Sprawa prof.Budzyńskiej.odt

(44 KB) Pobierz

Sprawa prof.Budzyńskiej

 

Studenci socjologii Uniwersytetu Śląskiego są przesłuchiwani przez policję. Wszystko dlatego, że poskarżyli się na wykładowczynię. Prof. Ewa Budzyńska mówiła np., że antykoncepcja to aborcja.

 

Skarga studentów socjologii Uniwersytetu Śląskiego wpłynęła do władz uczelni w zeszłym roku. Chodziło o zajęcia, które prowadziła prof. Ewa Budzyńska. Wykładowczyni wyjaśniała, że stosowanie antykoncepcji jest zachowaniem aspołecznym. Powtarzała, że normalna rodzina zawsze składa się z mężczyzny i kobiety.

– Dawała do zrozumienia, że osoby homoseksualne to coś gorszego – opowiadają nam studenci.

Przypominają też sobie, że prof. Budzyńska porównywała gender do komunizmu, a pewnego razu powiedziała, że posyłanie dziecka do żłobka to krzywdzenie go.

Po skardze studentów władze Uniwersytetu Śląskiego wszczęły wobec prof. Budzyńskiej postępowanie dyscyplinarne. Wtedy jednak w jej obronie stanęli abp Wiktor Skworc, metropolita katowicki oraz Jarosław Gowin, który wówczas był jeszcze ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, a także Michał Woś, poseł Solidarnej Polski i od niedawna minister środowiska.

Ten ostatni zapowiadał nawet, że powiadomi o sprawie prokuraturę. Jego zdaniem doszło bowiem do nieprawidłowości w postępowaniu wszczętym przeciwko prof. Budzyńskiej przez rzecznika dyscyplinarnego uczelni.

Sama prof. Budzyńska na znak protestu odeszła z pracy na uczelni, to jednak nie zakończyło wszczętego postępowania dyscyplinarnego.

Studenci poskarżyli się na profesorkę, teraz przesłuchuje ich policja

Tymczasem studenci, którzy się poskarżyli, od początku marca są wzywani przez policję. Przesłuchania trwają po kilka godzin i uczestniczy w nich przedstawiciel Ordo Iuris. 


 


 


 


Przypomnijmy, że o tym stowarzyszeniu zrobiło się głośno, gdy w 2016 r. pod obrady Sejmu został skierowany projekt ustawy zaostrzającej prawo aborcyjne. Przewidywał on m.in. całkowity zakaz aborcji oraz do pięciu lat więzienia za dokonanie zabiegu nie tylko dla lekarzy, lecz także dla samych matek. Po głośnym „czarnym proteście” PiS nie odważyło się wprawdzie tych radykalnych rozwiązań przeforsować, ale działacze Ordo Iuris z pomysłu się nie wycofali.

– Do tej pory przesłuchano już cztery osoby, a osiem następnych dostało już wezwania. Czujemy się źle, bo nie zrobiliśmy nic złego, a teraz chce się nas zastraszyć. To wstyd, że zamiast łapać przestępców policja i prokuratura załatwiają sprawy uniwersyteckie. Wciągnięcie w to wszystko organów ścigania jest osobistą zemstą pani profesor – mówi jedna z studentek.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że policję powiadomiła pewna działaczka katolicka z Częstochowy. Miała twierdzić, że jest oburzona „nagonką” na prof. Budzyńską.

W poniedziałek rano katowicka policja wydała oświadczenia w sprawie przesłuchań studentów. „Doniesienia dotyczące kilkugodzinnych przesłuchań w celu zastraszania studentów, są absurdalne i niezgodne z rzeczywistością (...). Czynności prowadzone są zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego z zachowaniem procedur dotyczących m.in. przesłuchania świadków i udziału pełnomocnika osoby pokrzywdzonej” – napisała policja.

A czemu w tych przesłuchaniach uczestniczy przedstawiciel Ordo Iuris? 

– Pani profesor w postępowaniu ma status osoby pokrzywdzonej. Ma swojego pełnomocnika. Zgodnie z przepisami może on uczestniczyć w czynnościach procesowych. Dla nas nie ma znaczenia, w jakiej pełnomocnik jest organizacji, stowarzyszeniu – wyjaśnia Agnieszka Żyłka, rzecznik katowickiej policji

Sławomir Barnaś, zastępca prokuratora rejonowego Katowice-Południe, mówi z kolei, że postępowanie prowadzone jest w kierunku tworzenia fałszywych dowodów, które skutkowały postępowaniem dyscyplinarnym.

– Studenci występują w charakterze świadków. Absolutnie nikt nikogo nie zastrasza. Jeśli składanie zeznań odbywa się długo, to tylko dlatego, że trzeba zgromadzić materiał dowodowy – zaznacza prokurator Barnaś.

Uczelnia prowadzi swoje postępowanie, a organy ścigania swoje

Zaniepokojone przesłuchiwaniem studentów są władze Uniwersytetu Śląskiego.

„Czynności organów ścigania podejmowane w czasie, gdy toczy się nadal postępowanie przed organami uczelni, są odbierane przez wielu członków wspólnoty naszego Uniwersytetu jako ingerujące w autonomię funkcjonowania jego organów” – napisał w poniedziałek prof. Ryszard Koziołek, prorektor ds. kształcenia i studentów Uniwersytetu Śląskiego.

Podkreślił, że władze uczelni nie mają formalnej możliwości udziału w czynnościach procesowych organów ścigania, ale uważnie obserwują „sposób ich prowadzenia oraz należyte respektowanie praw i wolności uczestników tego postępowania”.

– Każdy członek wspólnoty naszej uczelni może liczyć na wszelkie dostępne i zgodne z prawem formy wsparcia i pomocy” – zapewnił prof. Koziołek.

Oburzony policyjnym postępowaniem jest pełnomocnik studentów.

– Wszczęcie tego postępowania to skandal! Ci młodzi ludzie są w poważnym stanie psychicznym. Oni jeszcze w pełni nie weszli w dorosłość, a już im się łamie kręgosłupy. Tak działa państwo opresyjne –podkreślił mec. Mariusz Fras.

Z kolei mec. Bartosz Lewandowski, pełnomocnik prof. Budzyńskiej, zapewnił, że ani jego klientka ani Ordo Iuris nie zainicjowali postępowania.

– To się odbyło poza panią profesor, niezależnie od jej woli. O samym postępowaniu nie mogę powiedzieć nic więcej prócz tego, że nasze podejrzenia związane z nieprawidłowościami przy postępowaniu dyscyplinarnym materializują się – powiedział adwokat prof. Budzyńskiej.

"Tutaj nie chodzi o mnie". Odroczono rozprawę ws. prof. Ewy Budzyńskiej

Ostatnia aktualizacja: 31.01.2020 18:30

- Rozprawa w postępowaniu dyscyplinarnym dr hab. Ewy Budzyńskiej została odroczona do 13 marca - poinformował w piątek rzecznik Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Postępowanie wszczęto w związku ze skargą studentów na narzucanie przez nią własnego światopoglądu.

 

Uniwersytet Śląski, na którym wykładała dr hab. Ewa BudzyńskaFoto: Twitter/@USinKatowice

Cenzura i oskarżenia o homofobię. Uniwersytecka komisja rozstrzygnie sprawę prof. Budzyńskiej

Rzecznik dyscyplinarny uczelni zarzucił wykładowczyni m.in., że "formułowała wypowiedzi w oparciu o własny, narzucany studentom, światopogląd o charakterze wartościującym, stanowiące przejaw braku tolerancji wobec grup społecznych i ludzi o odmiennym światopoglądzie, nacechowane wobec nich co najmniej niechęcią, w szczególności wypowiedzi homofobiczne, wyrażające dyskryminację wyznaniową, krytyczne wobec wyborów życiowych kobiet dotyczących m.in. przerywania ciąży".

[DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ] >>> Sprzeciwiła się ideologii gender. Studenci oskarżyli wykładowczynię o "homofobiczne wypowiedzi"

- Komisja dyscyplinarna ds. nauczycieli akademickich Uniwersytetu Śląskiego dzisiaj pochylała się nad sprawą i na ten moment sprawa dyscyplinarna została odroczona do 13 marca, wtedy obędzie się kolejne posiedzenie komisji" - powiedział w piątek dziennikarzom rzecznik Uniwersytetu Śląskiego Jacek Szymik-Kozaczko. Ani on, ani dr hab. Ewa Budzyńska nie chcieli mówić o szczegółach postępowania do momentu jego zakończenia.

Wolność słowa na uczelniach. Jarosław Gowin ogłasza projekt nowelizacji ustawy

"Tutaj nie chodzi o mnie"

Socjolożka Ewa Budzyńska wykłada w Uniwersytecie Śląskim od 1991 r. W efekcie tej sprawy - po otrzymaniu wniosku rzecznika dyscyplinarnego uczelni o karę dyscyplinarną w postaci nagany - zdecydowała się rozwiązać umowę o pracę, wygaśnie ona 23 lutego.

- Tutaj nie chodzi o mnie - dzisiaj jestem na uczelni, jutro mnie nie będzie. Chodzi o podstawowe wolności akademickie, o to, by moi młodsi koleżanki i koledzy mogli w pełni wolności interpretować zjawiska społeczne i aby nikt ich nie ścigał donosami - powiedziała w piątek dr Budzyńska.

[ZOBACZ TAKŻE] >>> "Najgorsze komunistyczne praktyki". Kolejny apel ws. atakowanej przez LGBT prof. Budzyńskiej

Dodała, że postępowanie w jej sprawie toczy się długo, bo już ponad rok. - Chodzi o działanie określane jako maglowanie delikwenta, to ma być przestrogą dla innych nauczycieli, aby inni nie głosili poglądów niezgodnych z poprawnością polityczną - dodała.

"Obrona wolności słowa". Petycja w sprawie prof. Ewy Budzyńskiej

Swoboda do głoszenia kontrowersyjnych poglądów

Władze Uniwersytetu Śląskiego zgodnie z Prawem o szkolnictwie wyższym i nauce nie mogą ingerować w przebieg postępowania dyscyplinarnego. Rektor uczelni prof. Andrzej Kowalczyk wydał oświadczenie, w którym zapewnił, że władze uczelni opowiadają się za swobodą debaty akademickiej prowadzonej w atmosferze szacunku dla odmiennych racji oraz nieskrępowanego wyrażania poglądów opartych na faktach i metodach naukowych. - Integralną częścią tej swobody jest prawo do głoszenia poglądów kontrowersyjnych, o ile nie są one sprzeczne z prawem i nie naruszają godności osoby ludzkiej - wskazał rektor.

[ZOBACZ TAKŻE] >>> "Kto się nie zgadza z lewicowymi ideologiami, jest wykluczony". Profesor oskarżona o homofobię

Nagłośnienie w ostatnich tygodniach sprawy dr Ewy Budzyńskiej wywołało reakcje w przestrzeni publicznej. W czwartek przedstawiciele Centrum Życia i Rodziny przekazali rektorowi Uniwersytetu Śląskiego ponad 33 tys. podpisów poparcia dla jej postawy. Minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin przygotowuje zaś nowelizację Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce, która ma - jak mówił - gwarantować wolność wyrażania poglądów na uczelniach i w instytucjach naukowych lepiej, niż dotychczas.

Gowin: Nie pozwolimy środowiskom skrajnie zideologizowanym na cenzure

Masa głosów poparcia dla profesor

Wystąpienia w obronie prof. Budzyńskiej sformułowały m.in. Akcja Katolicka oraz Rada Społeczna przy Arcybiskupie Metropolicie Katowickim. Minister - członek Rady Ministrów Michał Woś (Solidarna Polska) poinformował na briefingu w Katowicach, że jedna z działaczek Solidarnej Polski złożyła zawiadomienie do Prokuratury Okręgowej w Katowicach w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa w ramach postępowania dyscyplinarnego prof. Budzyńskiej.

[ZOBACZ TAKŻE] >>> Cenzura na Uniwersytecie Śląskim. Prof. Kleiber: stoję całkowicie po stronie prof. Budzyńskiej

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro jako Prokurator Generalny podjął czynności z urzędu polecając prokuraturze zbadać tę sprawę. Woś zapowiedział też utworzenie zespołu parlamentarnego ds. walki z cenzurą na uczelniach.

Prof. Ewa Budzyńska: ważne jest zachowanie wolności akademickiej

Ostatnia aktualizacja: 30.01.2020 21:55

- Nie mogę wyprzedzać decyzji Komisji. (...) Oczekiwałabym uniewinnienia, ale to suwerenna decyzja Komisji Dyscyplinarnej - powiedziała w Polskim Radiu 24 prof. Ewa Budzyńska, socjolog związana z Uniwersytetem Śląskim.

Audio

1 plik


      

11'11

prof. Ewa Budzyńska: Ważne jest zachowanie wolności akademickiej. Zostają tutaj młodsi koledzy i koleżanki – chodzi o to, żeby mogli działać tu nauko, w atmosferze pełnej wolności. (Północ-Południe / PR24)


 

Zdjęcie ilustracyjneFoto: shutterstock.com/MikolajS

Homoterror na uczelniach? Ekspert: zagrożony jest pluralizm światopoglądowy

Uniwersytet Śląski w Katowicach prowadzi postępowanie dyscyplinarne wobec profesor Ewy Budzyńskiej. Socjolog jest oskarżana o homofobię i nietolerancję, m.in. za nazwanie małżeństwem związku kobiety i mężczyzny. 

"Gest na znak protestu"

Prof. Ewa Budzyńska na znak protestu zdecydowała się odejść z uczelni. W Polskim Radiu 24 była pytana, czy rozważa możliwość ponownego związania się z Uniwersytetem Śląskim.

- Com napisał, tom napisał - powiedział kiedyś Piłat. Nie wycofam się z tej decyzji, którą podjęłam. Zrobiłam to w sposób samodzielny, w geście protestu. Dla mnie nie tyle jest ważna moja sytuacja - dzisiaj jestem, jutro mnie nie będzie na uczelni - ważne jest to, co będzie się działo po moim odejściu. Ważne jest zachowanie wolności akademickiej. Zostają tutaj młodsi koledzy i koleżanki - chodzi o to, żeby mogli działać tu naukowo, w atmosferze pełnej wolności - tłumaczyła w Polskim Radiu 24.

- Coś niedobrego dzieje się na uczelniach. Na uniwersytetach podstawą powinien być spór i dyskusja, a nie jakieś sankcjonowanie poglądów, które niezgodne są ze stanowiskiem jednej strony sporu. Mam wrażenie, że odchodzi się od poszukiwania prawdy i zmierza w kierunku służenia ideologiom - dodała.

Proces dyscyplinarny na UŚ. Ponad 32 tys. podpisów w obronie prof. Budzyńskiej

Cenzura na Uniwersytecie Śląskim. Wsparcie dla prof. Budzyńskiej

Przedstawiciele Centrum Życia i Rodziny przekazali w czwartek władzom Uniwersytetu Śląskiego ponad 32 tys. podpisów w obronie socjolog, prof. Ewy Budzyńskiej. Podpisy mają wpłynąć do Komisji Dyscyplinarnej, która ma w piątek podjąć decyzję w sprawie socjolog. 

- Liczymy na to, że jeśli Uniwersytet Śląski wycofa się z haniebnego procesu dyscyplinarnego, pani profesor zechce wziąć pod uwagę wniosek studentów, wielu kolegów i koleżanek ze społeczności akademickiej, a także głosy ponad 30 tys. Polaków, którzy gorąco pragną, aby nadal prowadziła działalność dydaktyczno-wychowawczą, kształtowała rzesze studentów i broniła życia i rodziny - powiedział Kazimierz Przeszowski.

>>>[CZYTAJ TAKŻE] "Nie ma zgody na cenzurę". Zawiadomienie do prokuratury ws. prof. Ewy Budzyńskiej

Postępowanie dyscyplinarne wszczęto na wniosek studentów, którzy zgłosili rektorowi Uniwersytetu Śląskiego, że podczas zajęć "Międzypokoleniowe więzi w rodzinach światowych" profesor Budzyńska mówiła, m.in., że rodzina jest podstawową i naturalną komórką społeczeństwa, opartą na związku kobiety i mężczyzny. Ponadto, odnosząc się do kwestii medycznych, nazwała człowieka w prenatalnej fazie rozwoju dzieckiem.

Z prof. Ewą Budzyńska rozmawiała Małgorzata Jędrzejczyk (IAR).

Audycja: "Północ - południe"

Prowadzący: Mateusz Drozda

Gość: prof. Ewa Budzyńska, socjolog

Data emisji: 30.01.2020

Godzina emisji: 21.35

Sprzeciwiła się ideologii gender. Studenci oskarżyli wykładowczynię o "homofobiczne wypowiedzi"

Ostatnia aktualizacja: 12.01.2020 09:01

Socjolog rodziny z Uniwersytetu Śląskiego, prof. dr hab. Ewa Budzyńska, stanie przed uczelnianą komisją dyscyplinarną za wypowiedzi dotyczące m.in. aborcji i homoseksualizmu. - Zarzuca się pani profesor, że nie podziela ideologii gender - powiedział dr Marcin Olszówka z instytutu Ordo Iuris, którego prawnicy reprezentują prof. Budzyńską.

 

Zdjęcie ilustracyjneFoto: Shutterstock

Jak podaje instytut, grupa studentów w skardze do władz uczelni zarzuciła prof. Budzyńskiej narzucanie słuchaczom wykładów "ideologii anti-choice, poglądów homofobicznych, antysemityzmu, dyskryminacji wyznaniowej, informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową oraz promowanie poglądów radykalno-katolickich". Chodziło m.in. o nazywanie człowieka w prenatalnej fazie rozwoju dzieckiem.

Krytyka dotyczyła także zaprezentowania badań wskazujących na negatywny wpływ posyłania dzieci do żłobków na ich rozwój, a przede wszystkim samego zreferowania przez wykładowcę definicji rodziny jako podstawowej i naturalnej komórki społeczeństwa opartej o związek kobiety i mężczyzny. Nie do przyjęcia okazało się także zaprezentowanie publikowanych w prasie naukowej wyników badań na temat skutków wychowywania dzieci przez osoby pozostające w relacjach homoseksualnych. 

"Nie można odmawiać profesorom prawa do opinii"

Bogumił Łoziński: ideologia gender ma swoje podłoże w marksizmie

W obronie swojej podwładnej stanął były dyrektor Instytutu Socjologii i były prorektor Uniwersytetu Śląskiego prof. Wojciech Świątkiewicz, czemu dał wyraz w liście do rektora uczelni - Studenci mają prawo wyrażać swoje opinie i oceny faktów, wyników badań naukowych czy konstytucyjnych zapisów. Nie można jednak tych samych praw odmawiać również profesorom. (...) Pani profesor jest znakomitym socjologiem, ale też psychologiem z bogatym doświadczeniem w pracy w poradni psychologicznej - podkreślił.

<<CZYTAJ TAKŻE>> Prof. Wojciech Polak: środowiska LGBT nie są odporne na krytykę

Uniwersytecki rzecznik dyscyplinarny, prof. Wojciech Popiołek, odrzucił jednak jako bezpodstawne zarzuty antysemityzmu i przekazywania informacji niezgodnych z aktualnym stanem wiedzy. Skierował zarazem do komisji dyscyplinarnej wniosek o ukaranie prof. Budzyńskiej naganą, która ma także "zadziałać prewencyjne na innych wykładowców uniwersytetu". 

"Bezprawna cenzura"

Magdalena Majkowska z Centrum Interwencji Procesowej Ordo Iuris zarzuciła rzecznikowi dyscyplinarnemu, że przesłuchał jedynie część studentów, a dwojgu przesłuchiwanym okazał protokół zeznań trzeciego z nich, by następnie ze zgodnych zeznań świadków wyprowadzić wniosek o ich prawdziwości.

Od kwestii proceduralnych ważniejsza jest jednak, jej zdaniem, wolność akademicka. - Nie można wymagać od wykładowcy, aby pominął w toku prowadzonych przez siebie zajęć treści istotne z punktu widzenia omawianego tematu. Z pewnością treści wykładu nie można także dostosowywać do przekonań słuchaczy. Nie można również żądać, aby wykładowca zaniechał wyrażania uzasadnionych naukowo wątpliwości lub zastrzeżeń wobec prezentowanych zjawisk. Co więcej, takie oczekiwanie byłoby bezprawną cenzurą konstytucyjnie gwarantowanej wolności akademickiej z oczywistą szkodą dla kształtowania umiejętności krytycznej analizy stereotypów, w tym stereotypów budzących niechęć wobec chrześcijaństwa - uważa.

"Związki homoseksualne są mniej trwałe". Stracił pracę po skardze środowisk LGBT

Sama zainteresowana, prof. Ewa Budzyńska, wniosek o jej ukaranie uznała za akt cenzury i w geście protestu postanowiła pożegnać się z uniwersytetem po, jak podkreśliła, "28 latach nienagannej pracy".

Prawo do wypowiedzi

Instytut Ordo Iuris opublikował raport na temat ograniczeń wolności akademickiej w ostatnich latach w Polsce. Prezentuje on i omawia 21 wybranych przykładów naruszeń wolności akademickiej na uczelniach w Polsce. Naruszenia te związane są w większości przypadków z odwoływaniem konferencji i wykładów zaplanowanych na terenie uczelni, co wg autorów raportu motywowane jest światopoglądowo i ogranicza swobodę wymiany różnych opinii.

Raport omawia również m.in. przypadki odwołania wykładów Ireny van der Wende z Holandii, działaczki pro-life, oraz dr Wiesławy Stefan, terapeutki od lat zajmującej się syndromem poaborcyjnym. Wykłady miały się odbyć 16 października 2017 r. w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz 19 października 2017 r. we Wrocławskim Uniwersytecie Medycznym. Uzasadnieniem ich odwołania był sprzeciw części studentów i oskarżenia o formę niestwarzającą warunków do rzetelnej debaty.

Instytut zaproponował także chroniącą lepiej wolność akademicką nowelizację ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym.

gosc.pl/pkr

Profesor Ewa Budzyńska, wykładająca na Uniwersytecie Śląskim, odchodzi z uczelni na znak protestu. Chodzi o karę, którą chce na nią nałożyć rzecznik dyscyplinarny po wniosku studentów, zarzucających jej homofobię i nietolerancję. - Nie może powrócić cenzurowanie zajęć, ograniczanie wolności prowadzenia badań, czy interpretacji badań - mówiła prof. Budzyńska na antenie Polsat News.

Sprawę szczegółowo przedstawia Polsat News, który rozmawiał z profesor Ewą Budzyńską, wykładającą na Uniwersytecie Śląskim. Zaczęło się od wniosku studentów do rzecznika dyscyplinarnego UŚ, którzy zarzucili profesor homofobię i nietolerancję.

Rzecznik zarzucił socjolożce, że „formułowała wypowiedzi w oparciu o własny, narzucany studentom, światopogląd o charakterze wartościującym", co miało być przejawem braku tolerancji.

- Wcześniej studenci złożyli skargę ws. nietolerancji i homofobii - podaje Polsat News.

Prof. Ewa Budzyńska pracuje na UŚ od ponad 28 lat. Kontrowersyjny wykład poprowadziła w grudniu 2019 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia.

- Opisywała rodzinę m.in. w chrześcijaństwie. Podczas wykładu Budzyńska uznała, że dzieckiem można nazwać „dziecko w łonie matki". Mówiła też, że według klasycznej definicji rodzina składa się z „męża, żony, ojca, matki, dzieci, krewnych i powinowatych" - czytamy na portalu Polsatu.


 


- Okazało się, że w 2019 r. studenci tą definicją poczuli się bardzo dotknięci - powiedziała prof. Budzyńska w programie „Punkt Widzenia".

Później sprawa potoczyła się szybko. Studenci napisali skargę, w której postawili wykładowczyni kilka zarzutów: poglądy homofobiczne, dyskryminacja wyznaniowa, wypowiedzi krytyczne wobec wyborów życiowych kobiet dotyczących m.in. przerywania ciąży oraz przekazanie informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową.

Polsat News podaje, że studenci w piśmie do rektora argumentowali, że „są wśród nich osoby nieheteronormatywne, które poczuły się mocno dotknięte zaistniałą sytuacją".

Skarga została oficjalnie przekazana prof. Budzyńskiej niedawno, bo 8 stycznia. Z kolei rzecznik dyscyplinarny Uniwersytetu Śląskiego złożył wniosek do komisji o ukaranie wykładowczyni naganą. Na znak protestu wobec tego rozwoju zdarzeń, prof. Budzyńska postanowiła odejść z uniwersytetu.

- Dochodzimy do absurdalnej sytuacji, kiedy uprawiając naukę, gdzie trzeba wyjść od jakiejś podstawowej definicji, nagle okazuje się, że ta obiektywna definicja jest odbierana w sposób negatywny, jest odbierana jako stygmatyzowanie. Otwiera się ogromne pole do ograniczania wolności wypowiedzi akademickich - argumentowała socjolog na antenie Polsat News.


 


31 stycznia odbędzie się posiedzenie Komisji Dyscyplinarnej w tej sprawie, jednak prof. Budzyńska - zgodnie ze swoim wnioskiem - już złożyła wypowiedzenie i 23 lutego kończy pracę na UŚ.

- Zrezygnowałam w geście protestu, nie może powrócić cenzurowanie zajęć, ograniczanie wolności prowadzenia badań, czy interpretacji badań. Ja mam prawo do krytycznego omawiania. Tu interpretuję sytuację, jako formę nacisku, cenzurowania - wyjaśniła w Polsacie.

W obronie prof. Ewy Budzyńskiej stanęła m.in. organizacja Ordo Iuris i kilka organizacji/portali katolickich.

Profesor odchodzi po skardze studentów. Zarzucili homofobię i nietolerancję (polsat)

Rzecznik dyscyplinarny Uniwersytetu Śląskiego zarzucił socjolożce prof. Ewie Budzyńskiej, że "formułowała wypowiedzi w oparciu o własny, narzucany studentom, światopogląd o charakterze wartościującym", co było przejawem braku tolerancji. Wcześniej studenci złożyli skargę ws. nietolerancji i homofobii. Wykładowczynię wzięło w obronę "Ordo Iuris" i rada społeczna przy arcybiskupie katowickim.

 

Prokuratura wraca ds. narodzin pijanego noworodka. Wcześniej uznano, że płód to nie człowiek

Prof. Ewa Budzyńska, od ponad 28 lat wykłada na Uniwersytecie Śląskim socjologię rodziny. Przed świętami Bożego Narodzenia prowadziła zajęcia, podczas których opisywała rodzinę m.in. w chrześcijaństwie. Podczas wykładu Budzyńska uznała, że dzieckiem można nazwać "dziecko w łonie matki". Mówiła też, że według klasycznej definicji rodzina składa się z "męża, żony, ojca, matki, dzieci, krewnych i powinowatych".

 

- Okazało się, że w 2019 r. studenci tą definicją poczuli się bardzo dotknięci - powiedziała prof. Budzyńska w programie "Punkt Widzenia".

 

"Homofobiczne wypowiedzi, nietolerancja wyznaniowa"

 

Studenci napisali skargę do władz uczelni zarzucając wykładowczyni poglądy homofobiczne, dyskryminację wyznaniową, wypowiedzi krytyczne wobec wyborów życiowych kobiet dotyczących m.in. przerywania ciąży oraz przekazywanie informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową.

 

Studenci w piśmie do rektora argumentowali, że są wśród nich osoby nieheteronormatywne, które poczuły się mocno dotknięte zaistniałą sytuacją.

 

ZOBACZ: Matka nie odpowie za urodzenie pijanej córeczki. Śledczy: dziecko było wtedy płodem

 

8 stycznia skarga została przekazana prof. Budzyńskiej, a uniwersytecki rzecznik dyscyplinarny prof. Wojciech Popiołek skierował do komisji dyscyplinarnej wniosek o ukaranie jej naganą. Zarzucił jej m.in., że "formułowała wypowiedzi w oparciu o własny, narzucany studentom, światopogląd o charakterze wartościującym, stanowiące przejaw braku tolerancji wobec grup społecznych i ludzi o odmiennym światopoglądzie, nacechowane wobec nich co najmniej niechęcią, w szczególności wypowiedzi homofobiczne, wyrażające dyskryminację wyznaniową, krytyczne wobec wyborów życiowych kobiet dotyczących m.in. przerywania ciąży".

 

WIDEO: Prof. Ewa Budzyńska zrezygnowałam z pracy w geście protestu. "Nie może powrócić cenzurowanie zajęć"

 

Wycisz

Głośność

 

 

- Jeszcze zarzucili mi, że propaguję radykalny katolicyzm - przypomniała prof. Budzyńska na antenie Polsat News.

 

- Dochodzimy do absurdalnej sytuacji, kiedy uprawiając naukę, gdzie trzeba wyjść od jakiejś podstawowej definicji, nagle okazuje się, że ta obiektywna definicja jest odbierana w sposób negatywny, jest odbierana jako stygmatyzowanie. Otwiera się ogromne pole do ograniczania wolności wypowiedzi akademickich - argumentowała socjolog.

 

"Poznałam bardzo dobrze etapy rozwoju człowieka"


Przekonywała, że przekazywana przez nią na zajęciach wiedza ma pokrycie w nauce.

 

- Jeżeli jakiekolwiek treści podaję, one mają zakorzenienie w badaniach naukowych, w opracowaniach naukowych, publikacjach, książkach, artykułach - wyliczała socjolog. 

 

ZOBACZ: Naukowiec UMCS napisał o strzelaniu do protestujących. Sprawą zajmie się rzecznik dyscyplinarny

 

- Czy studentów nie oburzyło również to, że nazwała pani dziecko w łonie matki dzieckiem, a nie płodem? - pytał prowadzący program Grzegorz Jankowski. 

 

- Czuję się tak, jakby narzucano mi określone nazewnictwo. Jako psycholog poznałam bardzo dobrze etapy rozwoju człowieka i ten termin "dziecko" można różnorako rozumieć. Dzieckiem jesteśmy przecież wtedy, kiedy znajdujemy się w łonie matki, wtedy, kiedy się już narodziliśmy i dziećmi jesteśmy już jako osoby dorosłe, a nawet stare. Ja jestem też dzieckiem swoich rodziców. To pojęcie, które mówi nam o naszych związkach z rodzicami, związkach biologicznych, emocjonalnych, społecznych - wyjaśniała....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin