Kosiarz Edmund
Bałtyk w ogniu
Kłopoty admirała Dónitza i obawy admirała Cunninghama
Plany wznowienia wojny podwodnej
Naczelny dowódca niemieckich sił morskich Grossadmiral Karl Donitz wracał z kolejnej narady u wodza III
Rzeszy Adolfa Hitlera. Był znużony kilkugodzinnym posiedzeniem, ale zdecydował się na podróż
samochodem, aby podczas jazdy uspokoi^ mocno nadwerężone ostatnimi wydarzeniami nerwy i
spokojnie, z dala od telefonów, doradców i całego sztabowego zgiełku przemyśleć aktualną sytuację.
Zaciągnął niewielkie firanki na szybach, jak gdyby chcąc nimi odgrodzić się od zewnętrznego świata i
jeszcze głębiej wcisnął się w miękkie oparcia siedzenia. Samochód mknął asfaltową trasą w kierunRu
północno-zachodnim, do Kilonii i Flensburga.
Fuhrer... Postać Hitlera mimo woli pojawiła się w wyobraźni Dónitza, kiedy tylko przymknął oczy. — Do
reszty zidiociałem, już myśleć bez niego nie mogę — żachnął się w duchu, ale nie otwierał oczu, bo oto
Fuhrer z wyciągniętymi rękami zmierzał w jego stronę. — Tak, dzisiaj Hitler był dla mnie wyjątkowo miły
— z zadowoleniem podsumował zmieniające się w wyobraźni scenki z niedawnej uroczystości
noworocznej i narady. Najpierw, podczas ceremonii składania życzeń, Fuhrer dłużej niż innym ściskał jego
dłonie, a później, przy noworocznym toaście podszedł z wyciągniętymi rękami, ujął go mocno za ramiona
i w ciepłych słowach wyraził swe uznanie dla jego zasług oraz ufność w pomyślną realizację planów
wznowienia ofensywy podwodnej na Atlantyku. Wznówienie wojny podwodnej w niespotykanej dotąd
sikali Hitler określił jako jedno z decydujących uderzeń, na które będzie czekał z niecierpliwością, bo
może ono zmienić układ sił w koalicji przeciwników i zapewnić narodowi niemieckiemu ostateczne
5
zwycięstwo. Podobnie mówił podczas narady. Wprawdzie jak zwykle naglił do pośpiechu, ale tym razem
zaoszczędził jemu, Donitzowi, ostrych słów krytyki i uszczypliwych docinków, których tyle już musiał
wysłuchać jpodczas każdej niemal odprawy. — Dzisiaj dostało się innym — nie bez cienia chełpliwości
Donitz pomyślał o marszałku III Rzeszy, Hermannie Goringu, gdyż wyobraźnia tę właśnie grubaśną postać
podsunęła mu w kolejnym obrazie.
— Gdzie jesteśmy? — Donitz uchylił grubą szybę, oddzielającą go od siedzących na przednim
siedzeniu kierowcy i adiutanta.
— Minęliśmy Perleberg, zbliżamy się do Karstadt, Herr Grossadmiral — usłyszał natychmiast
odpowiedź adiutanta.
Czy Fiihrer nie oczekuje cudów od moich U-bootów? — zaniepokoił się Donitz, powracając myślami do
wypowiedzi Hitlera na temat wznowienia ofensywy podwodnej na Atlantyku. Jeśli nawet Hitler czeka na
cuda, to on, Donitz, nie będzie tym głupcem, który ośmieliłby się przekonywać Fiihrera o ich nierealności.
Cóż by na tym zyskał? Nic, dosłownie nic. A co mógłby stracić? O, bardzo wiele. Na pewno zaufanie
Fiihrera, co praktycznie oznaczało odsunięcie w cień wielkiego admirała Donitza. Przeżył to już raz, latem
1943 r., kiedy wskutek coraz większych strat okrętów podwodnych musiał przerwać ofensywę podwodną
na Atlantyku. Wówczas udało mu się przynajmniej częścią odpowiedzialności obarczyć stare
kierownictwo marynarki z adm. Erichem Raederem na czele i obronną ręką wyjść z całej nagonki. Teraz
nie miałby na kogo zrzucić winy. Cały ciężar odpowiedzialności spoczywał na jego barkach. On był
głównym inicjatorem wznowienia wojny podwodnej na jeszcze większą skalę niż w latach 1941— —1943.
