitek
Projekt okładki: Kamil Skitek
Druk: Zakłady Artystyczne w Monachium
Wydawca: G. Centnerszwer,
Warszawa, 1890
ISBN: 978-83-8119-063-3
Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
http://www.psychoskok.pl/
e-mail:wydawnictwo@psychoskok.pl
Kup książkę
I.
Sokole oko.
Rozdział I.
Spotkanie w lesie.
 Pewnego
prześlicznego poranku spotkało się w niezmiernym lesie ciągnącym
się od kolonij New Yorku, aż nad brzegi zatoki Hudson, dwóch mężczyzn, którzy
kawał drogi przeszedłszy razem, zatrzymali się wreszcie na pochyłości
niewielkiego wzgórza na małéj łączce, napotkanéj wpośród lasu.lasu. [1]Siedli tu
na jednym z powalonych pni i zaczęli się krzątać koło przygotowań do skromnego,
lecz posilnego obiadu.
 Skorzystamy z tego czasu, by zapoznać trochę bliżéj czytelnika z tymi mężami,
co w opowiadaniu niniejszem grać będą rolę niepoślednią.
 Jeden
z nich, Hurry, którego właściwem mianem było Henryk March,
przezwisko zaś ówczesnym zwyczajem mieszkańców indyjskiego pogranicza
zostało przybranem przez niego samego, — był to mężczyzna średniego wzrostu,
lecz barczysty, o wejrzeniu dzikiem, niespokojnem. Ruchy jego były rubaszne,
swobodne, nie czynił jednakże wrażenia człowieka pospolitego lub poziomego.
 Drugi,
obdarzony przezwiskiem Sokole oko, różnił się wielce rysami twarzy
i powierzchownością od swego towarzysza. Budowy wysmukłéj, dość wysokiego
wzrostu, zdradzał w swych członkach wielką zwinność i giętkość; na obliczu jego
malowała się prawość bez granic i otwartość charakteru. Obaj znajdowali się
w kwiecie wieku. Hurry nie miał więcéj nad lat 26, Sokole oko liczył 24 niespełna.
 Ubiór
ich zrobiony był po większéj części z wyprawnych skór jelenich. Choć
prosty, odznaczał się, zwłaszcza u Sokolego oka, pewną malowniczością, a nawet
Kup książkę
elegancją; broń tego ostatniego również była o wiele zgrabniejszą i ozdobniejszą,
aniżeli u jego towarzysza.
 „Dalejże,
Sokole oko, do roboty!“ zawołał Hurry, gdy obiad był już gotów.
Sokole oko nie dał sobie powtórzyć zaproszenia; skosztował kawałka pieczeni
jeleniéj i nie mógł się dość nachwalić smaku jéj i kruchości.
 „Nieprawdaż, porządny kawał takiéj pieczeni z daniela wspaniała to strawa dla
myśliwca?“ rzekł zadowolony Hurry. „Niejednemu już z tych zwierząt przeciąłeś
pasmo żywota!“ ciągnął daléj schlebiającym tonem. „Jakem słyszał, no, i widział,
doskonały z ciebie strzelec; nie darmo ci też Delawarowie nadali miano Sokolego
oka.“
 „Być może!“ odparł współbiesiadnik. „Czasy wszakże, wśród których żyjemy, są
takie, że, doprawdy, wolałbym stokroć z fuzji méj myśliwskiéj uczynić broń
wojenną. Słyszałeś pewnie o nieustannych zamieszkach pomiędzy Indjanami
i mieszkańcami sąsiednich osad?“
 „Wiem o nich aż nadto,“ odpowiedział Hurry: „to też, jeślim przybył w te dzikie
strony, to w tym tylko celu, by pomagać w walkach z Indjanami staremu
Hutterowi, który sobie na brzegu niedalekiego jeziora zbudował małą forteczkę.
Lecz powiedz mi,“ dodał z nieukrywaną ciekawością, „co ciebie w te puszcze
sprowadza?“
 „Czekać tu mam na najlepszego przyjaciela,“ odrzekł Sokole oko.
 „Aha, a tym przyjacielem, domyślam się, jest Delawar Czyngachguk,“ przerwał
Hurry, „ów szlachetny wódz indyjski, o którym mi już opowiadałeś. W którym też
punkcie wyznaczyliście sobie miejsce spotkania?“
 „Na
pewnéj małéj okrągłéj skale, znajdującéj się na brzegu jeziora,“ rzekł
Sokole oko. „W miejscu tem zbierają się podobno często plemiona indyjskie, by
zawierać ze sobą przymierza.“
 „No, więc pójdziemy razem,“ odparł Hurry. „Zawiodę cię tymczasem do fortecy
starego Huttera, który ci pewno z swemi dwiema córkami chętnie udzieli
gościnności.“
 Z temi słowy zerwał się Hurry na nogi, a za jego przykładem poszedł i Sokole
oko. Zarzucili fuzje na plecy i, opuściwszy łączkę, na któréj obiadowali, znikli
wnet w ciemnym gąszczu dziewiczego lasu.
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin