Era Mroku.pdf

(490 KB) Pobierz
Copyright © Bartosz Adamiak 2014
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub
części niniejszej publikacji jest zabronione bez pisemnej zgody autora.
Zabrania się jej publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży
zgodnie z Regulaminem Wydaje.pl
Ilustracja na okładce:
Maciej Kisiel
ISBN 978-83-940178-0-4
Wrocław 2014
Wydanie I
Kup książkę
Bartosz Adamiak
Kup książkę
4 Bartosz Adamiak
Era Mroku
Zmierzchało. Nad horyzontem gromadziły się ciemne chmury, a wiatr stawał
się niespokojny. W oddali, na krętym, otoczonym przez zielone łąki gościńcu maja-
czyły maleńkie sylwetki jeźdźców. Toaden stracił ich z oczu, gdy wjechali w dolinkę.
Pagórek i rosnące na nim topole, stłumiły zupełnie tętent kopyt. Wszedł do karczmy,
chwycił za brudną szmatę i zabrał się do czyszczenia kufli.
– Tatko, jeźdźcy! – zawołała gruba, brzydka dziewucha.
– Przecież widzę.
Podkręcił wąsa i splunął na drewnianą podłogę. Pod kontuarem spoczywała
kusza. Naciągnął ją i umieścił bełt w korytku na wypadek, gdyby przybysze mieli
niecne zamiary.
– Idź na górę i zamknij drzwi! – krzyknął do córki. Wątpił, by dziewczynie
groził gwałt, ale widział już w życiu wszystko, łącznie z mężczyzną, któremu przyro-
dzenie utknęło w paszczy suma.
Kup książkę
5
Na zewnątrz usłyszał narastający tumult kopyt, który stopniowo przeszedł
w okrzyki. Zbliżali się do drzwi gospody. Było ich dwóch. Drzwi otwarły się wpusz-
czając wieczorny chłód.
– Dwa kufle piwa!
Człowiek, który wkroczył jako pierwszy, zapewne był kupcem. Jego szata wy-
glądała na kosztowną, a u pasa przywieszony miał jedynie kord w bogato zdobionej
złotem pochwie. Drugi przypominał trochę wojownika, ale nie był zbyt rosły. Miał
lekki pancerz i głowę ogoloną na łyso z pozostawionym z tyłu czarnym warkoczem.
Bardziej jak zwiadowca lub tropiciel.
– Siadaj Kreacz – powiedział kupiec i sam zbliżył się do kontuaru.
Karczmarz niechętnie i z ociąganiem nalał dwa kufle, postawił przed przyby-
szem.
– Dwa srebrne goliaty – rzucił wracając do swojego zajęcia.
– Drogie u was piwo gospodarzu – zaśmiał się człek w zdobnej szacie. – Oby
było warte swojej ceny.
Rzucił na blat dwie, niewielkie monety i uniósł kufel. Piana spływała mu po
wąsach, a grdyka pracowała miarowo.
– Dobre – wysapał odstawiając do połowy opróżniony kufel. – Zimne!
– Opuszczam beczkę na dno studni – mruknął niechętnie Toaden.
Był dość rzadkim typem karczmarza, który nienawidził ludzi. Szczególnie
tych, którzy zawracają mu głowę próbując zagadnąć. Liczył, że przybysze wychylą
po kufelku i ruszą dalej. Niestety nie zanosiło się na to.
– Szukamy człowieka o nazwisku Farasz – powiedział kupiec. – Mówi ci to
coś?
– Nic a nic – odparł zgodnie z prawdą karczmarz.
– No to może – zrobił pauzę, by zbudować napięcie – Sauromata?
– Pierwsze słyszę.
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin