Morgan Rice - Krąg Czarnoksiężnika 14. Przysięga Braci.pdf

(1006 KB) Pobierz
Morgan Rice
Krąg Czarnoksiężnika Tom 14
Przysięga Braci
Tytuł oryginału Oath of Brothers
Przekład Monika Zając
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Darius spojrzał na zakrwawiony sztylet, który trzymał w swojej dłoni, a
następnie na martwego dowódcę Imperium, który spoczywał przy jego stopach.
Zastanawiał się, co właśnie uczynił. Świat zwolnił mu przed oczami.
Spojrzał w górę i zobaczył zszokowane twarze żołnierzy Imperium, którzy stali
przed nim. Setki mężczyzn rozpościerały się po horyzont, prawdziwych
mężczyzn, wojowników w prawdziwych zbrojach i z prawdziwą bronią.
Część z nich dosiadała zertów. Byli to ludzie, którzy nigdy nie zostali pokonani.
Za Dariusem zaś, z czego doskonale zdawał sobie sprawę, stało jedynie kilka
setek prostych ludzi. Mężczyzn i kobiet, którzy nie mieli stali, ani pancerzy. Byli
pozostawieni sami sobie w starciu z zawodową armią.
Namawiali go, aby się poddał, aby przystał na okaleczenie – nie chcieli wojny,
której nie mieli możliwości wygrać. Nie chcieli umierać. Darius zaś uważał, że
są do tej walki zobowiązani.
Dlatego głęboko w środku swojej duszy, nie był w stanie się poddać. Jego ręce
same wyrwały się do działania, odezwał się w nim duch, którego nie byłby w
stanie kontrolować, nawet gdyby spróbował to zrobić. Wszystko to tkwiło w
najgłębszych zakamarkach jego duszy.
Chodziło o tę część jego jestestwa, która od zawsze była w nim tłumiona. Tę
część, która pragnęła wolności niczym umierający pragnie wody.
Darius spojrzał na to morze twarzy. Nigdy nie czuł się tak bardzo samotny, ale
jednocześnie nigdy nie czuł się tak wolny. Jego perspektywa się zmieniła.
Patrzył teraz na siebie z zewnątrz. Wszystko wydawało mu się surrealistyczne.
Wiedział, że jest to jeden z kluczowych momentów w jego życiu. Wiedział, że ta
jedna chwila zmieni wszystko.
Jednak nie żałował. Popatrzył na martwego dowódcę Imperium, na człowieka,
który chciał pozbawić Loti życia, który chciał pozbawić życia ich wszystkich,
który chciał ich okaleczyć, i poczuł, że wymierzył sprawiedliwość. Poczuł się
także ośmielony. Koniec końców, pokonany został oficer Imperium. A to
oznacza, że pokonany może zostać również każdy inny żołnierz tej armii. Mogą
być wyposażeni w najlepsze zbroje i doskonałą broń, ale krwawią dokładnie tak
samo, jak każdy inny człowiek.
Wcale nie są niezwyciężeni.
Darius poczuł w sobie siłę i przystąpił do działania zanim ktokolwiek inny
zdążył zareagować. Kilka stóp od niego znajdowała się niewielka grupa
oficerów, którzy towarzyszyli swojemu dowódcy. Stali teraz oniemiali,
najwyraźniej w żaden sposób nie spodziewając się tego, że może tu się
wydarzyć cokolwiek innego, jak poddanie się mieszkańców wioski. Nie byli
nawet w stanie sobie wyobrazić, że ich dowódca mógłby zostać zaatakowany.
Darius wykorzystał przewagę, jaką dało mu ich zaskoczenie. Rzucił się do
przodu, wyciągnąwszy wcześniej sztylet z piersi dowódcy. Przeciął gardło
jednemu z oficerów, a następnie obrócił się wokół własnej osi i tym samym
ruchem przejechał ostrzem po szyi drugiego.
Obaj gapili się na niego z szeroko otwartymi oczyma, jakby nie wierząc, że
mogło im się to zdarzyć. Krew trysnęła im z gardeł, upadli na kolana, a
następnie uderzyli o ziemię, martwi.
Chłopak przygotowywał się na najgorsze. Jego pochopny czyn sprawił, że był
teraz wystawiony na atak. Jeden z oficerów ruszył w jego kierunku – zamachnął
się swoim stalowym mieczem, celując wprost w głowę chłopaka.
Darius chciałby w tym momencie być odziany w zbroję, dzierżyć tarczę, mieć
miecz, którym mógłby sparować cios – mieć jakiekolwiek wyposażenie.
Ale nie miał. Był bezbronny i jako taki wystawił się na atak. Wiedział, że teraz
przyjdzie zapłacić za to cenę. Przynajmniej umrze jako wolny człowiek.
Nagle w powietrzu rozległ się klang metalu. Darius odwrócił się i zobaczył, że
stoi za nim Raj, blokując cios mieczem. Darius zorientował się, że Raj
pochwycił miecz jednego z martwych żołnierzy i ruszył przed siebie, ratując
przyjaciela w ostatnim momencie.
Kolejny klang przeciął powietrze – po drugiej stronie Desmond blokował
kolejny cios przeznaczony dla Dariusa. Raj i Desmond rzucili się do walki,
odparowując ciosy swoich przeciwników, którzy w żaden sposób nie
spodziewali się obrony. Chłopcy machali mieczami, jakby byli opętani.
Kiedy dotarli do atakujących, w powietrzu rozległ się dźwięk brzęczącego
metalu.
Odparli ich w tył, a następnie obaj zadali im śmiertelne ciosy, zanim żołnierze
Imperium zdążyli się obronić.
Obaj żołnierze upadli na ziemię, martwi.
Darius poczuł w stosunku do swoich braci przypływ wdzięczności.
Ucieszył się, że ma ich tutaj, walczących przy jego boku. Nie był już dłużej sam,
naprzeciw całej armii.
Schylił się i wyrwał miecz oraz tarczę z ciała martwego oficera.
Następnie dołączył do Raja i Desmonda, którzy ruszyli do ataku na sześciu
pozostałych oficerów ze świty dowódcy. Darius uniósł miecz wysoko w górę i
poczuł jego ciężar. Jak wspaniale było trzymać prawdziwy miecz. I prawdziwą
tarczę. Czuł się niepokonany.
Rzucił się naprzód i zablokował swoją tarczą potężne uderzenie miecza.
W tym samym czasie pchnął mieczem pomiędzy załamania w zbroi żołnierza
Imperium. Dźgnął go w łopatkę. Żołnierz chrząknął i upadł na kolana.
Chłopak odwrócił się i zablokował tarczą kolejny, nadchodzący z boku cios.
Następnie zakręcił się wokół własnej osi i użył jako broni tarczy – roztrzaskał
nią twarz kolejnego przeciwnika, powalając go na ziemię.
Kolejny obrót Dariusa zaowocował mieczem wbitym w brzuch innego
napastnika.
Młodzieniec zabił go zanim ten zdążył opuścić już uniesiony i skierowany w
kark Dariusa miecz.
Raj i Desmond również posuwali się naprzód, walcząc przy jego boku,
wymieniając cios za cios z innymi żołnierzami. Klang metalu co chwila
dochodził do uszu Dariusa. Chłopak przypomniał sobie ich treningi z użyciem
drewnianych mieczy – teraz dopiero, w walce, mógł zobaczyć, jak dobrymi
wojownikami się stali. Kiedy po raz kolejny się obracał, zdał sobie sprawę jak
bardzo ukształtowały go ich codzienne treningi. Zastanawiał się czy bez nich
byłby w stanie cokolwiek zdziałać. Był zdecydowany, aby tę bitwę wygrać
samodzielnie, za pomocą swoich własnych rąk i aby nigdy, ale to przenigdy, nie
wykorzystywać swoich magicznych mocy, które drzemały w nim gdzieś głęboko
i których do końca nie rozumiał – a może nie chciał rozumieć.
Kiedy Darius, Desmond i Raj pokonali pozostałą część świty, kiedy stali tam
samotnie, a kurz walki jeszcze nie opadł, w oddali setki żołnierzy Imperium
wreszcie zrozumiały co się dzieje. Mężczyźni wydali potężny okrzyk wojenny i
ruszyli w dół, wprost na nich.
Darius spojrzał w górę, oddychając ciężko, z zakrwawionym mieczem w
dłoni, i zrozumiał, że nie mają dokąd uciec. Kiedy szwadrony doskonałych
żołnierzy przystąpiły do akcji, zdał sobie sprawę, że oto właśnie nadchodzi
śmierć. Stał w miejscu, podobnie jak Desmond i Raj, wytarł pot z czoła i
spojrzał wprost na zbliżającą się armię. Nie wycofa się, nie cofnie się przed
nikim.
Nagle doszedł ich kolejny wojenny okrzyk, tym razem zza pleców.
Darius zerknął do tyłu i z radością zobaczył, że cały jego lud ruszył do boju.
Dostrzegł, że wśród atakujących znalazło się kilku jego braci, którzy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin