Dla Jacka i Leo
1.
– Skacz!
Głos był równie lodowaty jak ta noc.
Sacha obejrzał się za siebie. Wydawał się bardziej rozbawiony niż przerażony.
– Naprawdę chcesz, żebym to zrobił? – Położył rękę na piersi i udał, że się wzdryga. – Ale przecież... mogę ucierpieć.
– Zamknij się. – Antoine zrobił krok w kierunku Sachy. Pistolet, który trzymał w dłoni, lśnił w blasku księżyca. – Nie trać mojego czasu, dzieciaku. Przegrałeś zakład i sam wybrałeś to rozwiązanie, a teraz... – Wzruszył ramionami. – Musisz skoczyć. Zrób to, Sacha. Miejmy to już z głowy.
– Okej, okej. – Sacha uniósł ręce. Z kpiącym uśmiechem na twarzy wyglądał na młodszego niż był w rzeczywistości. – Nie nakręcaj się tak.
Bez lęku podszedł do krawędzi dachu magazynu. Wiatr zwiewał mu proste brązowe włosy na czoło, więc Sacha je odgarnął, żeby spojrzeć w ciemność.
Antoine wiedział, że stąd nie dało się zobaczyć ziemi. Dach, na którym stali, znajdował się na wysokości piątego piętra – zbyt wysoko, żeby można było przeżyć upadek.
Sacha przykucnął, szykując się do skoku w próżnię.
Antoine mimowolnie wstrzymał oddech. Podziwiał brawurę tego dzieciaka i wcale nie chciał patrzeć, jak umiera. Jednak zakład to zakład, a tym razem chłopak posunął się za daleko. Wziął pieniądze i ich nie oddał. Zadarł z nim tak, jakby to była zabawa. Na to Antoine nie mógł pozwolić, i to jeszcze na oczach swoich ludzi. Musiał ukarać Sachę dla przykładu. Kiedy jutro znajdą zwłoki, będą wiedzieli, kto za tym stoi. Poczują szacunek dla Antoine’a.
Siedem metrów dalej Sacha zakołysał rękami. Nagle zamarł i się odwrócił.
– Hej, mam pomysł. – Jego wzrok błądził na wszystkie strony. – Załóżmy się jeszcze raz.
Antoine zacisnął dłoń na rękojeści pistoletu. Nic nie rozumiał. Dlaczego Sacha się nie bał? Dlaczego nie obchodziło go, że zaraz zginie? To było bez sensu, a Antoine nie lubił niczego, co nie miało sensu.
– Co? Teraz? – Przez gniew mówił zbyt piskliwie, więc szybko zniżył głos. – Chcesz negocjować, tuż zanim roztrzaskasz się o bruk?
– Tak – potwierdził Sacha z determinacją. – Teraz.
Mamrocząc pod nosem litanię soczystych przekleństw, Antoine opuścił broń i zapalił...
renfri73