Cartland Barbara - W szponach miłości.pdf

(650 KB) Pobierz
Cartland Barbara
W szponach miłości
OD AUTORKI
Spiskowcy z Cato Street działali dokładnie tak, jak to
opisałam. Thistlewood zaplanował zabójstwo całego rządu w
czasie przyjęcia wydanego w domu lorda Harrowby'ego przy
Grosvenor Square numer 44 w dniu 23 lutego 1820.
Lorda Harrowby'ego ostrzeżono rankiem w dzień, na który
zaplanowano zamach. Książę Wellington poradził premierowi,
żeby nie zmieniał ustalonego wcześniej porządku dnia, ale
pozostali członkowie gabinetu wcale nie mieli ochoty spotkać
się ze spiskowcami. Dlatego też odwołano przyjęcie, nie
informując o tym służby lorda Harrowby'ego ani jego
francuskiego kucharza.
Jeden ze szpiegów Thistlewooda, obserwujący dom lorda
przy Grosvenor Square, widział gości przybywających na
przyjęcie do arcybiskupa Yorku. Był przekonany, że to
członkowie gabinetu zaproszeni przez lorda Harrowby'ego.
Poinformował zatem swoich wspólników z Cato Street, że
wszystko przebiega zgodnie z planem.
W momencie, kiedy spiskowcy szykowali się do wyjścia,
zjawiła się grupa konstabli. Thistlewood zabił ich dowódcę,
ktoś w zamieszaniu pogasił świece, rozgorzała straszna walka,
podczas której Thistlewood zbiegł.
W tym czasie przybył kapitan Fitzclarence z żołnierzami
Goldstream Guards. Spóźnił się, gdyż zabłądził, ale mimo to
jego żołnierze zdołali aresztować dziewięciu zbrodniarzy,
między innymi rzeźnika Archie Ingsa, Murzyna - szewca i
producenta mebli. Thistlewooda schwytano następnego dnia.
Pięciu spiskowców, łącznie z Thistlewoodem i Ingsem
skazano na śmierć przez powieszenie, a pozostałych
deportowano do Australii.
Wielotysięczny tłum przyglądał się egzekucji przy
więzieniu Newgate.
R
OZDZIAŁ
1
1820
Markiz Broome tłumił ziewanie. Dochodził do wniosku,
że znosi dzisiaj gorącą, pozbawioną powietrza atmosferę
Carlton House o wiele gorzej, niż zazwyczaj. Zastanawiał się,
kiedy będzie mógł już wreszcie opuścić to miejsce.
Mimo, że z wielu powodów podziwiał księcia regenta,
coraz bardziej nudziły go te nie kończące się, następujące
jedno po drugim przyjęcia, które niczym się od siebie nie
różniły.
Zmienne było tylko serce regenta. Markizowi wydawało
się, że lady Hertford przestawała już go interesować, a jej
miejsce, jako królewskiej faworyty, na krótko zajmuje bez
wątpienia markiza Conyingham.
Markiz Broome pomyślał sobie, że ta tłusta, starzejąca się
kobieta prowadzić będzie zawsze takie same rozmowy i za
każdym razem, kiedy otworzy usta, żeby coś powiedzieć,
zdradzi swoją głęboką nieznajomość panujących w kraju
nastrojów.
Jedynej co sprawiało markizowi przyjemność w Carlton
House, to kolekcja obrazów. Książę regent prawie co tydzień
powiększał ją, dodając także nowe meble, posążki i inne
dzieła sztuki. W rezultacie jego rezydencja coraz bardziej
przypominała muzeum.
Markiz znowu ziewnął szeroko. Lord Hansketh, jeden z
przechodzących właśnie jego przyjaciół, zatrzymał się
mówiąc:
- Nudzisz się, Ivo, czy jesteś po prostu zmęczony
nocnymi wyczynami?
- Nudzę się! - odparł markiz krótko.
- A ja myślałem, że wybrałeś dla siebie coś z tego bukietu
pięknych kobiet - ciągnął Henry Hansketh. - Uważam, że moja
„czarodziejka" zbyt dużo mówi. Trajkotanie kobiety nad
ranem męczy mnie wyjątkowo.
Markiz
nie
odpowiedział.
Jego
przyjacielowi
przypomniało się, że jedną z zasad markiza Broome'a było
nigdy nie rozmawiać o kobietach, którymi się interesował, bez
względu na to, czy były damami z towarzystwa, czy też
„zwykłymi spódniczkami".
- Myślę, że „Prinny" pójdzie się wkrótce położyć -
powiedział, chcąc zmienić temat rozmowy. - To niemal
błogosławieństwo, że już nie chce mu się przesiadywać tak
późno w noc.
- Zgadzam się z tobą - odparł markiz. - Doskonale
pamiętam czasy, kiedy książę Walii rozwijał skrzydła dopiero
wtedy, kiedy na niebie stało wysoko słońce. .
Lord Hansketh, śmiejąc się, powtórzył:
- Rozwijał skrzydła! Muszę to zapamiętać, Ivo. To jeden
z twoich najlepszych dowcipów!
- Mogę ci go podarować. - Markiz ziewnął szeroko. - I tak
go zresztą gdzieś powtórzysz.
Jego przyjaciel pokazał zęby w uśmiechu.
- A dlaczego? Zawsze jesteś bardziej dowcipny niż '
którykolwiek z nas i dlatego twoje dowcipy to jedyna rzecz,
którą możemy ci bezkarnie ukraść.
Markiz już go nie słuchał. Spostrzegł, że książę regent
podaje ramię lady Hertford, co oznaczało, że jest gotów
towarzyszyć jej do Salonu Chińskiego.
Obliczył sobie, że przy odrobinie szczęścia opuści Carlton
House za dziesięć minut.
- Z kim się umówiłeś, Ivo? - zapytał lord Hansketh, jakby
odgadując zamiary markiza. - Jestem ciekaw, kto teraz na
ciebie czeka.
- Mógłbyś zachować swoje obrzydliwe insynuacje dla
innych - odrzekł markiz. - Tak się akurat składa, że jak tylko
stąd wyjdę, jadę do Broome.
- O tej porze? W nocy? - wykrzyknął Henry Hansketh.
Markiz Broome pokiwał twierdząco głową.
- Mam konia, którego chcę wypróbować przed wyścigiem
w następną sobotę.
- Który oczywiście chcesz wygrać!
- To zależy od tego, jaki dobry jest ten ogier. Przez chwilę
w salonie panowała cisza.
- Oczywiście! - wykrzyknął lord Hansketh. - Wiem, o
czym mówisz. Kupiłeś przecież kilka koni na aukcji u
biednego D'Arcy'ego. Przypuszczam, że to właśnie jeden z
nich.
- Rozumujesz całkiem słusznie - odparł sucho markiz. -
Tak się akurat złożyło, że bardzo się zdenerwowałem, kiedy
D'Arcy kupił Agamemnona na aukcji w Tattersall, a ja nie
mogłem tam wtedy przybyć.
- Agamemnon! - powtórzył Hansketh. - Pamiętam tego
konia! Wspaniała bestia! Narobił wiele kłopotu. Trzeba było
aż trzech koniuszych, żeby wprowadzić go na ring. Zauważył
słaby uśmiech na ustach markiza.
- Powiedzieli mi, że to dzikie zwierzę - powiedział
Broome. - Chciałem go odkupić od D'Arcy'ego, ale on uparł
się, że go zatrzyma. Chciał wywindować w górę cenę. Nigdy
jednak nie miał żadnych szans, żeby opanować tego rumaka.
- A tobie się to oczywiście uda z łatwością! - szydził
Henry Hansketh.
- Właśnie to zamierzam zrobić - potwierdził cicho markiz.
Mówił z charakterystyczną dla siebie pewnością i wiarą we
własne możliwości.
Był bardzo przystojny, wyższy niż inni mężczyźni w tym
pokoju. Na jego atletycznym ciele nie było grama zbędnego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin