Vargas Fred - Niepewne miejsce.pdf

(1857 KB) Pobierz
Fred
Vargas
NIEPEWNE
MIEJSCE
Z języka francuskiego przełożyła
Bożena Sęk
Tytuł oryginału:
Un lieu incertain
© Fred Vargas
Copyright © 2018 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2018 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga
Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz
Redakcja: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Korekta: Iwona Wyrwisz, Maria Zając, Izabela Sieranc
ISBN: 978-83-8110-493-7
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1,40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, faX 32 253 77 28
e-mail: iiito@soniadraga.pl
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga
Skład i łamanie: Wydawnictwo Sonia Draga
Katowice 2018. (N918)
I
Młodszy inspektor Adamsberg potrafił prasować koszule,
matka go nauczyła wygładzać materiał na karczku i płótno gu-
zików. Wyłączył żelazko, poukładał ubrania w walizce. Ogo-
lony, uczesany wyjeżdżał do Londynu, nie było jak wyłgać się
od tego.
Przesunął krzesło tak, aby znalazło się w prostokącie słońca
w kuchni. Pomieszczenie miało okna z trzech stron, przez cały
dzień zatem przestawiał krzesło wokół okrągłego stołu, idąc za
światłem niczym jaszczurka okrążająca głaz. Kubek z kawą
umieścił od wschodniej strony i usiadł plecami do ciepła.
Zgadzał się odwiedzić Londyn, powąchać, czy Tamiza zala-
tuje stęchlizną tak samo jak Sekwana, posłuchać wrzasków
mew. Niewykluczone, że mewy inaczej wrzeszczą po angielsku
niż po francusku. Tyle że na to nie dadzą mu czasu. Trzy dni
konferencji, dziesięć wykładów na dzień, sześć dyskusji, jedno
przyjęcie w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Będzie ponad
stu wysokich szarżą gliniarzy przybyłych z dwudziestu trzech
krajów w celu zoptymalizowania wielkiej policyjnej Europy, a
dokładniej „koordynacji zarządzania falą uchodźców”. Taki był
temat konferencji.
Jako szef paryskiej brygady kryminalnej Adamsberg miał
obowiązek stawić się na niej, lecz tym się nie przejmował. Jego
udział będzie lekki, niemal eteryczny - z jednej strony z powodu
jego zdecydowanej niechęci do „zarządzania falą”, z drugiej zaś
dlatego, że nigdy nie zdołał zapamiętać ani jednego angiel-
skiego słowa. Spokojnie dopił kawę, czytając wiadomość, którą
przysłał mu komendant Danglard. „O 1.20 przy odprawie. Cho-
lerny tunel. Biorę dla ciebie marynarkę i kraw”.
Adamsberg przesunął kciukiem po wyświetlaczu telefonu,
wymazując tym sposobem niepokój swojego partnera, tak jak
wyciera się kurz z blatu. Danglard nie był zaprawiony w cho-
dzeniu, bieganiu, a tym bardziej w podróżach. Przebycie kanału
La Manche tunelem napawało go obawami nie mniejszymi niż
przelot nad nim samolotem. Mimo to nikomu by nie odstąpił
swojego miejsca. Od trzydziestu lat był wielbicielem elegancji
brytyjskiego ubioru, na który stawiał, aby skompensować wro-
dzony brak prezencji. Bazując na tym nader istotnym elemen-
cie, rozciągnął swe uwielbienie na całą resztę Zjednoczonego
Królestwa, przez co stał się Francuzem anglofilem, przejął bry-
tyjskie maniery, wytworny sposób bycia, dyskretne poczucie
humoru. No chyba że nerwy mu puszczały, co odróżniało Fran-
cuza anglofila od prawdziwego Anglika. Dlatego właśnie per-
spektywa spędzenia kilku dni w Londynie nader go radowała
niezależnie od powodu - czy była nim fala emigracji, czy nie.
Adamsberg opłukał kubek i podniósł walizkę, zastanawiając
się, jaką też marynarkę i „kraw” wybrał dla niego komendant
Danglard. Stary Lucio, sąsiad Adamsberga, zabębnił ciężko w
przeszklone drzwi, waląc pokaźną pięścią. Hiszpańska wojna
domowa pozbawiła go lewej ręki, kiedy miał dziewięć lat, i wy-
glądało na to, że w związku z tym druga kończyna urosła mu
nadmiernie, by skupić w sobie rozmiary i siłę obu. Z twarzą
przylepioną do szybki przyzywał Adamsberga naglącym wzro-
kiem.
- No chodźże - wymamrotał rozkazującym tonem. - Sam
nie dam rady, musisz mi pomóc.
Adamsberg postawił walizkę na zewnątrz, w malutkim za-
bałaganionym ogródku, który dzielił ze starym Hiszpanem.
- Lucio, jadę do Londynu na trzy dni. Pomogę ci po po-
wrocie.
- Rety, za późno - burknął stary.
A kiedy Lucio tak burczał, kiedy twardo wymawiał „r”, wy-
dawał z siebie dźwięki tak głuche, jakby wychodziły wprost
spod ziemi. Adamsberg podniósł walizkę, myślami już zdążając
ku dworcowi.
- Z czym nie dasz sobie rady? - spytał z roztargnieniem,
zamykając drzwi na klucz.
- Z kotką, która mieszka pod zadaszeniem. Wiedziałeś, że
jest kotna, nie?
- Nie wiedziałem, że pod dachem mieszka kotka. I mam to
Zgłoś jeśli naruszono regulamin