On wyzyskał wszystkie wpływy i cały autorytet, aby ponownie zdobyć zaufanie Hitlera i jego zezwolenie
na rozbudowę floty podwodnej. Hitler nie był łatwym partnerem w rozmowach, ale jeszcze trudniejsi do
pokonania byli liczni generałowie, obawiający się, iż rozbudowa okrętów podwodnych odbywać się
będzie kosztem funduszów na rozwój podległych im rodzajów sił. Generałowie jawnie występowali
przeciw koncepcji Donitza bądź skrycie judzili przeciw niemu Fiihrera. Za nimi stały potężne koncerny
zbrojeniowe, obawiające się zmniejszenia zysków albo niechętnie patrzące na konieczność dokonania
6
zmian w produkcji zbrojeniowej. Atakowano go z różnych stron, a on cierpliwie usuwał spod nóg
wszelkiego rodzaju kłody, aż wreszcie przekonał Fuhrera o celowości wznowienia wojny podwodnej.
Zwyciężył, ale zwycięstwo oznaczało początek gigantycznej pracy nad wcieleniem w życie tej koncepcji.
Setki zakładów przemysłowych w całej Rzeszy i podbitych krająch musiało całkowicie lub częściowo
zmienić profil produkcji i przystąpić do budowy poszczer gólnych elementów tej skomplikowanej
maszynerii, jaką stanowi nowoczesny okręt podwodny. W stoczniach wstrzymał budowę dużych okrętów
nawodnych, aby cały potencjał produkcyjny wyzyskać do seryjnej produkcji U--bootów. Biura
konstrukcyjne pracowały dniem i nocą nad doskonaleniem właściwości bojowych nowych jednostek
podwodnych. A jednocześnie w bazach Kriegsmarine trzeba było zorganizować olbrzymie ośrodki
szkoleniowe, aby dla budowanych okrętów zapewnić kadry dobrze wyszkolonych specjalistów. Ileż z tym
wszystkim miał kłopotów, ileż musiał pokonać trudności. Ale półtoraroczny wysiłek nie poszedł na
marne. Z dumą meldował Fflhre-rowi, że flota podwodna w dniu 1 stycznia 1945 r. osiągnęła rekordową
liczbę 490 okrętów podwodnych.
— To dużo czy mało? — zapytał nieoczekiwanie Hitler.
— Rozpoczynaliśmy wojnę z 57 U-bootami, mein Fiih-rer — odpowiedział Donitz, ale instynktownie
odczuł, że odpowiedź nie zadowoliła Hitlera.
— A w 1942 roku? — padło drugie pytanie.
Donitz zrozumiał, do czego Hitler zmierza. Rok 1942 był szczytowym okresem niemieckiej ofensywy
podwodnej na Atlantyku. Każdy miesiąc przynosił U-bootom coraz większe sukcesy. Bitp rekordy w
topieniu statków alianckich, a ekonomiści obliczali dni, jakie dzielą gospodarkę brytyjską od całkowitego
krachu wskutek radykalnego ograniczenia dowozu surowców i żywności. W maju 1942 r. U--booty po raz
pierwszy osiągnęły sukcesy o znaczeniu strategicznym, mogące zmusić Wielką Brytanię do kapitulacji. W
miesiącu tym zatopiono 125 statków alianckich o łącznym tonażu brutto 607 247 RT. W następnym
miesiącu pobito ten rekord, topiąc aż 144 statki o tonażu brutto 700 235 RT. W listopadzie 1942 r. padł
nowy rekord: U--booty zatopiły wprawdzie wówczas tylko 119 statków, ale
7
o rekordowym tonażu brutto 729 160 RT*. Gdyby straty w tonażu alianckim udało się utrzymać na tym
poziomie jeszcze przez kilka miesięcy, Wielka Brytania już dawno byłaby pokonana, a wojna nie
przybrałaby dla Rzeszy tak dramatycznego przebiegu. Stało się jednak inaczej. Klęska pod Stalingradem
wstrząsnęła potęgą Rzeszy, a zaniepokojony nią Hitler za radą swych generałów większość rezerw
materiałowych i ludzkich przeznaczył na podreperowanie nadwerężonych sił armii lądowej na
Wschodzie. A na Zachodzie przeciwnicy nie czekali z założonymi rękami. Stopniowo wzmacniali siły
przeciw okrętom podwodnym, aż wreszcie w maju 1945 r. trzeba było przerwać taik świetnie rozpoczętą
ofensywę podwodną, U-booty bowiem coraz mniej topiły statków, a coraz częściej ginęły od bomb
okrętów i samolotów bądź przepadały bez wieści. Bitwę o Atlantyk Niemcy przegrali, ale o sukcesach
osiągniętych przez U-booty w 1942 r. pamiętali wszyscy. Hitler spodziewał się powtórzenia ich w 1945 r.,
a nawet liczył na jeszcze większe osiągnięcia. Donitz właściwie zrozumiał ukrytą w drugim pytaniu
intencję Hitlera.
— Na początku 1942 roku dysponowaliśmy 249 okrętami podwodnymi, a w końcu roku 393
jednostkami — odpowiedział. — W tym roku do służby weszło 238 okrętów podwodnych, lecz straciliśmy
84 jednostki, przy czym 66 zostało zatopionych przez siły wroga, a 18 zaginęło bez wieści...
— To szczegóły — przerwał mu &itler. — Interesują mnie raczej straty nieprzyjaciela.
— Według sprawdzonych wiadomości w 1942 roku U-booty posłały na dno 1160 statków o tonażu
brutto 6 266 215 RT, co stanowiło 70% ogólnej liczby statków zatopionych w tym roku przez nasze siły
morskie.
— A teraz mamy 490 okrętów podwodnych? O prawie sto więcej niż w końcu roku 1942?
— Jawohl, mcm Fiihrer — potwierdził Donitz, a odgadując tok myśli Hitlera, stanowczym tonem
pospieszył z zapewnieniem:
• Wszystkie straty w tonażu flot alianckich 1 neutralnych w niniej-fflej książce podano według
sumarycznych zestawień z pracy S. W. Ros-kllla: The War at Sea, 1939—19*5. Vol. 1—3. London
1954—1961! Niektórzy autorzy, zwłaszcza zachodnionlemieccy, podają nieco inne, choć niewiele
różniące się liczby.
8
— Cios będzie silny, znacznie silniejszy niż w roku 1942.
— Liczę na to. Bardzo na to liczę — usłyszał odpowiedź Hitlera, a w tonie tych słów kryło się tyle
nadziei i optymizmu, że Donitz poczuł się w obowiązku przedstawić także trudności i całe ryzyko
związane z zamierzonym wznowieniem wojny podwodnej, aby w wypadku niepowodzeń nie narazić się
na gniew Hitlera,
— Mein Fuhrer — rozpoczął ostrożnie — warunki działań uległy jednak zmianie...
— Rozumiem — przerwał mu Hitler — potrzebuje pan jeszcze czasu. Ale po cóż trzymać to
olbrzymie stado wilków bezczynnie w portach, kiedy każda chwila jest dla nas bezcenna. Trzeba uderzyć
jak najprędzej. Cios musi być silny, wymierzony w najczulsze miejsće wroga. Nasze armie na Wschodzie
powstrzymają Rosjan, a pan uderzy w najczulsze miejsce naszych zachodnich wrogów. Amerykanie
przerzucają teraz do Europy przez Atlantyk masę wojska i broni. Jeszcze nie poczuli na swej skórze siły
naszych uderzeń i dlatego są tacy butni i chętni do wojaczki. Ale stracą chęć do wojny, jeśli Atlantyk
stanie się grobem dla tysięcy ich żołnierzy. Pan mnie utwierdził w przekonaniu, że nasze U-booty mogą
tego dokonać. A jeśli spiszą się tak dzielnie, jak dwa lata temu, to zachodni przeciwnicy nabiorą chęci do
rozmów, a z tego rozreklamowanego „wspólnego frontu" nie pozostanie nic prócz nieprzyjemnych
wspomnień. Ufałem panu i nadal ufam, głęboko wierzę, że cios, jaki pan zada, przybliży nasze ostateczne
zwycięstwo.
— Jawohl, mein Fuhrer — odpowiedział Donitz, rezygnując z zamiaru przedstawienia Hitlerowi
przewidywanych trudności ze wznowieniem wojny podwodnej.
Dobrze postąpiłem — myślał teraz, siedząc wygodnie w pędzącym wozie. — Hitler liczy na rozbicie
koalicji państw antyfaszystowskich. Mówił na ten temat już w grudniu minionego roku, kiedy
przygotowywano kontrofensywę niemiecką w Ardenach. — Donitz niemal dokładnie zapamiętał
wypowiedziane wówczas przez Hitlera słowa: „Nigdy jeszcze historia nie widziała koalicji złożonej z tak
różnorodnych elementów i z tak przeciwstawnymi celami, jak koalicja naszych przeciwników. Ten, kto
uważnie śledzi rozwój wydarzeń, nie może nie widzieć, że
9
przeciwieństwa między naszymi wrogami rosną z każdą godziną. Jeśli teraz potrafimy zadać im kilka
silnych uderzeń, to w każdej chwili można oczekiwać, że ten rozreklamowany wspólny front rozpadnie
się..." — Jedno z tych uderzeń już nastąpiło — myślał Donitz o rozpoczętej 16 grudnia 1944 r.
kontrofensywie niemieckiej w Arde-nach, która miała poprawić sytuację wojsk niemieckich na froncie
zachodnim i zmusić aliantów zachodnich do zaniechania planowanej w tym miesiącu ofensywy przeciw
siłom niemieckim, a nawet skłonić ich do zawarcia pokoju bądź zawieszenia broni, co umożliwiłoby
Niemcom przerzucenie znacznych sił na front wschodni.
Kontrofensywa niemiecka załamała się w ostatnich dniach grudnia, ale zmusiła aliantów zachodnich do
przejścia do obrony i odłożenia terminu planowanej ofensywy. O tym Donitz już wiedział, Hitler podczas
narady poinformował * bowiem zebranych o skutkach uderzenia niemieckiego w Ardenach. — Za
wcześnie jeszcze na pełną ocenę tego uderzenia, a zwłaszcza wynikających z niego następstw
politycznych — pomyślał, ale w głębi ducha musiał przyznać, że wyniki kontrofensywy przekroczyły jego
najśmielsze oczekiwania. — Zanim alianci się pozbierają i przegrupują siły, upłynie kilka tygodni — snuł
dalej rozważania. — Zyskaliśmy trochę czasu... Kolejne uderzenie będzie moje... Niespodziewane... Tamci
myślą, że zrezygnowaliśmy już z działań na- Atlantyku. Tym lepiej. Cios będzie nieoczekiwany jak piorun z
jasnego nieba... Trzeba się jednak starannie przygotować do jego zadania. Tak, od przygotowania ciosu
będzie zależała jego siła i skuteczność.
Sytuacja w rejonach nadbałtyckich
Grossadmiral Karl Donitz szczęśliwie dotarł do Flensbur-ga — nadbałtyckiego miasta i portu,
przekształconego w morską bazę wojenną, w której mieściła się główna kwatera naczelnego dowództwa
Kriegsmarine. Całą energię postanowił skoncentrować na przygotowaniu floty podwodnej do planowanej
ofensywy na Atlantyku. Męczyły go wątpliwości. Czy jednak ofensywa ta jest realna? Czy ma
10
jakiekolwiek szanse powodzenia? Czy o planach wznowienia wojny podwodnej na szeroką skalę wie
Brytyjska Admiralicja?
Na początku 1945 r. państwo hitlerowskie znajdowało się u kresu swych możliwości wojennych, ale siły
jego były jeszcze olbrzymie, a przywódcy III Rzeszy nie poprzestawali w zabiegach, aby oddalić dzień
ostatecznej klęski. W dniu 1 stycznia 1945 r. niemieckie siły zbrojne liczyły 299 dywizji i 31 brygad, w tym
33 dywizje pancerne i 16 zmotoryzowanych, w sumie 7476 tys. ludzi.
Przywódcy III Rzeszy najwięiej uwagi poświęcili powstrzymaniu radzieckich sił zbrojnych i walczących przy
ich boku młodych armii powstających państw demokracji ludowej. Na froncie wschodnim utrzymywali
też większość sił zbrojnych: 3100 tys. żołnierzy, 3950 czołgów i dział pancernych, 1960 samolotów
bojowych, 28 500 dział dużych i średnich kalibrów*. Jednocześnie na Atlantyku zamierzali wzrrowić
wojnę podwodną, aby zmusić państwa zachodnie do zawarcia pokoju.
Ofensywa podwodna nie była blefem ani też wyimaginowaną mrzonką, £ miała wszelkie realne
podstawy. Początkowo adm. Donitz zamierzał ją rozpocząć w lutym 1945 r., ale wskutek różnych
trudności i opóźnień w budownictwie nowych okrętów podwodnych przesunięto ten termin na pierwsze
dni kwietnia 1945 r. Do pomyślnego jej przeprowadzenia dowództwu Kriegsmarine potrzebne były trzy
elementy: okręty, dobrze wyszkolone załogi i bezpieczne bazy. Te sprawy stały się obiektami szczególnej
troski adm. Dbnitza.
W 1944 r. dowództwo Kriegsmarine znacznie ograniczyło działalność U-bootów na Atlantyku, co było
uzasadnione zarówno wzmożoną obroną żeglugi alianckiej, jak również dążnością do zaoszczędzenia sił
niemieckiej floty podwodnej. Do działań wysyłano nieliczne okręty, które operowały nader ostrożnie,
topiąc w ciągu całego roku tylko 132 statki o łącznym tonażu brutto 773 327 RT. Dla Kriegsmarine były to
znikome sukcesy, którymi adm. Donitz nie mógł się nawet chwalić bez narażenia się na złośliwe docinki,
• Ponadto różnego rodzaju odwody i formacje tyłowe, które zostały użyte głównie w działaniu na froncie
wschodnim; liczyły one 2133 tys. żołnierzy, 5390 czołgów i dział pancernych oraz 3270 samochodów
bojowych.
11
skoro w 1942 r. jego podwodne wilcze stada zbliżone straty w żegludze alianckiej powodowały w ' ciągu
jednego miesiąca. Dla floty aliantów zachodnich rok 1944 był w porównaniu do poprzednich lat wojny
najłaskawszy, a ci, którzy przeżyli piekło na Atlantyku w 1942 r., skorzy byli warunki żeglugi w 1944 r.
porównywać raczej do czasów pokojowych. Być może dowództwu Kriegsmarine zależało na stworzeniu
pozorów bezsilności, aby później floty aliantów dotkliwiej odczuły cios zadany spod wody. Do zadania go
adm. Donitz pieczołowicie gromadził siły. W 1944 r. stocznie niemieckie produkowały średnio
miesięcznie 19 U-bootów, co w sumie dało wcale pokaźną liczbę 228 okrętów, które zasiliły w tym roku
flotę podwodną. Łącznie z okrętami wybudowanymi w poprzednich latach stan floty podwodnej w dniu 1
stycznia 1945 r. wynosił 490 jednostek, a ta liczba stwarzała szanse rozwinięcia wojny podwodnej na
niespotykaną dotąd skalę. Co więcej, stan floty dosłownie z każdym dniem ulegał zwiększeniu. W
styczniu 1945 r. stocznie niemieckie wyprodukowały dalszych 30 okrętów podwodnych, a więc
przeciętnie jeden okręt każdego dnia zasilał flotę podwodną.
Na co więc czekał adm. Donitz? Dlaczego tego olbrzymiego stada podwodnych wilków — jak się wyraził
Hitler — nie wypuścił z klatki, aby buszowały po przestrzeniach Atlantyku? Przede wszystkim czekał na
wzmocnienie floty nowoczesnymi okrętami podwodnymi, o udoskonalonych właściwościach bojowych.
Do seryjnej produkcji takich jednostek przemysł niemiecki przystąpił dopiero jesienią 1944 r. Nowe
okręty podwodne produkowano w trzech typach. Pierwszy typ, oznaczony numerem XXI, stanowiły duże
okręty podwodne, przeznaczone do działań na odległych obszarach Atlantyku. Miały one udoskonalone
kształty kadłubów, mocniejsze silniki spalinowe i elektryczne, a co najważniejsze — były wyposażone w
stacje radiolokacyjne i tzw. „ chrapy". Stacje radiolokacyjne, zwane popularnie radarami, umożliwiały
prowadzenie obserwacji w nocy, ale tylko po wystawieniu przez okręt podwodny anteny nad
powierzchnię wody. Za ich pomocą można było ze znacznie większej odległości niż przy użyciu zwykłych
lornetek wykryć zbliżający się konwój bądź nadchodzące niebezpieczeństwo w postaci okrętu czy też
samolotu przeciwnika i we właściwym czasie skryć się na
12
większą głębokość lub oddalić z zagrożonego akwenu. „Chrapy" należały do jednych z najnowszych, choć
dość prostych wynalazków. Były to urządzenia składające się z systemu rur, doprowadzających do
zanurzonego okrętu podwodnego powietrze, niezbędne do pracy silników spalinowych, oraz
odprowadzających spaliny. Okręt wyposażony w „chrapy" mógł w zanurzeniu posługiwać się silnikami
spalinowymi, co umożliwiało mu przechodzenie pod wodą znacznych odległości bez zużycia energii
baterii akumulatorów. Nie potrzebował także wynurzać się w celu naładowania akumulatorów, przez co
zmniejszał szanse wykrycia go przez okręty bądź samoloty przeciwnika. Górna część „chrap" wystawała
wprawdzie nad powierzchnię wody, ale była pokryta specjalną powłoką, utrudniającą wykrycie jej za
pomocą stacji radiolokacyjnych. Radary i „chrapy" znacznie zwiększyły stopień bezpieczeństwa okrętów
podwodnych, umożliwiając im skryte przechodzenie prze^ najbardziej zagrożone rejony oraz czyhanie
pod wodą na swe ofiary.
Okręty podwodne typu XXI* miały wyporność nawodną 1621 t, a w zanurzeniu, po nabraniu do
zbiorników balastowych wody, zwiększały ją do 1819 t. Długość ich wynosiła 76,7 m, szerokość 8 m i
zanurzenie 6,2 m. Do pływania na powierzchni i w zanurzeniu pod „chrapami" służyły dwa silniki
spalinowe po 2000 KM, umożliwiające rozwijanie prędkości nawodnej 15,6 węzłów. Napęd pod wodą
zapewniały dwa silniki elektryczne o łącznej mocy 4400 KM, umożliwiające w zanurzeniu rozwijanie
stosunkowo dużej prędkości do 16—17 węzłów, ale tylko w ciągu jednej godziny, do czasu wyczerpania
energii baterii akumulatorów. Nowe okręty miały olbrzymi zasięg pływania, gdyż prży prędkości 10
węzłów mogły przebyć 15 500 mil morskich, przy prędkości 12 węzłów — 11150 mil morskich i przy
prędkości maksymalnej — 5100 mil morskich. Zasięg pływania w zanurzeniu przy posługiwaniu się
wyłącznie silnikami elektrycznymi był uzależniony od stopnia wyczerpania energii baterii akumulatorów,
która z kolei zużywała się szybciej w miarę wzrostu prędkości okrętu. Przy prędkości 5 węzłów okręt mógł
przebyć
* Dane taktyczno-techniczne nowych U-bootów wg E. Grenera: Die deutschen Kriegsschifjć 181S—194S.
Band 1. MUnchen 19W-1W8, s. 426—
-434.
13
pod wodą 365 mil morskich, przy prędkości 10 węzłów — tylko 110 mil morskich, a przy prędkości
maksymalnej — zaledwie 16—17 mil morskich. W zanurzeniu rzadko jednak okręty podwodne chodziły
maksymalnymi prędkością^ mi, starając się zaoszczędzić energię na przypadki szczególnej wagi, na
przykład podczas ucieczki z zagrożonego rejonu. Nowym jednostkom starano się także zapewnić
możliwie jak najdłuższy czas przebywania na morzu bez konieczności uzupełniania zapasów paliwa,
żywności itp. Czas ten wynosił przeciętnie 70 dni. Załoga liczyła 57—59 osób, a uzbrojenie składało się z
sześciu wyrzutni torped i dwóch działek przeciwlotniczych. Zapas torped na nowych okrętach zwiększono
do 23 sztuk, a więc miały one o 8—13 torped więcej od jednostek starszych typów. Co więcej, były to w
większości torpedy udoskonalone, z urządzeniami akustycznymi bądź magnetycznymi, zapewniającymi
większe prawdopodobieństwo trafienia. Wystarczyło, aby czułe urządzenie hydroakustyczne uchwyciło
szum śruby przechodzącego okrętu czy statku, aby natychmiast skierować na niego pędzącą z prędkością
kilkudziesięciu węzłów torpedę. Jeśli okręt lub statek nie holował za rufą specjalnego urządzenia,
zwanego grzechotką, a wytwarzającego dźwięki zbliżone charakterystyką do szumu śrub okrętowych, lecz
o większym natężeniu — zazwyczaj padał ofiarą torpedy. Podobnie samoczynnie naprowadzały torpedy
na cel urządzenia magnetyczne, czułe na impulsy pola magnetycznego, wytwarzanego przez stalowe
kadłuby okrętu.
Do seryjnej produKcji okrętów typu XXI dowództwo Kriegsmarine zamierzało przystąpić wiosną 1944 r.,
ale prace badawcze, a później próby z prototypami przeciągnęły się. Seryjną produkcję rozpoczęto
dopiero we wrześniu 1944 r., wskutek czego adm. Donitz musiał przesunąć termin wznowienia ofensywy
podwodnej na Atlantyku. Plany przewidywały wybudowanie w ciągu zimy 230 udoskonalonych U-bootów
typu XXI; skierowanie takiej liczby nowoczesnych jednostek na Atlantyk, łącznie z dziesiątkami okrętów
starszych typów, mogło doprowadzić do zdezorganizowania żeglugi alianckiej. Faktycznie zdążono
wybudować tylko 123 nowe jednostki, ale nawet taka liczba pozwalała na przystąpienie do ofensywy.
Okręty typu XXI nie był jedynymi, na jakie z niecierpli-
14
wością oczekiwał adm. Donitz. Równocześnie budowano jednostki typu XXIII, znacznie mniejsze od
poprzednich, bo przeznaczone do działań przy wybrzeżach brytyjskich i francuskich. Zastosowano na nich
te same udoskonalenia, co na jednostkach typu XXI, z tym że zaliczano je do małych U-bootów, gdyż
nawodna ich wyporność wynosiła 232 t, a podwodna około 256 t. Niewielkie wymiary — długość 34,6 m,
szerokość 4 m i zanurzenie 3,6 m — umożliwiały im operowanie na niewielkich akwenach wodnych,
wdzieranie się do zatok bądź podchodzenie pod wybrzeża przeciwnika. Jednocześnie miały stosunkowo
duży zasięg pływania, wynoszący przy prędkości 6 węzłów 4300 mil morskich, a przy prędkości 10 węzłów
— 1350 mil morskich. W zanurzeniu, za pomocą silników elektrycznych mogły przy prędkości 4 węzłów
pokonać odległość 175 mil morskich. Maksymalna ich prędkość nawodna wynosiła 10 węzłów, a
podwodna — 12,5 węzła. Uzbrojenie składało z dwóch wyrzutni torped oraz dwóch torped zapasowych;
załoga składała się z 14 ludzi. Były to małe, ale niewątpliwie groźne jednostki.
Największą rewelację stanowiły średniej wielkości okręty podwodne, których serię oznaczono numerem
XXVI. Miały one wyporność nawodną 842 t, podwodną 926 t, długość 56,2 m, szerokość 5,5 m i
zanurzenie 5,9 m. Na powierzchni rozwijały prędkość 14 węzłów, ale rewelacyjnie duża była ich prędkość
podwodna, wynosząca 25 węzłów dzięki zastosowaniu do napędu turbin gazowych typu Walter. Zasięg
pływania ńa powierzchni przy prędkości 10 węzłów wynosił 7300 mil morskich, a w zanurzeniu przy dużej
prędkości 22 węzłów — 160 mil morskich. Uzbrojenie składało się z 10 wyrzutni torped i tyluż torped
zapasowych. Załogę stanowiło 33 oficerów i marynarzy. Takich okrętów podwodnych nie miała w latach
wojny żadna marynarka. Olbrzymia jak na ówczesne lata prędkość podwodna umożliwiała tym
jednostkom szybkie i skryte podejście do atakowanych statków, a później, po wystrzeleniu torped,
szybkie wycofanie się z zagrożonego rejonu, a nawet uniknięcie pościgu okrętów nawodnych, bo nie
wszystkie z tych ostatnich mogły rozwijać tak duże prędkości. Adm. Donitz pokładał duże nadzieje w
okrętach typu XXVI, ale ko...
MAXXDATA