Nadfiolet.pdf

(157 KB) Pobierz
OD AUTORKI
Nadfiolet pisałam ponad dwanaście lat temu. Wraca-
jąc do niego po tak długim czasie, zmieniłam niejedno, nie
uzupełniłam jednak swojej ówczesnej świadomości wiedzą
o wydarzeniach, które nastąpiły później i których nie prze-
widziałam. Wydaje mi się, że dzięki temu lepiej widać po-
wiązania między tamtą przeszłością a teraźniejszością.
Kup książkę
NADFIOLET
O  piątej rano było chłodno. Park pełen wilgotne-
go cienia i  ciszy, alejki puste. I  tylko jedna obserwatorka
wprowadzająca zmiany do układu. Najpierw złapała kroplę
rosy z  gałązki
Rosa canina
na palec i  oblizała go. Potem,
tak samo jak poranne światło, rozejrzała się z ciekawością
po nieznanym miejscu. Delikatne złoto słonecznego bla-
sku okrywało beton starych bloków, jakby próbowało po-
prawić humor tej smutnej architekturze. Wyglądały teraz
jak rząd górników protestujących przed Sejmem, którzy
zaintonowali nagle „Mesjasza” Händla. Ktoś parzył kawę
i  wiatr przyniósł zapach aż tutaj. Nie musiała patrzeć na
plan. Od dawna miała to miasto zapisane w  wyobraźni.
Wstała z ławki, wzięła swoje rzeczy, poszła wzdłuż parku,
wąskiego pasa między ulicami, zielonej żyły w ciele miasta.
Przeszła przez parking obok jednego z budynków UWM,
główną ulicą obok betonowej, szaro-czerwonej narośli cen-
trum handlowego i  pruskiego aresztu otoczonego pokry-
tym reklamami murem. Przez Stare Miasto, gdzie wymie-
niła spojrzenia z Jakubem Pielgrzymem unieruchomionym
w  piaskowcu obok nieczynnej fontanny. Przez most nad
Łyną. Obok byłych koszar. Skrajem miasteczka uniwersy-
teckiego. Zostawiła za plecami jezioro. Ciche uliczki, dom-
Kup książkę
ki jednorodzinne. Żonkile, tulipany. Czarny kot z  agre-
stowymi oczami przechadzał się leniwie. Inny, pręgowany,
przeskoczył płot.
Biało-błękitna figura Matki Boskiej w wypielęgnowa-
nym ogródku lśniła oślepiająco w promieniach słońca. Przy
otwartej furtce sąsiedniej posesji stała ciemnowłosa, śred-
niego wzrostu kobieta w jasnej spódnicy, bluzce i klapkach.
Naklejała ogłoszenie. Przez uchylone okno było widać jej
kuchnię, wyszorowana patelnia na ścianie kipiała światłem.
Przystanęła i postawiła obie torby na ziemi.
— Dzień dobry. — Popatrzyła na twarz kobiety, ale
potem opuściła wzrok i przyglądała się jej stopom, bladym,
z wysokim podbiciem i drobnymi palcami.
— Dzień dobry. — Kobieta odczuła to spojrzenie tak
dotykalnie, że zbliżyła rękę do stopy, żeby je strzepnąć, ale
zakłopotana, cofnęła ją szybko. Taśma klejąca została jej na
palcach drugiej ręki, ogłoszenie trzepotało. — Pani kogoś
szuka?
— Będę tu mieszkać — wyjaśniła.
Zdumienie, które ogarnęło kobietę, było tak silne, że
graniczyło z szokiem.
— Przecież dała pani ogłoszenie. — Ta, która przy-
szła, dotknęła kartki, która wyrywała się jak ptak.
— Ale przecież…
— Może je pani zdjąć.
— Ale jakim sposobem…
— Zapłacę z góry i tak dalej. Nie piję i nie puszczam
techno o drugiej w nocy. Chcę wejść i wziąć prysznic. —
Kup książkę
Uśmiechnęła się.
Uśmiech. Kobieta zapatrzona w  niego ogłupiała,
skleiła sobie do reszty palce taśmą, zdejmując zapisaną
swoim kaligraficznym pismem kartkę. Najdziwniejsze było
to, że coś jej ten uśmiech przypominał, tylko nie miała po-
jęcia co.
— No dobrze, w sumie chciałam ten pokój wynająć
jak najszybciej. Przedtem mieszkała tu para studentów, na
tej ulicy w ogóle dużo studentów mieszka, mają blisko na
zajęcia. Źle trafiłam, zarzekali się, że są spokojni. I  byli.
Przez miesiąc. Potem co dwa dni robili imprezę. Przez całą
noc miałam dyskotekę, a rano musiałam wyciągać obcych
ludzi z wanny. Dziecko rano idzie do szkoły, ja mam dy-
żury, bo jestem pielęgniarką. Prosiłam, groziłam, przez
tydzień było lepiej, a potem znów od nowa. Wreszcie ich
wyrzuciłam. Jeśli pani będzie mieszkać sama, to policzę…
— Będę mieszkać sama. — Założyła plecak, dwie tor-
by wzięła w prawą rękę, lewą jednym ruchem oderwała od
dłoni kobiety w klapkach ogłoszenie i zwinęła je w kulkę.
Wylądowało w blaszanym kuble na śmieci.
— Jak długo?
— Jak długo będzie trzeba.
— Chciałabym podpisać umowę. Może na pół roku?
Zawsze może pani zrezygnować, tylko proszę mi o tym po-
wiedzieć choć dwa tygodnie wcześniej.
— Proszę bardzo.
Kobieta gestem wskazała kuchnię, przyniosła wydru-
kowaną umowę.
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin