Bez wyjscia.pdf

(216 KB) Pobierz
Lidia Tasarz
„Bez wyjścia”
„Nić Ariadny. Część II”
Copyright © by
Lidia Tasarz,
2018
Copyright © by
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.,
2018
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana
i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Redaktor prowadząca:
Wioletta Tomaszewska
Korekta:
Bogusław Jusiak, Marianna Umerle
Projekt okładki:
Robert Rumak
Ilustracje na okładce:
Alex Tihonov – Fotolia.com
Skład:
Jacek Antoniewski
ISBN: 978-83-8119-264-4
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3/325, 62-510 Konin
tel. 63 242 02 02
http://psychoskok.pl
e-mail: wydawnictwo@psychoskok.pl
Wersja Demonstracyjna
Kup książkę
I
Za oknem zapadał wczesny lutowy zmierzch. Było zimno, sza-
ro i ponuro. Dokładnie tak samo, jak w moim życiu. Owinięta
w pachnący rumiankami kraciasty koc, leżałam skulona na
łóżku i bezmyślnie gapiłam się w okno. Byłam tak wściekła, że
już nawet nie miałam siły płakać. Nie z żalu czy ze strachu, ale
z bezradności. Niedokładnie zasunięta firanka wpuszczała do
pokoju blade światło. Chyba przed chwilą ktoś na zewnątrz zapalił
lampę i teraz na ścianie tańczyły cienie targanych wiatrem gałęzi
rosnącego pod oknem drzewa. Herbata, którą przyniosła mi do
pokoju jakaś kobieta, dawno już wystygła. Kanapki, przezornie
przykryte talerzykiem odwróconym do góry dnem, z obrzydze-
niem odsunęłam na bok. Nie wiem, jak długo mają zamiar mnie
tu trzymać, ale ja póki co, w ramach protestu, nie mam zamiaru
niczego jeść. Co oni sobie, do cholery, myślą? Co to wszystko ma
znaczyć? Jakiś popieprzony kidnaping mi zafundowali, czy co?
Fajnie. I to jeszcze z wujkiem Michałem w roli głównego porywa-
cza. Nie miałam pojęcia, jakie mają wobec mnie plany, ale mimo
niekomfortowej dla mnie sytuacji, nie bałam się ich. Już się nie
bałam. Bo na początku, co tu ukrywać, byłam przerażona. Teraz
jedynie wściekła. Wściekła do granic wytrzymałości. Czułam,
że nikt mi tu nic złego nie zrobi. Nikt nie dybie na moje życie,
nikt nie będzie mnie torturował. Oczywiście pomijając fakt, że
zostałam siłą zabrana z ulicy i przywieziona tu wbrew własnej
woli. Podświadomie wiedziałam, że nic mi tutaj nie grozi, co
więcej, miałam poczucie, że to właśnie tu byłam bezpieczna.
To mnie jednak nie uspokajało. Wręcz przeciwnie, robiłam się
coraz bardziej poirytowana faktem, że nic nie wiem ani o tym
miejscu, ani nie wiem gdzie jestem. Nie znam tych ludzi, poza
3
Kup książkę
Michałem, i nie znam ich zamiarów. Jednego tylko byłam pra-
wie pewna – oni nie chcą zrobić mi krzywdy. Obchodzili się ze
mną momentami wręcz delikatnie, a już na pewno nadzwyczaj
spokojnie. To ja rzucałam się, gotowa pazurami wydrapać im
oczy, gdyby ktoś za bardzo zbliżył się do mnie. Widząc moje
nastawienie, chyba woleli nie ryzykować. Co ja mówię! Jakie
„ryzykować”! Żachnęłam się, wzruszając ramionami. Gdyby
chcieli, każdy z nich pokonałby mnie bez najmniejszego wysiłku.
Co nie znaczy, że bez czynnego oporu z mojej strony. Ale nie
to ich przecież powstrzymywało. Oni po prostu działali według
jakiegoś planu, o którym nie miałam pojęcia. Czułam jedynie,
że od tej chwili nic już nie będzie takie samo. Że właśnie teraz
stało się coś, co zmieni całe moje dotychczasowe życie. I jak się
okazało, miałam rację.
A przecież ten dzień zapowiadał się od rana całkiem przy-
jemnie, spokojnie i ciekawie. Mimo brzydkiej pogody miałam
plany, które, gdy tylko po przebudzeniu otworzyłam oczy,
wprawiły mnie w dobry nastrój. Śniadanie zjadłam w biegu,
bo mając w perspektywie spotkanie z Joachimem, wolałam
poświęcić więcej czasu na wybór odpowiedniego stroju i sta-
ranny makijaż niż na jedzenie.
Wyszłam z domu lekko spóźniona i ruszyłam w kierunku
przystanku autobusowego. I właśnie wtedy, znikąd… pojawili
się oni. Samochód, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi,
jechał powoli wzdłuż chodnika, którym szłam szybkim, rów-
nym krokiem. Musieli tak za mną jechać ładnych parędziesiąt
metrów. Zajęta własnymi myślami, nie zwracałam uwagi na to,
co dzieje się wokół. W pewnym momencie samochód zatrzymał
się tuż obok i ktoś błyskawicznie z niego wyskoczył. Bardzo
mocno złapał mnie za ramię i siłą wciągnął do środka. Wszystko
działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam krzyknąć. Zresztą
mój krzyk nic by tu nie dał. Ulica była pusta. Dookoła nigdzie
żywego ducha. Tylko na odległym przystanku ktoś stał, ale
4
Kup książkę
odwrócony do mnie tyłem, osłaniając się przed wiatrem i zaci-
nającym mokrym śniegiem, był zbyt zajęty walką z parasolem,
by cokolwiek zauważyć. A oni chyba specjalnie czekali na taki
moment, żeby zupełnie niepostrzeżenie zgarnąć mnie z ulicy.
Wciągnięta siłą do samochodu, nie zważając na to, że jestem
w spódnicy, zaczęłam wierzgać, szarpać się i kopać gdzie po-
padnie, wyrywając się trzymającemu mnie za łokieć facetowi.
Z całej siły kopnęłam w tył oparcia kierowcy, aż ten podskoczył
na swoim siedzeniu.
– Opanuj się, Agata – odezwał się do mnie spokojny, znajo-
my głos i wtedy dopiero zauważyłam, że kierowcą auta jest nie
kto inny, tylko… wujek Michał. Jego spokojny ton rozwścieczył
mnie jeszcze bardziej.
– Co ty sobie, do cholery, myślisz?! – wrzasnęłam na niego.
– Co to wszystko ma znaczyć? Co wy robicie? Czy babcia Kaja
wie, w co ty się bawisz? Zaraz zadzwonię na policję!
Zachowywałam się jak wariatka, ale oni mnie naprawdę
przestraszyli. Nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim cho-
dzi. Każdy, kogo siłą wciągnięto by do samochodu, byłby prze-
rażony. Tym bardziej że w pierwszej chwili nie zauważyłam,
kto siedzi za kierownicą. Dopiero kiedy się zorientowałam, że
jednym z porywaczy jest wujek Michał, nieco się uspokoiłam.
Nadal wprawdzie nie wiedziałam, o co im chodzi i czego ode
mnie chcą, ale czułam, że z ich strony nie grozi mi nic złego.
Może to było złudne, ale dawało nadzieję, której się uczepi-
łam. Za kierownicą siedział przecież człowiek, którego znałam
niemal od zawsze, a teraz, od kilku lat, mieszkałam w domu
jego rodziców. Człowiek, który nigdy nie dał mi poznać, że ma
wobec mnie jakieś niecne zamiary. Wręcz przeciwnie. Zawsze
otaczał mnie troską i serdecznością. Zwłaszcza po śmierci mo-
ich rodziców. Był jedną z najbliższych mi osób. Podobnie jak
babcia Kaja i dziadek Karol. Był moim „wujkiem Michałem”.
Wprawdzie przyszywanym, ale zawsze wujkiem.
5
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin