Charlotte Isabel Hansen.pdf

(116 KB) Pobierz
razem jej
pełnego zrozumienia,
jeśli będzie mógł odpisać
tylko na co czwarty list, oraz stwierdzeniem, że ona, cho-
ciaż jest
starszą panią bez większego wykształcenia,
rozumie,
bardzo dobrze
rozumie, że bycie
studentem
wymaga
całkowi-
tego poświęcenia czasu i koncentracji
i że Jarle nie może tak po
prostu przerywać
poważnej nauki i wnikliwych studiów,
aby
napisać list do starszej pani, która spędza dni, grając sonaty
liszta na pianinie, powracając do wspomnień z przeszłości
i zajmując się domem.
„ależ oczywiście”, pomyślał Jarle, kiedy kobieta odwró-
ciła się do niego, by posłać mu to samo zasmucone, pełne
zrozumienia spojrzenie, które parę minut wcześniej zapre-
zentowała sąsiadka. „oczywiście, że mogę”.
oczywiście, że mogę pisać listy do babci.
Więc dlaczego tego nie robię?
Wiercił się w fotelu.
Wyjął z tylnej kieszeni kartkę i położył ją na kolanach.
Miałbym jej teraz dużo do powiedzenia.
„niekoniecznie o studiach”, pomyślał, „których nie mia-
łaby jak zrozumieć”. bo jakżeby on, który kiedyś miał takie
świetne włosy,
jak mawiała babcia, gdy przyjeżdżał do domu
latem lub na święta zawsze z równie gładko ogoloną głową,
jakżeby on miał wyjaśnić babci urodzonej w roku wybu-
chu I wojny światowej, babci, która całe życie opiekowała
się dziećmi, mężem i dbała o dom, jakże miałby wyjaśnić
jej współczesną teorię literatury?
I po co właściwie miałby to robić?
teraz jednak mógłby jej dużo powiedzieć.
nie o życiu studenckim, które wydałoby się jej niesa-
mowicie odległe. Czy miałby opowiedzieć babci, która ni-
gdy nie wypiła nawet szklaneczki damskiego piwa, jak od
chwili przybycia do bergen na pokładzie
M/s
Kystveien
21
bladym jesiennym świtem w roku 1991 co najmniej trzy
razy w tygodniu napełnia ciało litrami alkoholu? a może
miałby powiedzieć jej o okropnym rozstaniu z lene? nie
mógł wspomnieć ani o tym, ani o swoim wyłącznie fizycz-
nym związku z największą nadzieją roberta Göteborga,
doktorantką herdis snartemo, która była od niego sześć
lat starsza i już nazywano ją w norweskim środowisku aka-
demickim przyszłością myśli feministycznej.
nie.
po co miałby opowiadać babci takie rzeczy?
na co by się to zdało?
Czy to fałszywe?
Że babci nie mówi się o wszystkim?
Jarle tak nie uważał. sądził za to, że ma z babcią wspólny,
należący tylko do nich świat, w którymi ani ona, ani on nie
mówią wszystkiego o swoim życiu, a jednak – a może wła-
śnie dlatego? – oboje lubią w tym świecie przebywać.
no bo w końcu. babcia i alkohol? babcia i awangar-
dowe teorie roberta Göteborga? babcia i feminizm?
ale mógł do niej napisać. Mógł szeptem opowiedzieć
o tym, co właśnie się wydarzy. o tym dziwacznym zda-
rzeniu, które go irytowało, którego się wstydził i do któ-
rego nie wiedział, jak się ustosunkować. nikomu o nim nie
wspomniał. nawet mamie, żadnemu z kumpli, ani has-
semu, ani arildowi, zdawało się wręcz, że nie przyznał się
do niego sam przed sobą.
bo czy to zrobił?
Czy przyznał się do tego przed sobą?
Kobieta siedząca przed nim znów się odwróciła. to
samo współczujące spojrzenie z zapadniętych, starych
oczodołów, to samo zgodne, pełne zrozumienia skinięcie
głową, ten sam liliowy kapelusik unoszący się na włosach.
22
Kup książkę
– to smutny dzień – odezwała się słabym głosem star-
szej pani.
I znów Jarle nie wiedział, co powiedzieć, kolejny raz czuł
się zmuszony zgodzić z czymś, czego nie pojmował, więc
uśmiechnął się tylko dzielnie i rzekł:
– tak, można tak powiedzieć.
– Może obejrzymy na lotnisku – odparła kobieta, a Jarle
widział, jak się wysila, by odwrócić starą głowę. – Myśli pan
– ciągnęła – że uda nam się obejrzeć trochę na lotnisku?
– ee… – złożył usta w ciup i wypuścił powietrze. – no,
kto wie? Może?
– tak. Może. odbieram wnuczkę, przylatuje aż z oslo.
– to dobrze – powiedział. – Ja też odbieram… kogoś.
„boże drogi”, myślał, słysząc swój głos.
Kogoś.
po co światu kolejne dziecko? Czy potrzebne mu następne
jasnowłose i naiwnie rozradowane zmartwienie, które bę-
dzie się zastanawiać, jak daleko jest księżyc, będzie łamać
swoją kruchą główkę nad tym, czy kwiaty potrafią płakać
i kto zrywa liście z drzew jesienią?
Cztery tygodnie przed najspokojniejszym dniem 1997 roku
Jarle wrócił do domu z wyczerpującego konwersatorium,
podczas którego próbował wytłumaczyć grupie pierwszo-
roczniaków różnicę między elementem znaczącym i zna-
czonym oraz między znakiem i desygnatem. zirytował się,
że podobni do kurczaków studenci nie potrafią pojąć naj-
prostszych składników współczesnej semiotyki, bez któ-
rych dokładnej znajomości nie da się w ogóle zrozumieć
najnowszej teorii literatury, i z tą właśnie irytacją otworzył
list, który miał zmienić jego życie.
23
Kup książkę
zdziwienie to oczywista reakcja na list z policji, a Jarle,
który zawsze nosił w sobie fundamentalne poczucie, że
zrobił coś złego, lub brzydkie przeczucie, że coś złego zrobi,
przeraził się wręcz, otrzymawszy takie pismo. palce świerz-
biły go, gdy zobaczył swoje nazwisko na przesyłce nadanej
przez policję, pobiegł na górę do mieszkania, jakby ktoś go
gonił, zamknął drzwi na klucz i usiadł przy kuchennym
stole, na który odłożył list.
trzy razy okrążył stół.
Uniósł kopertę, trzymał ją w rękach, myśląc o tym sierp-
niowym dniu, gdy jeszcze parę chwil temu głośno, niemal
ze złością powiedział: „element znaczący i znaczony sta-
nowią relację wyłącznie wewnątrzznakową, wbijcie to so-
bie do głów, w przeciwnym wypadku możecie w ogóle nie
zabierać się do czytania choćby malutkiego artykuliku der-
ridy, Genette’a czy paula de Mana!”. list z policji. do niego.
do Jarlego Kleppa. ze wstydem przeszukiwał pamięć, pró-
bując sobie przypomnieć coś, co mógł zrobić – czy stosu-
nek na dworze jest nielegalny?
Czy ktoś, może jakaś starsza pani, widział go, kiedy
późnym lipcowym wieczorem stał w parku nygård ze
spodniami wokół kostek i dłońmi na biodrach herdis
snartemo, która wyciągniętymi rękoma obejmowała pień
drzewa i wyginając kark, napinając plecy, pozwalając wło-
som opaść na ramiona, mówiła: „przybądź, panie radości!
bądź! Mym! Gościem!” *? Czy starsza pani widziała, jak
Jarle wchodzi w tę podobną do okrętu bitewnego kobietę,
czy podczas wieczornego spaceru z psem zobaczyła, jak
z dumą i radością wkracza na pokład bogatego łona her-
* słowa nawiązujące do norweskiej modlitwy przed posiłkiem.
24
Kup książkę
dis snartemo, co uznała za tak nieprzyzwoite i podłe, że
wysłała policji skargę na zakłócanie spokoju?
a może chodziło o hałasy w domu?
Czy sąsiadka, kobieta o wyłupiastych żółwich oczach,
z którą Jarle wymieniał jedynie krótkie grzeczności, do-
niosła na jego głośne zachowanie w domu i zakłócanie ci-
szy nocnej, kiedy tak fatalnie skończyła się impreza na po-
czątku sierpnia, gdy nikt nie chciał przestać pić, zanim na
dobre nastanie dzień?
Jarle wciągnął niespokojnie powietrze i równie niespo-
kojnie je wypuścił.
Usiadł przy kuchennym stole i otworzył list.
Czytał.
Czytał z otwartymi ustami.
Co?
Czy to możliwe?
odłożył list, po chwili znów go podniósł i znów prze-
czytał.
Czy to naprawdę możliwe?
Dziecko?
Małe dziecko?
Czyżby on, Jarle Klepp, miał dziecko?
Czy on, Jarle Klepp, jest ojcem?
dziecka?
policja prosiła go, na podstawie informacji od niejakiej
anette hansen, o oddanie próbki krwi w celu potwierdze-
nia ojcostwa.
Anette Hansen?
I to
dziecko
miało wkrótce skończyć siedem lat, tak gło-
sił list, to prawie siedmioletnia dziewczynka, a on jest rze-
komo jej ojcem.
25
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin