Przełożyła Anna Studniarek
Wax skradał się skulony wzdłuż nierównego płotu, podeszwy jego
butów szurały po wyschniętej ziemi. Swojego sterriona 36 trzymał
uniesionego na wysokości głowy, długą, srebrzystą lufę pokrywał
czerwony pył.
Sięgający do pasa płot był lichy, drewno przez lata poszarzało, w
jednym kawałku utrzymywał go jedynie poprzecierany sznur.
Śmierdział starością. Nawet robactwo uciekło przed wielu laty.
Wyjrzał ponad powiązanymi deskami, rozglądając się po
opustoszałym mieście. Dzięki Allomancji pole widzenia wypełniały mu
błękitne linie, sięgające od jego piersi do pobliskich skupisk metalu. Tak
działało spalanie stali – pozwalało zobaczyć pobliskie źródła metalu, a
później Odepchnąć się od nich, gdyby tylko zechciał. Jego ciężar
przeciwstawiony ciężarowi przedmiotu. Jeśli przedmiot był cięższy,
Odpychał człowieka. Jeśli był lżejszy, sam był Odpychany do przodu.
Teraz jednak nie Odpychał. Jedynie obserwował linie, by
sprawdzić, czy metal się porusza. Nic takiego się nie działo. Gwoździe
utrzymywały budynki w jednym kawałku, zużyte łuski leżały na piachu,
a cichą kuźnię wypełniały sterty podków – wszystkie były równie
nieruchome, jak stara ręczna pompa stojąca po jego prawej.
On również pozostał bez ruchu. Stal wciąż przyjemnie płonęła w
jego żołądku, więc jako środek ostrożności delikatnie Odpychał na
zewnątrz. Tę sztuczkę wymyślił przed kilku laty – nie Odpychał
żadnego określonego metalowego przedmiotu, ale tworzył wokół siebie
swego rodzaju bańkę ochronną. Wszelki metal, który by się do niego
zbliżał, zostałby lekko zepchnięty z kursu.
Nie była to metoda całkowicie niezawodna i mógł zostać
postrzelony, ale znacznie utrudniała trafienie go. Pociski leciały na bok,
nie uderzając w miejsce, w które zostały wycelowane. Kilka razy
uratowało mu to życie. Właściwie nawet nie wiedział, jak to robi –
Allomancją często posługiwał się instynktownie. Jakimś sposobem
udawało mu się nawet pomijać metal, który miał przy sobie, i nie
Odpychał broni, którą trzymał w rękach.
Zrobiwszy to, zaczął się dalej skradać wzdłuż płotu – wciąż
obserwując linie metalu, by się upewnić, że nikt się do niego nie
podkrada. Feltrel było niegdyś zamożnym miasteczkiem. Przed
dwudziestu laty. Później w okolicy zamieszkał klan kolossów. Sprawy
nie potoczyły się dobrze.
Tego dnia martwe miasto wydawało się zupełnie puste, choć
wiedział, że tak nie jest. Wax przybył na polowanie na psychopatę. Nie
był jedyny.
Chwycił szczyt płotu i przeskoczył na drugą stronę; czuł, jak jego
stopy wbijają się w czerwoną glinę. Pochylony, przebiegł wzdłuż ściany
starej kuźni. Jego ubranie było zakurzone, ale doskonale skrojone –
elegancki garnitur, srebrzysty fular na szyi, migoczące spinki w
mankietach porządnej białej koszuli. Wydawał się tu nie na miejscu,
jakby właśnie udawał się na bal w Elendel, a nie skradał przez wymarłe
miasteczko w Dziczy, polując na mordercę. Dodatkowo, na głowie miał
melonik dla ochrony przed słońcem.
Dźwięk. Ktoś stanął na desce po drugiej stronie ulicy, a ta
zaskrzypiała. Odgłos był tak słaby, że Wax niemal go przegapił.
Zareagował natychmiast, rozjarzając stal płonącą w żołądku. W chwili,
kiedy rozległ się odgłos strzału, on już Odpychał gwoździe w ścianie.
Nagłe Odepchnięcie sprawiło, że ściana zagrzechotała, stare,
zardzewiałe gwoździe z trudem utrzymały się na miejscu. Wax poleciał
na bok i przetoczył się po ziemi. Nagle ujrzał błękitną linię – kulę –
która uderzyła w ziemię tam, gdzie znajdował się jeszcze przed chwilą.
Gdy zaczął się podnosić, rozległ się kolejny strzał. Ten był bliżej, ale
został odrobinę zepchnięty na bok, kiedy się zbliżył.
Kula gwizdnęła mu koło ucha, bańka stali wciąż działała. Cal w
prawo, a trafiłaby w czoło, niezależnie od Odpychania. Oddychając
spokojnie, uniósł sterriona i wycelował w balkon starego hotelu po
drugiej stronie, skąd do niego strzelano. Balkon zasłaniał szyld hotelu,
za którym mógł się ukryć strzelec.
Wax wystrzelił i Odepchnął kulę, popychając ją dodatkowo do
przodu, by była szybsza i mocniej raziła. By była celniejsza. Nie używał
typowych ołowianych pocisków, potrzebował czegoś mocniejszego.
Kula ze stopu stali uderzyła w balkon, a dodatkowa moc Waxa
sprawiła, że przebiła drewno i trafiła kryjącego się za szyldem
mężczyznę. Niebieska linia prowadząca do broni tamtego zadrżała, gdy
padał bez słowa. Wax podniósł się powoli i otrzepał ubranie z kurzu.
Wtedy właśnie rozległ się kolejny wystrzał.
Zaklął i odruchowo znów Odepchnął się od gwoździ, choć instynkt
podpowiadał mu, że tym razem było za późno. Kiedy usłyszał strzał,
Odpychanie nie mogło mu już pomóc.
Tym razem został rzucony na ziemię. Siła musiała znaleźć swoje
ujście, a jeśli gwoździe nie mogły się poruszyć, to on musiał. Jęknął,
kiedy uderzył o ziemię, i uniósł rewolwer; kurz lepił się do potu na jego
czole. Gorączkowo szukał tego, który do niego strzelał. Nie trafił. Może
bańka stali...
Z dachu kuźni zsunęło się ciało i łupnęło o ziemię, wzbijając
chmurę czerwonego pyłu. Wax zamrugał, uniósł broń na wysokość
głowy i znów skulił się za płotem. Miał oko na Allomantyczne linie.
Ostrzegały go, że ktoś się zbliżał, pod warunkiem, że ten ktoś nosił na
sobie metal.
Do ciała, które upadło obok budynku, nie prowadziły żadne linie.
Jednak kolejna grupa drżących linii wskazywała na coś poruszającego
się na tyłach kuźni. Wax wycelował broń, gdy zza budynku wyłoniła się
postać i ruszyła biegiem w jego stronę.
Kobieta miała na sobie biały płaszcz do konnej jazdy, u dołu
czerwony. Ciemne włosy związała w kucyk, nosiła spodnie i szeroki
pas, a na nogach ciężkie buty. Miała kwadratową twarz. Silną twarz, z
wargami, których prawy kącik często unosiła w półuśmiechu.
Wax westchnął z ulgą i ponownie uniósł broń.
– Lessie.
– Znów się rzuciłeś na ziemię? – spytała, gdy razem z nim ukryła
się za płotem. – Na twarzy masz więcej kurzu niż Miles grymasów.
Może czas, żebyś przeszedł na emeryturę, staruszku.
– Lessie, jestem od ciebie starszy o trzy miesiące.
– To były długie trzy miesiące. – Wyjrzała za płot. – Widziałeś
kogoś jeszcze?
– Pozbyłem się gościa na tamtym balkonie – odparł Wax. – Nie
widziałem, czy to Krwawy Garbarz, czy nie.
– Nie – sprzeciwiła się. – On by nie próbował cię zastrzelić z takiej
odległości.
Wax pokiwał głową. Garbarz lubił kontakt osobisty. Bliskość.
Psychopata narzekał, kiedy musiał korzystać z broni palnej; i rzadko
strzelał do kogoś, jeśli nie mógł zobaczyć strachu w jego oczach.
Wax wskazał na mężczyznę leżącego przy ścianie.
– Twoja robota?
– Miał łuk – odpowiedziała. – Kamienne groty. Prawie cię ustrzelił
z góry.
– Dzięki.
Wzruszyła ramionami, jej oczy błyszczały zadowoleniem. Te oczy
otaczały teraz zmarszczki, zmęczyło je ostre słońce Dziczy. W swoim
czasie ona i Wax liczyli, kto komu częściej ratował życie. Już przed
wielu laty stracili rachubę.
– Osłaniaj mnie – powiedział Wax.
– Czym? – spytała. – Płaszczem? Tarczą? Już okrywa cię pył.
Wax uniósł brew.
– Przepraszam – powiedziała, krzywiąc się. – Ostatnio za często
grywam w karty z Wayne’em.
Prychnął i podbiegł schylony do trupa, po czym go obrócił. To był
mężczyzna o okrutnej twarzy, z kilkudniowym zarostem. Kula wbiła się
w jego prawy bok. Chyba go poznaję, pomyślał Wax i zabrał się za
przeglądanie kieszeni mężczyzny. Wyciągnął kilka pocisków i szklany
paciorek w kolorze krwi.
Pośpiesznie wrócił do płotu.
– I jak? – spytała Lessie.
– Ekipa Donala – odparł Wax, pokazując jej paciorek.
– Sukinsyny. Nie mogli po prostu zostawić tego nam, nie?
– W końcu strzelałaś do jego syna, Lessie.
– A ty do jego brata.
– Ja w samoobronie.
– Ja też – powiedziała. – Ten dzieciak był denerwujący. Poza tym,
on przeżył.
– Bez palca u nogi.
– Komplet nie jest niezbędny – zauważyła. – Moja kuzynka ma
tylko cztery. Radzi sobie doskonale. – Uniosła rewolwer i rozejrzała się
po pustym miasteczku. – Oczywiście, wygląda dość absurdalnie.
Osłaniaj mnie.
– Czym?
Ona jedynie się uśmiechnęła i wyłoniła zza zasłony, po czym
pośpiesznie ruszyła w stronę kuźni.
Harmonio, pomyślał z uśmiechem Wax, jak ja kocham tę kobietę.
Rozglądał się w poszukiwaniu innych strzelców, ale Lessie bez
problemu dotarła do budynku. Wax skinął jej głową i przebiegł przez
ulicę do hotelu. Zajrzał do środka w poszukiwaniu ukrytych w kątach
przeciwników. Sala była pusta, więc ukrył się w drzwiach i machnął
Lessie ręką. Ona podbiegła do kolejnego budynku po swojej stronie
ulicy i sprawdziła go.
Ekipa Donala. Owszem, Wax zastrzelił jego brata – tamten
rabował wówczas wagon kolejowy. O ile jednak wiedział, Donal
nieszczególnie przejmował się swoim bratem. Jedynym, co go ruszało,
była utrata pieniędzy i pewnie dlatego znalazł się tutaj. Wyznaczył cenę
za głowę Krwawego Garbarza, kiedy ten ukradł jego ładunek stopu
bizmutowego. Donal pewnie nie spodziewał się, że Wax wyruszy
zapolować na Garbarza w tym samym czasie, kiedy on to zrobił, a jego
ludzie mieli stały rozkaz strzelać do Waxa i Lessie, kiedy tylko ich
...
aneskw