Endings, Beginnings 2019 Coś się kończy, coś zaczyna.doc

(33 KB) Pobierz

 

 

 

 

Coś się kończy, coś się zaczyna to historia kobiety, która odejściu z pracy oraz rozstaniu z partnerem postanawia odpocząć od związków, pogrążając się w smutku. Daphne zmienia zdanie, gdy na jednej imprezie poznaje dwóch mężczyzn – Jacka i Franka. ... Wie, co powiedzieć, aby podkreślić smutek i zagubienie swojej postaci.

 

P.S.  Według mnie recenzujący nie zauważyli, że to po prostu było samozatracenie,  czysty seks i raczej bez  uczuciowy ze strony Dafne, prędzej pożądanie, po niewyjaśnionym wydarzeniu jakie zaszło w byłej pracy w przeszłości w czasie nieobecności Andriu, ale między słowami można wydedukować, że miało coś wspólnego z jej byłym szefem... Według mnie uczucie można tylko zauważyć w końcowej scenie filmu kiedy Dafne przynosi książkę z listem do swojego byłego partnera i tu raczej powraca tytuł filmu nawiązując także do miłości mającego się narodzić dziecka. ] a Jack i Frank byli wybrani jako najbardziej zasługujący na uwagę z przedstawionej czeredy imprezujących osób.

[ ze znanego mi zdarzenia: przychodzi dziewczyna do drugiego swojego kolegi i prosi aby dokończył robotę po poprzednim bo ją tak strasznie zżera pożądanie, co można było poznać po ukrwionych wargach. ]

Coś się kończy, coś zaczyna jest filmem reprezentującym kino niezależne, które przyciągnęło znane filmowe nazwiska, jak Shailene Woodley, Jamie Dornan i Sebastian Stan. Czyli historia trójkąta miłosnego, w którym aktorzy musieli improwizować swoje dialogi?

 

Coś się kończy, coś się zaczyna to historia kobiety, która po odejściu z pracy oraz rozstaniu z partnerem postanawia odpocząć od związków, pogrążając się w smutku. Daphne zmienia zdanie, gdy na jednej imprezie poznaje dwóch mężczyzn – Jacka i Franka. Zaczyna się spotykać z oboma jednocześnie, w wyniku czego czuje się coraz bardziej zagubiona w życiu. Dodatkowo nie potrafi sobie poradzić z traumatycznym zdarzeniem, które doprowadziło ją do tej nieciekawej sytuacji, w jakiej się znalazła.

 

 

Film opowiada bardzo życiową historię, a twórcy zadbali o to, aby przedstawić ją jak najbardziej realistycznie. Aby uzyskać taki efekt scenarzyści, Drake Doremus (także reżyser filmu) i Jardine Libaire nakazali aktorom improwizować dialogi. Na pewno było to dla nich ambitne wyzwanie, a każdy wywiązał się z tego zadania na tyle, na ile potrafił. Najlepiej w tej sytuacji odnalazła się Shailene Woodley. Jej kwestie wypadają bardzo naturalnie, a sama aktorka doskonale rozumie i czuje swoją bohaterkę. Wie, co powiedzieć, aby podkreślić smutek i zagubienie swojej postaci. I nie zapomina przy tym o grze, która może nie jest wyjątkowo ekspresyjna, wręcz oszczędna, ale odpowiada klimatowi filmu. Trzeba też powiedzieć, że jej bohaterka bardzo przypomina Jane z Wielkich kłamstewek, więc może dlatego Woodley przyszło zagrać tę rolę z taką łatwością.

 

Sprawa ma się jednak inaczej do partnerującym Woodley dwóm pozostałym aktorom. Sebastian Stan w roli Franka skupił się bardziej na budowaniu swojej postaci poprzez gesty, głębokie spojrzenia, uwodzenie, niż na wypowiedziach. Dzięki temu jego bohater odróżnia się od Jacka – drugiego zalotnika Daphne. Jamie Dornan, który się w niego wciela, słabo poradził sobie z improwizacją. Próbując wymyślać mądre kwestie, zapomniał o kreowaniu charakteru. Postać pisarza powinna być pociągająca, ale nie tylko fizycznie, ale też intelektualnie. Niestety Dornan wypada nieciekawie, nijako, nudno. I tu zaczynają się problemy filmu.

 

 

 

W Coś się kończy, coś zaczyna aktorzy na tle niezłej Woodley tylko statystują. Ten realizm, który napędza improwizacja, staje się pułapką dla fabuły i negatywnie odbija się to na sferze uczuciowej, która się rozmywa. Trudno określić, co główna bohaterka widzi w obu mężczyznach, poza niezaprzeczalną, zewnętrzną atrakcyjnością i namiętnością w tych związkach. Również nie wiadomo, co też przyciąga ich do Daphne. Brakuje w tym wszystkim głębi, a to powoduje, że te wycinki z życia bohaterki ogląda się kompletnie bez emocji.

Ten realizm w pierwszej części filmu jest interesujący, ponieważ nadaje mu oryginalność i świeżość. Jednak po pewnym czasie fabuła zaczyna na tym cierpieć. Romanse są miałkie, a światy ze sobą nie kolidują, więc historia nie tylko nie nabiera kolorów, ale wręcz do niczego nie prowadzi. Dopiero, gdy następuje punkt zwrotny w życiu Daphne, twórcy przypominają sobie, że jednak chcą nam coś przekazać. Bohaterka musi podążać zaplanowanym wcześniej dla niej torem, wypowiadając kluczowe słowa. W rezultacie do fabuły wkradają się fałszywe nuty, choć sam morał jest wartościowy. Jednak wniosek jest taki, że wątek romansowy był wyłącznie stratą czasu.  

 

Natomiast Coś się kończy, coś zaczyna wyróżnia się stroną wizualną. Sposób kręcenia sprawia, że film ma kameralny charakter, a jednocześnie jest bardziej sfokusowany na główną bohaterkę. Produkcja ma swój spokojny rytm i jest pełna harmonii, również dzięki muzyce, która nadaje mu łagodny klimat. Ma to też negatywne skutki, ponieważ takie jednostajne tempo potrafi znużyć najbardziej wytrwałych widzów, przez co łatwo traci się zainteresowanie historią.

Kino niezależne rządzi się swoimi prawami. Jest tam miejsce na eksperymenty, jak wspominana improwizacja. Daje swobodę w nadawaniu filmowi oryginalnego stylu oraz znalezieniu własnej formy wyrazu. Jednak ambicja musi iść w parze z umiejętnościami, czy to pod względem warsztatu aktorskiego, czy przedstawianiu wciągającej historii. Los bohaterów nie może pozostawać nam obojętny, tak jak to jest w przypadku Coś się kończy, coś zaczyna. Bo choć życie potrafi pisać najciekawsze historie, to trzeba też je umieć opowiadać. Z sercem i rozumem.

 

=================================================================

 

Daphne nie powinna być tak wciągająca, ale dzięki wrażliwości i pełnowymiarowemu urokowi Woodleya, „Endings, Beginnings” może wykorzystać pozornie cienką przesłankę. Woodley jest nawet wystarczająco silny, aby przeżyć film przez kilka rewelacji, które przechodzą między satysfakcjonującym a żałośnie niepotrzebnym, czymś, co zależy od większych pytań i problemów niż tylko „hej, dorastanie, to trudne, prawda?”. Podczas Doremus ( i jego współautor, scenarzysta Jardine Libaire po raz pierwszy) nie trzymają się lądowania, w filmie jest więcej fundamentalnych prac niż wcześniej oczekiwano.

Najpierw jednak jest załamana Daphne. Film rozpoczyna się od zrozpaczonego Woodleya, który przybywa do wspomnianego złożonego domu siostry (Lindsay Sloane) bez miejsca zamieszkania, pracy i partnera. Nie wydaje się, żeby Daphne po raz pierwszy rozbiła bramę szczęśliwą egzystencję swojej siostry i szwagra, ale „Endings, Beginnings” ostatecznie dowodzi, że może to być ostatni. Oczywiste jest, że Daphne stało się coś strasznego, ale Doremus i Libaire omijają prawdziwe problemy (być może zbyt długo, aby dać im prawdziwy wpływ), zamiast tego opierając się na tym, co wiemy: Daphne nie ma nic, i wydaje się, że jest jej własne tworzenie.

Na wesołej imprezie sylwestrowej (końcówki! Początki!) Daphne poznaje dwóch (podobno bardzo różnych, ale obu wymaganych przystojnych gwiazd filmowych) nowych mężczyzn: wysportowanego i seksownego Franka (Sebastian Stan) oraz bardziej książkowego Jacka (Jamie Dornan). Pomimo - lub, do diabła, może nawet z powodu - oczywistego złamania serca Daphne, żadne z nich nie jest w stanie jej się oprzeć. Chociaż obiecała sobie (i jej najlepszemu kumplowi, granemu przez bardzo mile widzianą Kyrę Sedgwick) powstrzymanie się od złych rzeczy, takich jak mężczyźni i picie przez następne kilka miesięcy, tym lepiej, aby uleczyć to, co właśnie przeszła, nie może zignorować związku, który czuje zarówno z Jackiem, jak i Frankiem. Alkohol też pomaga.

Są to problemy, które wydają się nękać całe dorosłe życie Daphne, a kiedy zmaga się z nowymi uczuciami zarówno dla dzikiego Franka, jak i bardziej solidnego Jacka, jest zmuszona pamiętać - zadbać o jakieś głupie wspomnienia - ostatni raz, kiedy to się stało, z jej złamanym sercem (Matthew Gray Gubler) i bardziej zdecydowany Jed (Ben Esler). To, czego właściwie brakowało w jej poprzednich dwóch zainteresowaniach miłosnych (termin, który staje się mniej odpowiedni w miarę, jak kręci się film), nie jest odtwarzane jako tajemnica. Ponownie wydaje się oczywiste, co się tam wydarzyło, a potem tak naprawdę nie jest. Jednak to, co poszło w dół, okazuje się być kluczem do obecnej sytuacji Daphne i jej tragicznej niezdolności do dorosłego.

Uwięziona między dwoma pociągającymi mężczyznami, którzy oferują jej wyraźnie różne opcje, Daphne nadal dokonuje niedojrzałych, bolesnych wyborów, które nawiązują do wzoru, który nie dał jej nic dobrego. Podczas gdy Frank i Jack po prostu stają w obronie dwóch rodzajów życia - jednego dzikiego, jednego znacznie bardziej opanowanego, a jednocześnie obu wymiennych pod każdym względem - to Daphne Woodleya eksploduje w złożoną postać, która wychodzi poza podstawowe pytania, które może trójkąt miłosny inspirować. To po prostu ramy do eksploracji aspektów Daphne i podczas gdy zarówno Stan (który jest szczególnie atrakcyjny, sprawiając, że jego ostateczny mroczny zwrot jest jeszcze bardziej denerwujący), jak i Dornan (który buduje Jacka w druzgocący wygląd końcowy) są dobrze przystosowani do ich części, to Woodley świeci najjaśniej.

Obsesja Doremusa na temat filmowej miłości od dawna wykracza poza brodawki, rutynowo zmieniając nawet najbardziej początkowo urocze z jego romansów na ekranie w coś ohydnego i przerażającego (filmy Doremusa są nie filmy randkowe). A jednak „Endings, Beginnings” przychodzi do zaoferowania, ośmielamy się w to wierzyć, jakąś nadzieję dla ludzi kochających innych ludzi. Jest to ostatecznie inny rodzaj historii miłosnej, niż próbował zrobić wcześniej, ale koniec jednej opowieści nie jest w stanie zainspirować początku innej.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin